
30 stycznia 2017 roku, w wieku 89 lat, zmarł Edward Malinowski - regionalista, kolekcjoner i społecznik. Tekst, który publikujemy niżej napisany został na kilka tygodni przed Jego śmiercią. Miał zostać opublikowany na łamach Pułtuskiej Gazety Powiatowej w połowie lutego tego samego roku. Pan Edward nie zdążył już go przeczytać. W związku z Jego śmiercią opublikowany został wcześniej - w 6 (912) numerze PGP z 7 lutego 2017 roku.
Z cyklu „Ludzie pozytywnie zakręceni”
Kolekcjoner, społecznik, człowiek wielkiego format
Są ludzie: pozytywnie, Pozytywnie, POZYTYWNIE i POZYTYWNIE zakręceni. Właściwie ustalając taką kwalifikację ludzi, którzy mają jakieś pasje, jakieś zamiłowania, jakieś życiowe przesłania powinienem przedstawić kryteria zakwalifikowania bohaterów tego cyklu do którejś z tych kategorii. Oczywiście kategorie są, ale kryteriów - chroniczny brak! Bo przecież, nie można do „jednego worka” wrzucić lekarzy, rzemieślników, zbieraczy, społeczników... Każdy z tych ludzi jest innego rodzaju. Ale wydaje mi się, że bohater dzisiejszego artykułu zasługuje na miano zakręconego należącego do tej ostatniej grupy. Pewnie niektórzy moi Czytelnicy zgadują o kim dzisiaj będzie mowa. Tak! O Edwardzie Malinowskim (E.M.)!
Wielu redaktorów prasowych przeprowadzało wywiady z Panem Edwardem. Opisywało jego działalność zawodową, społeczną, pasję zbieractwa. Napisano około 20 artykułów w prasie powiatowej, krajowej, wojewódzkiej. Pisała Grażyna Dzierżanowska, pisał Miron Owsiewski, pisał Stefan Żagiel… Właściwie, gdybym chciał wymienić wszystkich autorów artykułów o E.M., byłby to tekst o ludziach pozytywnie zakręconych, ale tych po mistrzowsku władających piórem. Wymieniłem tylko troje – pozostałych przepraszam. W archiwach Pana Edwarda (i moim prywatnym), wszystkie publikacje dotyczące ww. znajdują swoje poczesne miejsce.
Poprzednicy moi opisywali kolekcjonera z Pułtuska pod określonym kątem. A to kolekcjonerstwa, a to działalności w różnych organizacjach i stowarzyszeniach wyższej użyteczności publicznej, że tylko wymienię: Pułtuskie Towarzystwo Społeczno – Kulturalne, Towarzystwo Miłośników Ziemi Ciechanowskiej, Towarzystwo Przyjaźni Polsko – Radzieckiej, Klubu Miłośników Militariów, a to działalności charytatywnej (bo i taką znajdujemy w życiorysie człowieka wielkiego formatu), a to działalności społecznej. Na „ścianie tradycji”, w pokoiku Pana Edwarda, widnieje ponad 20 odznaczeń, medali, odznak pamiątkowych. Za co? Za to, o czym pisali autorzy testów o E.M. Można by nimi obdzielić (i wcale nie minimalizując ilości odznaczeń) kilku obywateli o zasługach podobnego formatu. Bo na palcach jednej ręki możnaby policzyć mieszkańców Pułtuska, którzy mogliby się pochwalić np. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Z kolei ja, chciałbym napisać o Panu Edwardzie jako o człowieku, wielkim przyjacielu ludzi, najwspanialszym pod słońcem ojcu, dziadku, pradziadku i STRYJU. Tak, tak stryju! Powiecie Państwo, że żeby być stryjem, trzeba by mieć przynajmniej jednego brata. A Pan Edward miał tylko dwie siostry! Skąd to „stryjostwo”? Otóż prawie pięć lat temu, skontaktował mnie z Panem Malinowskim, społecznik (też nieprzeciętnego formatu), pułkownik Kazimierz Karpiński. Po przyjrzeniu się naszym życiorysom, okazało się, że Pan Edward i ja mamy to samo nazwisko, Ojców o tym samym imieniu i mieszaliśmy obok siebie na odległość „rzutu beretem”. Gdy się jeszcze dowiedziałem, że największą pasją Jego życia jest 13 pułk piechoty, stacjonujący w Pułtusku w okresie międzywojennym – byliśmy już prawie przyjaciółmi. Bo mój Ojciec służył, w latach trzydziestych ubiegłego wieku, właśnie w tym bohaterskim pułku. Nie wypadało mi nic innego jak przekazać Panu E.M. dyplom ukończenia, przez mojego Tatę, w 13 pp, szkoły podoficerskiej (na wystawie militariów w Nasielsku). A gdy jeszcze podjęliśmy się wspólnie inwentaryzacji zbiorów Pana Edwarda – pozostał jeden tylko krok, aby „wejść” (w sensie symbolicznym) do Jego rodziny. I od paru lat zwracamy się do siebie w sposób bardzo familijny „Kochany Stryjaszku” i „Kochany Bratanku”. I niech tak pozostanie – oby jak najdłużej!Spotkania czwartkowe
Z tego okresu przyjął się zwyczaj, że czwartek (podobnie jak organizował król Stanisław August Poniatowski obiady czwartkowe) jest dniem przeznaczonym do spotkań z historią, zbiorami militariów i z ich inwentaryzacją. Stryj opowiadał, opowiadał, opowiadał…, a ja zafascynowany, słuchałem opowieści o bohaterach spod: Dytiatyna, Gruduska, Pułtuska, Monte Casino i Modlina. Słuchałem opowieści o oflagach: IIA – Prenzlau, IIE - Neubrandenburg, IIB – Arnswalde, IID - Gross Born, stalagu IB Hochenstein, o II Korpusie Sił Zbrojnych, o szabli por. Lucjana Borowca, o oficerach z prawdziwego zdarzenia: płk. Janie Zientarskim, ppłk. Alojzym Nowaku, kpt. Edwardzie Cicharskim, kpt. Leonie Jędrzejarzu, kpt. Antonim Falba, lekarzu Tadeuszu Kurze, szer. Pawle Małaczyńskim, o ostatnim paliwodzie na Mazowszu sierż. Stanisławie Żołnierzaku i o setkach innych bohaterskich żołnierzach związanych z Pułtuskiem i jego okolicami. Kiedy zacząłem pisać w Pułtuskiej Gazecie Powiatowej, w rubryce historycznej, opowieści Stryjaszka nabrały innego kształtu. Zostały przekazane Czytelnikowi, a nie tylko zalegały ściany, szafy, piwnice i zakamarki mieszkania przy ulicy Pana Tadeusza w Pułtusku oraz pamięć kolekcjonera militariów z pułtuskiego grodu.
Po kilku latach prac inwentaryzacyjnych przyszedł czas na spotkania towarzyskie (i też w czwartek). Na spotkania przychodzili starzy bywalcy: Lech Chybowski, Tadeusz Gill, Remigiusz Godlewski, Kazimierz Karpiński i ja. Była też i jedna Pani – Genowefa Łukawska. Oczywiście nie mogło zabraknąć i ludzi związanych z historią najnowszą i tą starszą, a związanych z grodem nad Narwią. Bywali: Radosław Lolo, Artur Miler, Henryk Zawistowski, Grzegorz Koper, Krzysztof Turek, Zbigniew Maliszewski, Tadeusz Błaszkowski, Władysława i Edward Biernacki, Stefan Gidyński i wielu, wielu innych. Pan Edward potrafił stworzyć taką atmosferę rodzinną, w której świetnie się czuli i prawie stuletni miłośnicy historii jak i o 50 lat młodsze pokolenie. Ciekawostką jest, że na tych spotkaniach czwartkowych można było rozmawiać na dowolne tematy za wyjątkiem: stanu zdrowia uczestników przyjacielskich poranków i sytuacji politycznej w kraju, wychodząc z założenia (i słusznego), że w pewnym wieku każdego coś boli, a że znajomość medycyny w naszym gronie jest na poziomie zerowym, więc i o fachową pomoc lekarską też byłoby trudno. Z drugiej zaś strony uważaliśmy, że każdy z nas ma jakieś poglądy polityczne (przeważnie rozbieżne) i ich głoszenie na przyjacielskim spotkaniu prowadziłoby raczej do podziałów między jego uczestnikami. A Stryj wychodził z założenia, że spotkania mają przebiegać w przyjaznej atmosferze bez względu na wiek, wykształcenie, pochodzenie społeczne i preferencje polityczne. Z trzeciej zaś strony uczestnicy deklarowali, że są w czasie tych zebrań zdrowsi, po prostu zapominali o cierpieniach i chorobach wieku ludzi wcześniej urodzonych. Po co więc mieliśmy im to zdrowie, tak psychiczne jak i fizyczne nadszarpywać.
Jest jeszcze jedno, co jest naprawdę mistrzostwem świata w wykonaniu Pana Edwarda. Na spotkaniach tych czuli się świetnie wszyscy, bez względu na wykształcenie: i profesorowie i Ci którym zawirowania historii pozwoliły ukończyć tylko 7 klas szkoły powszechnej. Jak to robił? Nie wiem! Ale robił!Zbiory
W listopadzie 2015 r. Stryjaszek Edward zachorzał. Znalazł się na oddziale kardiologicznym szpitala w Ostrołęce. Wraz z Kazimierzem Karpińskim zostaliśmy wezwani „na dywanik”, do izby odwiedzin ostrołęckiego szpitala i Pan Edward przekazał nam swój testament (przedwczesny bo przedwczesny), a dotyczący przyszłości Jego przeogromnych zbiorów. Wynikiem spotkania ostrołęckiego była wizyta u filantropa, społecznika, przemysłowca pułtuskiego (i nie tylko) – Andrzeja Grabowskiego. Doszliśmy we trzech do wniosku, że przebogate zbiory Pana Edwarda powinny znaleźć swoje miejsce w muzeum 13 pułku piechoty, w budynku byłego szpitala przy ulicy 3 Maja w Pułtusku. Czekamy na jego otwarcie!
Jak mówi stara prawda życiowa: „z wiekiem ubywa nam przyjaciół”. Jakże niesłuszna w przypadku Pana Edwarda. Otóż, pod koniec grudnia „dopadł” Stryjaszka czwarty zawał. Byłem kilkakrotnie, u Niego, na oddziale kardiologicznym pułtuskiego, tym razem, szpitala. Aby odwiedzić i złożyć uszanowanie człowiekowi, który całe swoje dorosłe życie poświęcił militariom i ukochanemu 13 pułkowi piechoty, trzeba było stanąć w kolejce. A najlepiej zapisać się na audiencję. Odwiedzali Pana Edwarda wiekowi przyjaciele, ale dojrzałem w tłoku kolejkowym i twarze dwudziestokilkuletnie. Przyciągał tych ludzi widocznie ponadczasowy magnez uroku osobistego i fascynacji historią. Dochodząc do zdrowia, w domowych pieleszach, pod opieką kochającej, wielopokoleniowej rodziny, też nie może odpocząć – telefony się „urywają”, a Ci co nie mogą lub nie bardzo chcą telefonować, odwiedzają Pana Edwarda osobiście, z troską pytając o zdrowie.
Życzę go jak najwięcej!Leszek Malinowski
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie