Reklama

Wigilijne wspomnienie. Rok 1992.

26/12/2021 13:00

Zapraszamy do przeczytania wigilijnych wspomnień Księdza Infułata Wiesława Koska.

Nasza czteropokoleniowa rodzina jest bardzo nieliczna (osiem osób). Każdego roku staramy się być razem w dzień wigilijny. Dzielimy się opłatkiem, obdarowujemy drobnymi prezentami, spożywamy wieczerzę wigilijną. Dziękujemy przede wszystkim Panu Bogu, że od wielu lat nikogo nie powołał do siebie, że możemy cieszyć się z bycia razem. Stół, niestety, jest obficie zastawiony. Mama nie daje się przekonać, aby było mniej dań. Nigdy nie braknie zupy rybnej, która jest w naszej rodzinie przygotowywana tylko raz w roku.
Kilkanaście lat temu zostałem proboszczem parafii Janowo koło Nidzicy. Wróciłem z rodzinnej wieczerzy wigilijnej około godziny 1900. Po drodze mijałem ludzi o radosnych twarzach, którzy śpieszyli się na spotkanie z najbliższymi. Włączyłem kasetę z kolędami, siadłem przy choince z migocącymi lampkami i zrobiło mi się bardzo smutno. Wiedziałem, że kilkadziesiąt kilometrów dalej moi rodzice, siostra i krewni są razem, śpiewają kolędy. Poczułem się bardzo samotny. Wówczas pomyślałem o problemach Świętej Rodziny, która nie znalazła miejsca w gospodzie; o Matce Bożej, która powiła dziecię w ubogiej stajni; o samotności tych trojga ludzi. Uświadomiłem sobie, że nie jestem sam, skoro On jest ze mną. Ja ofiarowałem Mu swoje życie, On pragnie, abym – szczególnie tej nocy – cieszył się z tego, że się dla nas narodził w Betlejem. Nie jestem osamotniony nawet wtedy, gdy nikogo nie ma obok mnie, gdy nikt z ludzi o mnie nie myśli. On rodzi się dla mnie. Betlejem jest we mnie.
Jednak przez chwilę uległem pokusie myślenia, że jestem samotny, jak przysłowiowy kołek w płocie, poddałem się melancholii i do duszy zajrzał smutek.
Jeżeli ja, ksiądz uległem takim odczuciom, to jak w tej chwili czują się moi parafianie, którzy w wigilijny wieczór nie mieli z kim podzielić się opłatkiem, samotnie siedzieli przy wigilijnej wieczerzy, a może w ogóle jej nie przygotowali.
Spojrzałem na wskazówki zegara. Była godzina 1930. Dzień wcześniej napisałem ogłoszenia, przygotowałem kazanie na Pasterkę. Mam czas. Nie będę siedział sam w plebanii, odwiedzę kilka osób, które w samotności przeżywają ten wieczór. Podzielę się z nimi radością tej nocy. Przekonam ich, że nie są osamotnieni, że Pan Jezus dla nich przyszedł na świat, że są potrzebni i kochani. Ucieszą się z mojej wizyty- pomyślałem.
Bez sutanny, aby nie zwracać na siebie uwagi, wyszedłem na ulicę Janowa i skierowałem kroki do starszej pani, o której wiedziałem, że jest sama, że nikt nie złożył jej życzeń, nikt nie zaprosił do wigilijnego stołu. Upewniłem się, że mam ze sobą opłatek i z narastającą świadomością wspaniałego wypełniania misji kapłańskiej zapukałem do drzwi jej domu. Cisza. Zapukałem mocniej. Cisza. Widocznie starsza pani ma problemy ze słuchem - pomyślałem. Poruszyłem klamką. Drzwi zamknięte. Co robić? Na pewno jest w mieszkaniu, bo słabo, ale świeci się światło. Zdecydowanym krokiem zbliżyłem się do okna i zapukałem w szybę kilka razy... i jeszcze kilka razy. Wreszcie starsza pani odezwała się:
- Kto tam?
- Pani Kowalska, to ja, ksiądz proboszcz! Pani otworzy!
- Kto? – dało się odczuć w jej głosie zdenerwowanie.
- Ksiądz proboszcz. Pani otworzy. Przyszedłem panią odwie...
- Odejdź od okna łobuzie. W taki wieczór trzymają ci się głupie żarty! – krzyczała, nie pozwalając mi dokończyć zdania.
- Pani Kowalska! To naprawdę ja, ksiądz ...
- Odejdź draniu! Ty myślisz, ze ja nie znam głosu naszego proboszcza. Za głupią mnie masz. Daj mi spokój w tę świętą noc!!!
- Pani Kowalska!
- Odejdź! Mówię ci, odejdź!
Wróciłem do plebanii. Przeszła mi ochota odwiedzać innych samotnych. Siadłem przy choince i uśmiechałem się do Pana Jezusa nadal słysząc: ty łobuzie!... ty draniu!... odejdź! ..., myślisz, że nie znam głosu naszego proboszcza.
W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, gdy zobaczyłem panią Kowalską w kościele, postanowiłem w ogłoszeniach opowiedzieć parafianom - z najdrobniejszymi szczegółami – historię wieczoru wigilijnego, zachowując w tajemnicy nazwisko bohaterki.
Po błogosławieństwie wielu parafian spoglądało, to na siedzących w świątyni, to na drzwi do zakrystii, z nadzieją, że zobaczą i poznają starszą panią, która musi przeprosić księdza.
Jednak starsza pani wyszła z kościoła razem z innymi, nie przyszła przeprosić proboszcza.
Dopiero podczas wizyty kolędowej uklękła przede mną i ze łzami w oczach przepraszała i mówiła:
- Każda wigilia jest dla mnie najtrudniejszym dniem w roku. Zapomniałam jednak o niej już w pierwsze Święto, gdy dowiedziałam się, że rzeczywiście ksiądz proboszcz myślał o mnie, chciał ze mną być, podzielić się opłatkiem. Nie myślałam, że jeszcze kogoś obchodzę na tym świecie. Do dzisiaj jestem szczęśliwa, czekałam na kolędę, aby księdzu ...
- Niech pani Kowalska wstanie, bo w przeciwny razie i ja będę musiał uklęknąć. Ja w tę wigilię chciałem w imieniu Pana Jezusa przynieść pani...

Ks. inf. Wiesław Kosek

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do