Na pomniki, jak na wszystko w życiu, przychodzi czas i moda. Dawno, ale
to dawno temu pomniki były przede wszystkim nagrobne. Leżące postacie
ze złożonymi do modlitwy rękoma, bo po śmierci trudno z rękami robić
coś innego.
Albo zakuci w zbroje rycerze, wmurowani w ściany katedr, wsparci na
mieczu. U bogatszych – obok tablica z białogłową, która pełniła funkcję
małżonki. Znaczy – że ten oto pan całe życie poświęcił obronie
ojczyzny, gdzieś na kresach Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Obojga
Narodów, a jego ukochana żona też broniła w tym czasie, tyle że
czystości i wierności małżeńskiej i strzegła wartości najwyższej,
czyli rodziny.
Minęły lata i zaczęto wznosić pomniki artystom i wieszczom. Wzrok wpatrzony w dal, w przyszłość oczywiście, ręka skryta w zanadrzu. (Z zimna? Czy też chowa wieszcz przed deszczem rękopis sonetów?) Albo pod wierzbą naszą rosochatą, koncertujący, rozwichrzony, zapamiętały w muzyce napływającej z łąk, pół i siół. No i jeszcze uczeni. Na stojąco, jak na toruńskim narożniku, albo na siedząco, jak w stolicy. W ręku astrolabium, czy coś podobnego, by było wiadomo, że to astronom, a nie kobieta, jak twierdzono w jednym z filmów.
Czasy nastawały coraz marniejsze, więc psiały i pomniki. Zaczęto je bowiem stawiać politykom lub innym podejrzanym, jak z latami się okazało, osobnikom, sportowcom, a nawet... nie wiadomo komu. Takie pomniki nazywają się po prostu rzeźbami. Przykładem są trzej biegnący przy dawnym Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie. Ponieważ byli nadzy (to bardzo odważne w czasach socrealizmu) i biegli ze wschodu, prześmiewczy ludek warszawski zaraz uznał, że to trzech internacjonalistycznych braci wieje na zgniły zachód z ojczyzny światowej rewolucji.
Stawiano oczywiście, niemal w każdej gminie, pomniki wodzom tejże rewolucji. Z tym, że jednego po kilku latach po cichu usuwano, zostawiając tylko tego starszego, wiecznie żywego. No i pomniki tym, którzy ich idee wcielali w czyn. Jak np. czerwonemu Feliksowi, który stworzył najohydniejszą organizację politycznej represji i Julianowi M., który na plebani w Wyszkowie bardzo się starał, by organizacja Feliksa pracowała także w Polsce. I też te „monumenta” trzeba było obalać.
Zachowało się jeszcze w kraju kilka pomników wyzwolicieli. Ale tylko dlatego, że ruszenie ich z posad będzie poczytane przez nieodległe mocarstwo za gest polityczny, co może z kolei zaowocować odcięciem nas od gazu. A co to za Polak bez gazu, prawda? Łatwiej idzie likwidowanie pozostałości powojennych tam, gdzie postawiono czołg z demobilu, bo jego usunięcie zawsze można wytłumaczyć rdzą lub brakiem złomu w hinduskich hutach, jeszcze działających w Polsce.
W czasach odwilży tworzono pomniki mniej realistyczne, bardziej artystowskie, ba, rzec by można – symboliczne. Takie jak warszawska Nike, którą było łatwo fotografować na tle błękitnego nieba. A męska młódź ze stolicy uczyła się na tym posągu - w czasach, gdy o lekcjach wychowania w rodzinie nikt nie słyszał, a o internecie nie wiedzieli nawet jego twórcy – jak wygląda apetyczny szczegół damskiej anatomii, zwany piersiami. Albo taki jak płocki pomnik poety Broniewskiego, któremu po śmierci kazano patrzeć na „ziemię od innych droższą”, czyli Mazowsze. Dobrze choć, że nie musi poeta patrzeć na nowy most przez ukochaną jego Wisłę, pusty od paru lat, bo ktoś zapomniał zbudować dojazdy.
W przyrodzie, jak wiemy, musi istnieć równowaga, bo inaczej świat by zwariował. Dowodem tego są choćby dwa „newsy” – wielkopolski i mazowiecki. Otóż kosztem 300 tys. zł z pieniędzy podatników w Poznaniu chcą zlikwidować pomnik gen. Świerczewskiego-Waltera. Wiecie – Hiszpania, 2 Armia WP. Za to w Warszawie, kosztem 150 tys. zł z pieniędzy podatników, wrócić ma na miejsce pomnik Ludwika Waryńskiego. Wiecie – „Proletariat” i banknot 100-złotowy. Jak ten kraj idzie do przodu - zawsze mówiło się, że poznaniacy są najoszczędniejsi w tej części Europy...
Teraz, ludzie światli i bardziej obyci z historią, podchodzimy do pomników z mniejszą atencją. Dobrze więc, moim zdaniem, że w Pułtusku „cementowa heinemedina”, nowoczesna lat temu kilkanaście, zastąpiona zostanie przez bardziej współczesną rzeźbę Marka Zalewskiego. Z całym szacunkiem dla tych, których pomnik upamiętnia, to coś, co stoi teraz na placyku przed dworcem PKS, chluby miastu nie przynosi.
Dobrze, że przyszło nam żyć w czasach, kiedy to właściwie każdy może pomnik wystawić.
I to nie tylko sobie na cmentarzu.
Obserwuj nas na Google News
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Komentarze opinie