Reklama

Będą wędliny z Winnicy czy tylko niezły pasztet?

13/04/2012 16:13

O masarni w Winnicy głośno od jakiegoś czasu. Historia Zakład Przetwórstwa Mięsnego w Winnicy mogłaby posłużyć jako scenariusz filmowy sukcesu jednego człowieka, który znał się na swoim fachu, i jego upadku z wielkiej wysokości. Nie o historii zakładu chcielibyśmy pisać, ale losie ludzi tu zatrudnionych. Zostawionych z umowami o pracę, ale bez pracy. Z zaległymi pensjami i problemami z odebraniem dokumentów. 

28 lutego otrzymaliśmy informację, iż znaleźli się inwestorzy, którzy szybko chcą wznowić produkcję w zakładzie. Wszelkie formalności pomiędzy nimi a dotychczasowym właścicielem zostały uzgodnione i produkcja miała ruszyć w pierwszych dniach marca. Paweł Skoczeń - jako przedstawiciel nowego właściciela zakładu - zapewniał wówczas, że zobowiązania wobec dostawców surowca oraz pracowników zakładu zostaną wypłacone, a sam zakład będzie funkcjonować na dotychczasowych zasadach. - Poprzedni właściciel nie dopuścił do upadłości zakładu, kierując się chęcią uratowania zakładu i uregulowaniem zobowiązań wobec kontrahentów. Najgorszym rozwiązaniem byłaby upadłość, która spowodowałaby utratę miejsc pracy oraz niewypłacalność wobec dostawców surowca. Przejmujący zakład nowy właściciel spłaci powstałe dotychczas zobowiązania - podkreślał Paweł Skoczeń. Taką optymistyczną informację opublikowaliśmy w PGP i na pultusk24.pl.

Na odzew nie trzeba było długo czekać. Już następnego dnia po opublikowaniu tej informacji swoje zdanie na temat terminu reaktywacji masarni oraz spłaty zobowiązań zaczęli wypowiadać sami pracownicy – ludzie z centrum problemu, znający zawiłe realia jak nikt inny. Nikt z nich nie uznał obietnic nowych właścicieli jako wiarygodnych. Czas pokazał, że mieli rację. Zakład nie zaczął funkcjonować ani na początku marca ani w połowie. Nie zaczął funkcjonować do dziś. W marcu powodem opóźnień (według Pawła Skocznia) były przeciągające się procedury pozyskania kredytu. Na początku kwietnia nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że chodzi tym razem o nieprzerejestrowany numer KRS. 

Dla pracowników taka sytuacja jest beznadziejna. Mijają kolejne dni, tygodnie i miesiące gehenny  trwającej od września 2011 roku, kiedy to niemal z dnia na dzień zaprzestano produkcji i zostały zamknięte wszystkie sklepy. Ludzie zostali bez pracy i wypłat. Od kiedy produkcja stanęła, a na kontach nic się nie pojawiało, mimo wielokrotnych prób kontaktu pracowników z właścicielem, nie było żadnego odzewu. Jedna z zatrudnionych w masarni osób chciała dostać sprzęt sklepowy w zamian za zaległe wypłaty, ale powiedziano jej, że jest on przeznaczony na sprzedaż, a pracownicy wraz z zobowiązaniami zostaną przejęci przez nowego właściciela.

Rzeczywiście, wyposażenie z 25 sklepów i wszelkie dobra ruchome firmy zostało wyprzedane. Nadal jednak, mimo upływu czasu, pracownicy nie otrzymywali ani rozwiązania umów, ani zaległych wypłat. W październiku 2011 r. sprawa została zgłoszona przez kilku pracowników do Państwowej Inspekcji Pracy. Inspektorzy PIP byli w firmie z nakazami płatniczymi, jednak i to nie przyniosło żadnego efektu, więc w następstwie sprawa została skierowana do sadu. Wyrok  korzystny dla pozywających też nie pomógł, tak jak wezwania do zapłaty od komornika.  

- Komornik przyjął nasze wyroki, ale z góry zapowiedział że nici z tego, bo wszystko trzyma bank za niespłacone kredyty  –  mówią pracownicy (nazwiska do wiadomości redakcji).  

 Więcej w aktualnym wydaniu gazety. 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do