Reklama

Kolekcjoner z Koziegłów. Z cyklu: „Ludzie pozytywnie zakręceni” (13)

15/11/2020 09:00

Tym razem do Zdzisława Arbuzińskiego - zbieracza, kolekcjonera, kultywatora czasów minionych, zawiózł mnie, mój sąsiad - Sławomir Walesiak, przy okazji poszukiwania drewnianych starych, sosnowych desek dla redaktora Lecha Chybowskiego (chyba również pozytywnie zakręcony – nie pan Walesiak, tylko Chybowski).

Już sam dojazd do posesji pana Zdzisława jest nader interesujący. Na skrzyżowaniu polnych, piaszczystych mazowieckich dróg, wysypanym obecnie żwirem i tłuczniem porozbiórkowym, w oczy rzuca się stara (obecnie odnowiona) przydrożna figurka zbudowana 10 września 1930 roku. Widziałem wiele artefaktów wiary katolickiej na północnym Mazowszu i wiele z nich (dokładnie 16) opisałem na łamach Pułtuskiej Gazety Powiatowej w cyklu „Figurki i kapliczki północnego Mazowsza”, jednak ta urzekła mnie urodą i charakterystycznym napisem na kamiennym cokole. Otóż fundatorzy niniejszej figurki, przewidzieli na napis relief wklęsły w prostokątnym kształcie o wymiarach 35x50cm. Jednak mieli kłopot zmieszczenia się w tym wymiarze z napisem i w sposób charakterystyczny uporali się z niemieszczącymi się w danym wierszu literami. Mianowicie przenieśli je w dowolny sposób do kolejnego wiersza. I tak niemieszczący się wyraz Błogosław podzielili w następujący sposób: Błogosła i w kolejnym wierszu umieszczając literę w. Podobnie uczyniono z wyrazem września, dzieląc go na wrześ i nia (co jest tym razem zgodne z polskimi zasadami przenoszenia wyrazów - fonetyczną i morfologiczną). Pełny napis brzmi: Boże Błogosław Nam 10 września 1930R.

Ale nie o kapliczce miała być mowa! Wjazdu do posesji pana Zdzisława strzegą dwie, potężne topole (o średnicy, przy odziomku, około 2,0 m) wyznaczając szerokościowe wymiary ponad dwustumetrowej długości aleję modrzewiową. Aleję, którą wytyczyli i obsadzili drzewami, dziadkowie dzisiejszego właściciela (chociaż sprawa spadkowa wyżej wzmiankowanej posesji trwa do dnia dzisiejszego). Aleję tę posadzili Zofia i Kazimierz Arbuzińscy, którzy grunty w Koziegłowach otrzymali z mocy ustawy dotyczącej reformy rolnej z dnia 28 grudnia 1925 r. Ustawa ta, przyjęta przez Sejm, na wniosek premiera rządu Władysława Grabskiego (07.07.1874-01.03.1938), umożliwiała chłopom nabywanie ziemi dzięki kredytom od państwa, a właścicielom parcelowanych majątków gwarantowała zapłatę po cenach rynkowych. Ustawa ta zakładała, że grunty powyżej pewnej granicy (w zależności od lokalizacji i przeznaczenia było to: 180, 30 i 700 hektarów) poddane zostaną parcelacji. Koziegłowy, wieś duchowna, założona została w drugiej połowie XVI wieku w ziemi zakroczymskiej województwa mazowieckiego. W 1785 roku wchodziła w skład klucza góreckiego biskupstwa płockiego. Sama nazwa wsi, jak głosi legenda przekazana przez mojego interlokutora, pochodziła od pozostawianych, w okolicy, kozich głów, których właścicieli zabijał rzeźnik z pobliskiego Pułtuska. Sama posiadłość Pana Arbuzińskiego położona jest wśród pól, łąk oraz kęp malowniczych drzew, leży w „dzielnicy” noszącej nazwę lokalną (brak jest jej na najdokładniejszych mapach gminy Pokrzywnica) – Koziegłowy Pieńki. Czy nazwa ta pochodzi od nazwiska właściciela (Pieńkowski, Pieniek, Pieńkos… ),, czy od pozostawionych pieńków po drzewach byłych sadach owocowych – historia milczy!

Przejeżdżając aleję modrzewiową, po prawej stronie, przy rozpadającej się stodole, wjazdu na podwórko broni stuletni jawor. A na środku podwórza rozkłada opiekuńcze konary, wabiąc pszczoły i inne owady, prastara lipa (ze szkółki niemieckiej w Pułtusku), chyba piękniejsza niż lipy Jana Kochanowskiego w Czarnolesie. Ten okazały wiekowo zbiór dendrologiczny uzupełnia prawie stuletnia akacja (właściwa nazwa – grochodrzew).

Chociaż sam jestem zbieraczem i kolekcjonerem różnych dziwnych rzeczy, wchodząc w obejście pana Zdzisława, byłem w szoku. Szoku spowodowanym ilością i różnorodnością artefaktów. Pan Zdzisław zbiera właściwie wszystko, co mu się trafi u sąsiadów, na różnego rodzaju aukcjach staroci, składnicach złomu i w bliżej nieokreślonych miejscach. Wszystko to, co ma więcej niż pięćdziesiąt lat życia zapisane w swojej metryce urodzenia. Czego tam nie ma?! Właściwie to tylko porządku, ale właściciel właśnie w tym bałaganie orientuje się doskonale. Próba zakupu czegokolwiek, z tej jakże bogatej kolekcji, spotyka się prawie zawsze ze stwierdzeniem Tego nie sprzedaję! To nie jest na sprzedaż!. Interesowały mnie dzwony, (a jest ich kilkanaście) odpowiedź była powyższa. I tylko pan Zdzisław zademonstrował mi jaki czysty dźwięk wydają pobudzone do bicia. Podobnie było z siekierkami, toporami, piłami tracznymi do drzewa... Szanuję decyzje kolekcjonera, bo i sam bym pewnie swoich zbiorów nikomu nie sprzedał.

XVIII wieczny krucyfiks z pokoju babci ZofiiXVIII wieczny krucyfiks z pokoju babci Zofii

Nie dość, że kolekcjoner ze wsi Koziegłowy -Pieńki zbiera wszelkiego rodzaju starocie, to jeszcze doprowadza je do stanu „używalności publicznej”. Wszystkie eksponaty muszą być sprawne technicznie! Jest po prostu „złotą rączką”: kowalem, stolarzem, ślusarzem, spawaczem, rymarzem, kołodziejem, mechanikiem samochodowym… ( i nie wiadomo, jakie jeszcze posiada umiejętności).

Do stuletniej akacji „przytulony” jest stary, drewniany dom, zbudowany jeszcze przez dziadka Kazimierza, stolarza, który wiedział, do czego służy drewno. Otóż pan Kazimierz uczył młodych adeptów sztuki stolarskiej. Pewnego dnia, w czasie przerwy śniadaniowej, jeden z Jego uczniów, usiadł na warsztacie stolarskim, konsumując kanapkę z wyśmienitym, robionym domowym sposobem salcesonem. Właściwie salceson nie jest clou niniejszej anegdoty. Dziadek Kazimierz popatrzył jakoś dziwnie, z pewnego rodzaju wyrzutem na mądrej twarzy i tak rzecze do adepta trudnego stolarskiego rzemiosła: Synku! A czy Ty wierzysz w Boga?. Chłopak odpowiedział: Oczywiście!. A Pan Kazio: A chodzisz Synku do kościółka? Gdy uczeń potwierdził, Dziadek zadał sakramentalne pytanie: A czy kiedykolwiek widziałeś, żeby ksiądz siadał na ambonie?. Chłopak się zaczerwienił, zsunął się z warsztatu i od tej pory żadnemu kursantowi nawet nie przyszyło do głowy oprzeć się o narzędzie pracy, nie mówiąc już o siadaniu na nim. Pan Kazimierz uczył miłości do narzędzi, które dawały, w przyszłości, chleb.

Modrzewiowa aleja dojazdowa do posesji pana Zdzisława

Pan Zdzisław, z łezką wzruszenia w oku, opowiadając mi tę anegdotę, zaprowadził mnie do jednego z pokoi w środku domku, z piecem chlebowym, który po II wojnie światowej, został skądś przywieziony i złożony na nowo. Powiedzielibyście Państwo: Pokój, jak pokój!. I rzeczywiście jest w tym stwierdzeniu wiele prawdy, bo jest to najzwyklejszy w świecie pokój, ale wyposażenie jego już jakby nie. Otóż pan Zdzisław, postanowił zachować jego wyposażenie, w takim stanie, w jakim zostawiła je umierająca babcia Zofia. Zostały zdjęcia dziadków i rodziców, przepięknej urody krucyfiks, serwantka i zegar wykonany przez słynnego zegarmistrza Gustava Beckera (02.05.1819-14.09.1885). Zegar ten, tykając tajemniczo, opowiada o tym jak dziadka Kazimierza kochali. Zaznaczam, że nie każdy to może usłyszeć, ale jak się wczuje w atmosferę tego pokoju – usłyszy na pewno!

Właściwie, bakcylem kolekcjonerstwa pan Zdzisław zraził się właśnie od dziadka Kazimierza, który już w 1937 roku, w swojej kolekcji posiadał już silnik elektryczny – chociaż, tak na dobrą sprawę, Koziegłowy zelektryfikowano dopiero w 1967 roku!

Drzwi z poniemieckiego bunkra

A jakież plany może mieć kolekcjoner staroci z Koziegłów? A no, ze starego, drewnianego domku zbudowanie czegoś na kształt pubu, z wyeksponowaniem starych narzędzi kowalskich i stolarskich, które teraz mokną na dworze, w jesiennym deszczu. Zaproponowałem, że jeżeli pan Kazimierz, wykona ten plan, a ja zostanę zaproszony na jego otwarcie – przywiozę ze sobą beczkę dobrego piwa. Słowo droższe pieniędzy! (jakby powiedział Kazimierz Pawlak z filmu Sami swoi). Również w sferze planów, jest usunięcie zrujnowanej stodoły, która jednak jest bardziej wartościowa, niż nie jednemu wydawałoby się – konstrukcja wewnętrzna wykonana jest z czarnego dębu (drewno dębów przebywających w ziemi lub pod wodą od co najmniej kilkuset lat ) i pobudowanie wiat, na ekspozycję kolekcjonerskich artefaktów. Plany na lata!

Stuletni grochodrzew

Ale wracając jeszcze do lipy rosnącej w centralnej części siedliska pana Zdzisława - przedszkolaki z grupy „Leśne Ludki” pani Moniki Ziółkowskiej z Samorządowego Przedszkola w Pokrzywnicy, zainteresowały się wiekową lipą. Lipą, która pamięta II wojnę światową, pamięta niemiecki punkt obserwacyjny w swojej okolicy z okresu forsowania Narwi przez 65 Armię generała Pawła Batowa, pamięta reformę rolną z 1945 roku, pamięta zawirowania historii w latach powojennych, pamięta dzieje gospodarzy posesji w Koziegłowach, ich drobne radości i bolesne tragedie, pamięta... Pamięta również bunkier niemiecki i obecnie ofiarnie strzeże drzwi do owego bunkra, (w tej chwili pełnią rolę drzwi do prawie stuletniej piwnicy). Pan Zdzisław, widząc zainteresowanie przedszkolaków swoją lipą, zaproponował, aby od 10 października lipa nosiła nazwę Lipa Leśnych Ludków, a nie jak dotychczas - Lipa. Prawda, że piękne?

Życzę zdrowia Panie Zdzisławie!

Leszek Malinowski

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do