A może by tak zapolować na pułtuskie duchy? Skąd to zaskoczenie?! Tak, mamy w Pułtusku duchy! Nie wierzycie? Już opowiadam...
Dawno, dawno, dokładnie 358 lat temu, przez Pułtusk przetoczyła się armia szwedzka. Nasze miasto było jednym z przystanków na jej trasie przemarszu. Goście to byli nie lada. Zapamiętywani byli wszędzie i to bynajmniej nie z powodu ich dobrych manier... Przypomnijcie sobie wnętrze bazyliki. Macie? To teraz wyobraźcie sobie, że na środku kościoła pali się ognisko... Dziwne? Nie dla armii szwedzkiej, która ponoć takie rozrywki właśnie serwowała sobie w naszym mieście... Ale ja nie o tym.
Armia szwedzka niszczyła i grabiła. Nie odpuściła nawet kościołowi Najświętszej Marii Panny. To ten, w którym obecnie znajduje się archiwum. Jeden z żołnierzy korpusu Adolfa Jana był wyjątkowo twórczy w dziele zniszczenia... Spotkała go za to, chyba najsurowsza z możliwych, kara... Tak, macie rację, zmarł. Ale to nie wszystko. Jego duszy nie dane było zaznać spoczynku... Od kilku wieków pokutuje za wszystkie grzechy, które żołnierz popełnił za życia... A nie było ich mało, więc nie powinno dziwić, że po dziś dzień widywany jest w Archiwum... Znowu zdziwienie? Nie wierzycie? A powinniście...
Pewnego wieczoru jeden z pracowników archiwum został do późna w pracy. Było już grubo po północy, kiedy na klatce schodowej usłyszał kroki. Przeraził się nie na żarty jednak nie poszedł sprawdzić, któż to, zrzucając winę na karb XVI – wiecznej konstrukcji budynku.
Ale to nie wszystko! Że Pułtusk niszczony był często i gęsto nikomu nie trzeba chyba przypominać. Z tej właśnie racji zorganizowano kiedyś w Archiwum konferencję. Przyjechało wielu uczonych, profesorów i doktorów. Wszyscy wygłaszali mądre referaty. Jeden z nich dotyczył właśnie zniszczeń w Pułtusku na przestrzeni wieków. I kiedy profesor zaczął opowiadać o szwedzkiej zawierusze, ni z tego ni z owego spadł, niczym nie przytrzymywany, niczego nie dotykający, fragment regału.
Jeszcze jedna historia o duchu krąży wśród archiwistów. Jeden ze znamienitych profesorów, notabene dyrektor Łazienek Królewski, odwiedził kiedyś pułtuskie archiwum, chcąc przeprowadzić pewne badania. Nieco już zmęczony, ułożył się wygodnie na kanapie w jednym z magazynów. W pewnej chwili pojawiła się obok niego postać ze szwedzka odziana z fajką w ustach, dając profesorowi wyraźni znak dłonią, aby tę fajkę przypalił. Uczony ani myślał, zerwał się na równe nogi, zbiegł na dół, gdzie palacze mieli swoje miejsce spotkań, przekonany, że może zapadł w półsen i nie rozpoznał któregoś z kolegów. Żaden jednak ani nie palił fajki...
Duch wielokrotnie dawał się we znaki pracownikom archiwum... Zapalał i gasił światło, straszył odwiedzających...Ukazuje się niekiedy w tym maleńkim okienku, tuż nad wejściem do Archiwum...Może jakiś odważny zechce go tam wytropić?
Ale to nie jedyny duch, jakiego goszczą pułtuskie mury... Zauważyliście, że zazwyczaj to więcej kobiet pozostaje na ziemi na wieki pod postaciami „różnokolorowych” Dam? Pułtusk też ma swoja własną! Białą Damę...
Jej historia owiana jest tajemnicą. Nikt nie wie kim była, ani dlaczego do tej pory tuła się po ziemskim padole. A tym bardziej, czemu trafiła właśnie tu, do Pułtuska. Jedno jest pewne. Nocami wałęsa się po dolnym krużganku pułtuskiego zamku, czasami zapuszcza się w okolice fontanny...
Jednak żeby ją zobaczyć trzeba spełnić jeden, tylko jeden warunek! Wieczorem, tuż po zachodzie słońca, trzeba udać się do Domu Polonii. W restauracji „Pod Jeleniem” trzeba znaleźć pewnego człowieka, który poda butelkę magicznego trunku. Kiedy już będzie pusta, poda kolejną. W razie potrzeby także kolejną.
Zapytacie, po cóż to. Spieszę wytłumaczyć.
Ten trunek to specjalny eliksir, który pozostawiła po sobie Biała Dama. Tylko ten kto go wypije, będzie mógł ją ujrzeć i uwolnić od mąk doczesnych...
Zaskoczeni? To jeszcze nie wszystko!
Kto z Was słyszał o początkach Pułtuska? Wielu wie, że pierwotnie byliśmy Tuskiem (nie, nie, to nie jest aluzja polityczna, tak zdecydowała historia), ale dlaczego nagle z całego Tuska, zrobiło się pół, o tym już wie niewielu.
Jest na Rybitwi krzyż. Tak stary, że aż obmurowany, aby się tylko nie przewrócił. To właśnie tam miało znajdować się centrum miasta Tusk...
Jest połowa XIII wieku. Kraj rozdrobniony przez rozbicie dzielnicowe próbuje stawić czoła zawierusze tatarskiej. Och, cóż to było za wojsko! Cała Europa bała się ich, uciekając w popłochu na sam dźwięk ich imienia! Dotarli też na mazowiecką prowincję... Zniszczyli i spalili połowę miasta, które od tamtej pory nazywa się Pułtuskiem...
Ale cóż z tym krzyżem? Niekiedy nocą, kiedy już ciemność nastaje, a wszyscy śpią, w okolicach krzyża słychać odgłosy miasta. Gwar targowiska, stukot końskich kopyt, bicie dzwonów... W Tusku dalej toczy się życie! Usłyszeć je można jednak dopiero, kiedy i Pułtusk zamiera...
Czy mi uwierzycie, czy nie, Wasza rzecz. Warto jednak wiedzieć, co kryje Pułtusk nocą i kogo można spotkać w uliczkach naszego miasta...
P.Ch.
Obserwuj nas na Google News
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Komentarze opinie