Reklama

TYLKO KASY BRAK

08/04/2010 10:25

Jakież to wzruszające. Wprost wyciska łzy z oczu. Aż nie chce się wierzyć, że w dzisiejszych tak przematerializowanych czasach są ludzie, których stać na takie, chciałoby się powiedzieć, samarytańskie odruchy. Oto „majstrowany” siłami i środkami krakowskiego ośrodka Telewizji Państwowej program „Kundel bury i kocury” nie zniknie z anteny! Kiedy widzowie dowiedzieli się o zakusach dyrekcji ośrodka, która chciała program „zdjąć” (bo oczywiście dostali za mało pieniędzy z abonamentu), postanowili że sami będą ten program finansować. Co potwierdza obiegowe sądy, że psiarze i kociarze nie zawsze są w pełni władz umysłowych...

W tej sytuacji autorzy programu też postanowili się zachować (przypominam Słonimskiego który powiedział: jeśli nie wiesz jak się zachować, zachowuj się przyzwoicie) i zrezygnowali z połowy honorariów. Jak długo będzie trwała sielanka – nie wiadomo...
Nie jest to wprawdzie sposób na rozwiązanie finansowych kłopotów Telewizji Państwowej, ale może i warto nieco się nad nim zastanowić. No bo gdyby ci, którzy chcą oglądać słowne popisy Lisa płacili mu za jego program, gdyby miłośnicy pseudopolityki oraz Kraśki, Orłosia i Trzaskalskiej zrzucali się na Wiadomości, Teleekspress i Panoramę, a ci którzy nie mogą rano sypiać utrzymywali „Pytanie na śniadanie” - to od razu i bez kosztownych badań byłoby wiadomo, co się ludziom podoba i jaką ma oglądalność. I byłaby to naprawdę telewizja publiczna i demokratyczna, której program układaliby sami widzowie. Na pewno jedyna taka na świecie...
Najfajniej byłoby, gdyby okazało się, że widzowie gotowi są płacić tylko za „Klan”, „M jak miłość”, „Dobranockę”, no i w ostateczności za „Warto rozmawiać”.
Bo pieniędzy teraz brakuje wszystkim, nawet takiej metropolii jak Warszawa. Z ich braku nie można załatać dziur w jezdniach, wymienić stuletnich rur wodociągowych i kanalizacyjnych oraz trzydziestoletnich ciepłowniczych, nie można odbudować Pałacu Saskiego, o zbudowaniu drugiej linii metra czy mostu Północnego nie mówiąc. Dlatego włodarze stolicy chcą, by ci mieszkający w stolicy potajemnie, czyli zameldowani w innych wioskach i miasteczkach, podatki płacili w Warszawie. Jeśli korzystają z uroków życia w niej – niech podatki zostawiają na miejscu. Czy jednak takie okradanie małych miejscowości z ich i tak niewielkich dochodów jest konstytucyjne? Przecież każdy może płacić daninę dla państwa gdzie chce. Niektórzy to nawet meldują się w tym celu jakimś Monaco czy innej Andorze, bo tam, na przykład, są zwolnieni z abonamentu telewizyjnego.
Pieniędzy brakuje wszystkim, nawet partiom politycznym. I to z tego powodu do gry przed wyborami wracają fachowcy od partyjnej roboty i propagandy. Nawet ci, którzy kiedyś obrazili się na swoich kolegów i mówili o nich całą, podobno, prawdę. Lewica przyjęła więc na swe matczyne łono wyrodnego Józia O. i Lesia M. W przedwyborczych igraszkach przyda się nie tylko ich doświadczenie, ale także plakaty z dawnych lat, zalegające jeszcze magazyny. Przecież hasła zapewne będą te same...
I z tego to powodu w szeregach lewicy podobno szykuje się nowa inicjatywa – parytetu. Ale nie dla kobiet. Tylko dla młodych. Na każdego powyżej 50-tki, ma przypadać jeden poniżej 30-dziestki. Jest to sposób, by o miejsca w parlamencie ubiegali się tylko ci między 30-ką a 50-ką. Już niby z doświadczeniem, ale jeszcze z resztkami dziecinnego zapału, tacy, co to udają, że pamiętają PRL, ale już wyznają zasadę nowoczesnej lewicy: gospodarkę urzędniczo-rynkową. Może to żaden parytet, ale na pewno sprawiedliwy. Poza tym w razie przegranej w wyborach, wszystko można zwalić na niedoświadczonych młokosów, którym zachciało się bawić w politykę.
Z permanentnego braku forsy, kasy, szmalu (do wyboru) zrodziła się też nowa polska tradycja nadawania dzieciom wariackich imion. Teraz mamy tylko Oliwie i Oliwierów, Jessiki i Justinów, Anżeliki i Amelie, Diany i Patryków. (Jakby nie było takich pięknych imion jak Helmut, Berta, Barack czy Stodółka.) W niektórych przedszkolach trzeba dzieci numerować, bo w grupie 10-osobowej zdarza się siedem o imieniu Oliwia.
Jest to skuteczna metoda, na brak pieniędzy, bo gdy daje się dziecku takie imię, przez kilkadziesiąt lat nie trzeba mu kupować żadnych prezentów, ani wyprawiać imienin, ponieważ nikt nie wie kiedy one przypadają. A gdy dorośnie niech się samo dowie...Ale trzeba jednak uważać. Ostatnio w jakimś afrykańskim kraju mądry i wykształcony człowiek nie został ministrem, gdyż okazało się, że jego imię w języku jednego z plemion znaczy – Wyrośnięty Penis.
Takie imię to może sobie nosić jakiś aktor czy piosenkarz.
Ale na pewno nie minister...

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do