
Ile razy Stowarzyszenie Pan Kot uratowało życie, nakarmiło i zapewniło dach nad głową kotom? Nie sposób zliczyć. Wśród setek zwierzaków dom znalazły tam także te odłowione przez nas. A były trzy. Same rudzielce… Novaczek, Aferka i Hope, które żyją dzięki stowarzyszeniu. Dwa szybko znalazły dom, na swoją szansę na lepsze życie czeka jeszcze Aferka. Z pewnością nie przetrwałyby kolejnych dni na ulicy. To tylko i aż trzy uratowane przez nas istoty. A wiecie ile podobnych jest w Domu Pana Kota? 51! 51 kotów i kotek, które udało się wyrwać ze świata bezdomności, ochronić przed upałem, chłodem jesieni i zimy. Zwierzęta przyjęte pod dach Pana Kota to nie wszystkie, jakimi opiekuje się stowarzyszenie. Na jego pomoc zawsze mogą liczyć koty wolnożyjące… Jak długo będzie to jeszcze możliwe? Kto się nimi zaopiekuje, jeśli Stowarzyszenie Pan Kot przestanie istnieć? Rozmawiamy o tym z Panem Markiem, szefem Stowarzyszenia Pomocy Kotom Wolnożyjącym Pan Kot – Pułtusk, jedynego tego typu miejsca w naszym mieście, które pomaga kotom.
Poprosił mnie Pan o przyjazd m.in. po to, aby powiedzieć, że dalsza działalność Stowarzyszenia Pan Kot jest zagrożona…
To ostatni moment, żeby ktoś nam pomógł… Mamy problem z utrzymaniem kotków. Największy jest ze środkami na ich leczenie, ratowanie. Koty trafiające do nas przechodzą mnóstwo różnych, dziwnych chorób, z którymi czasami spotykamy się pierwszy raz, jak np. niedawno hipoplazja móżdżku. Wydawałoby się, że jest to choroba, której specjalnie nie trzeba leczyć, ale za to takiemu kocięciu trzeba zapewnić specjalne warunki, lepsze jedzenie. Do tego diagnostyka standardowa wszystkich kotów. Wszystkim robimy testy, bo nie możemy sobie pozwolić na przynoszenie chorób.
Czy Stowarzyszenie opłaca leczenie, karmienie, itp. samodzielnie, czy dopłaca do tego „miasto”?
Musimy płacić za wszystko sami, ale prawdą jest to, że w tym roku pierwszy raz Urząd Miasta dofinansował nas ze środków na ochronę środowiska na przeciwdziałanie bezdomności zwierząt. Ale jest to kwota, która nie pokrywa naszych miesięcznych kosztów.
Jaka to była łączna kwota?
10 tysięcy, w dwóch transzach.
Kiedy te pieniądze były przelane na Wasze konto?
Pierwsza wpłata była przed wakacjami, druga na początku września. Pierwsza, zgodnie z projektem, musiała pójść na leczenie i jedzenie, została już wydana w całości. Natomiast druga pójdzie na sterylizację. Chcemy zwiększyć akcję sterylizacji i za te pieniądze wysterylizować jak najwięcej kotek, ale koty też będziemy kastrować.
Ile kotów jest pod wszechstronną opieką w domu Pana Kota?
Teraz już 51. Tuż przed naszą rozmową przyniesiono znalezione przy drodze to maleństwo… (wskazuje na stojący transporter z kotem mieszczącym się w dłoniach). Dzieci chciały, żeby miała na imię Chmurka. To najmniejszy w tej chwili mieszkaniec Domu Pana Kota. Chociaż już w tej chwili nie powinniśmy jej przyjmować, bo nie wszystkie kocięta, które mamy są zdrowe. Jest problem izolacji zwierzaków. Wielkość domu jest przecież ograniczona. Tak naprawdę chcąc prowadzić ratowanie kotów na szerszą skalę, już nie możemy prowadzić działalności w warunkach domowych.
Jesteście jedyną tego typu organizacją w naszej okolicy, która kotom pomaga, przyjmuje pod swój dach, leczy, karmi, sterylizuje, socjalizuje…
Tylko my zajmujemy się kotami. Tylko my... Zdarza się, że dzwonią do nas z okolicznych miast i wsi, czasami oddalonych od nas nawet o 100 kilometrów, z prośbą o pomoc, bo nikt im pomóc nie chce, nikt nie chce adoptować kotów, a często są to zwierzaki po wypadkach lub bardzo chore np. na koci katar, w takich stadiach, że utracone są już na przykład oczy, tak jak było u naszego Czarnego Antka, który przyszedł do nas z utraconym okiem i należało mu zrobić operację, a te są bardzo drogie. Koty po wypadkach jeszcze więcej kosztują. Żeby takiego kotka uratować, potrzebne są już tysiące złotych. My chcemy to robić. Musimy jednak prosić o wsparcie finansowe, bo kosztów takiej pomocy nie jesteśmy już w stanie samodzielnie udźwignąć.
Skąd pochodziły pieniądze, które pozwalały stowarzyszeniu ratować koty?
Ze zbiórek. To nam pozwalało pokryć przynajmniej koszty weterynarzy – zabiegów czy leków. Natomiast zbiórki, które teraz prowadzimy są słabsze, jest coraz mniej wpłacających osób. Dlatego ratunkiem dla dalszej działalności organizacji Pan Kot jest pomoc ze strony wszystkich, którzy nas po prostu lubią, kochają zwierzęta i chcą, żebyśmy istnieli i ratowali koty. Zależy nam na cyklicznym wsparciu i finansowym zabezpieczeniu. Wiedząc ile mamy na koncie jesteśmy w stanie zaplanować ile możemy miesięcznie przyjąć kotów, zrobić testy, ewentualnie leczyć.
Stowarzyszenie będzie zwracało się do Urzędu Miasta o dodatkową finansową pomoc poza tymi 10. tysiącami zł. ze środków na ochronę środowiska na przeciwdziałanie bezdomności zwierząt?
W przyszłym roku, jeżeli będzie projekt dofinansowania, to tak. Dodatkowych pieniędzy teraz nie dadzą, bo dostaliśmy ze wspomnianego funduszu na ochronę środowiska. Nie dostaliśmy dodatkowych sterylek, mimo że prosiliśmy. Ale powiem tak – dostaliśmy to, co dostaliśmy, ale i tak jesteśmy wdzięczni, nie prosimy się... Jeżeli są koty wymagające wręcz „zgarnięcia” z ulicy, kiedy sytuacja jest już dramatyczna to prosimy Straż Miejską. Najczęściej korzystam z tego w sytuacjach ostatecznych, kiedy trzeba już jedynie zakończyć cierpienia kota. W innych przypadkach przejmujemy kota i staramy się pomóc we własnym zakresie. Jeżeli nie jest cierpiący, krwawiący, taki jak przyniesiona dziś Chmurka, trafiają do nas. Jeszcze trafiają do nas… Obyśmy mogli dalej pomagać, ale my już nie wiemy, jak apelować o wsparcie rzeczowe i finansowe. Po prostu prosimy o pomoc…
Jeśli ktoś zamiast pieniędzy woli kupić kotom karmę, też jest taka możliwość…
Jak najbardziej. Jest link https://ocalonelapki.pl/stowarzyszenie-pan-kot/ albo jak ktoś nie chce robić zakupów w sklepach internetowych, to jak kupi kilka puszek karmy przy okazji robienia zakupów dla siebie, to też jest super! Muszę powiedzieć, że jak zaczynaliśmy naszą działalność, jako stowarzyszenie, to tak właśnie było. Często podjeżdżały do nas samochody. To nie były jakieś wielkie dary, ktoś po prostu kupił kilka puszek karmy, podjechał, zostawił… tego nam po prostu potrzeba, bo jedzenie, utrzymanie kotów kosztuje, a dokarmiamy też przecież koty na mieście, potrafi być ich do 50, a jak jest więcej to potrzebujemy 300 puszek karmy miesięcznie. W razie czego można do nas dzwonić, pytać - 508 201 373 lub pisać na adres frania.n@wp.pl
Gdzie kotów wolnożyjących jest najwięcej?
To są takie miejsca porozrzucane. Chociaż chyba najwięcej kotów przychodzi na osiedle na Popławach… niedaleko szpitala.
A koty spod mostu?
Tam trochę ograniczyliśmy populację. Do zeszłego roku kotki były wysterylizowane. W tym roku pojawiła się kotka, która urodziła kocięta. Dwa zniknęły, kotka też, chociaż czasami się pojawia, bo widuję ją, jak przychodzi na jedzenie. Natomiast nad jednym kociaczkiem ktoś się zlitował i bezpośrednio spod mostu adoptował. My zadeklarowaliśmy temu kotkowi testy, leczenie, bo miał koci katar, odrobaczenie, szczepienie i sterylizację. To taka zachęta. Tak robimy, jeśli ktoś otwarcie mówi, że problem adopcji wiąże się tylko z finansami. W takich sytuacjach wolimy, mówiąc kolokwialnie, „żebrać” u ludzi, a wykonać wszystkie zabiegi konieczne do adopcji, żeby tylko kotek trafił do swojego domu.
Kot wydawany przez Was do adopcji jest zdrowy i wysterylizowany?
Chcielibyśmy żeby zawsze tak było. Jeżeli będzie nas stać, będziemy nadal leczyć i sterylizować. A jeśli nie zdobędziemy funduszy będziemy musieli zamknąć stowarzyszenie.
Czyli jesteście w takiej sytuacji, że poza tym 51 kotem nie przyjmujecie już żadnego?
To już jest taki „stop” ilościowy w domu. Musimy myśleć o tym, żeby kotki wychodziły od nas do adopcji, a nie je nadal przyjmować. Fizycznie nie jesteśmy w stanie ogarnąć w domu powyżej 50 kotów. To i tak jest za dużo. Jak mieliśmy na poziomie 20-30 to nam się to udawało znacznie łatwiej i lepiej. Teraz potrzeby są zbyt duże. Dlaczego doprowadziliśmy do takiej ilości – ktoś może zapyta… Bo trzeba było! Bo były koty potrzebujące pomocy, a staramy się nie odmawiać im pomocy. W końcu jednak rzeczywistość nas zmusi do odmawiania. Już to niestety czasami robimy. Jeśli koty są z daleka, prosimy, żeby osoby, które je znalazły, szukały pomocy np. w swojej gminie lub organizacji, która jest bliżej.
Ile czasu jeszcze sobie dajecie na działanie, tydzień, dwa…
Powiedzmy, że angażując własne środki, prywatne pieniądze możemy jeszcze ze trzy miesiące działać i to jest koniec…
Jeśli nie poprawi się sytuacja, jeśli nie będzie wsparcia…
…jeżeli dojdzie do oficjalnego zamknięcia, to kotom, które u nas są, będziemy starali się znaleźć domy. Mamy szóstkę naszych rezydentów, których nie przeznaczamy do adopcji. Jeżeli zamkniemy, to one u nas zostaną, są częściowo wychodzące. Mamy dla nich budki, koszyczki na zewnątrz. Świetnie sobie radzą. I koniec…
Leczycie, sterylizujecie, dajecie dom, szukacie kotom i kotkom rodzin… ale to nie jest cała Wasza działalność.
Można się do nas zwrócić o pomoc, jeśli dziki kot pojawi się nagle na podwórku i nie da się odłowić. Jeśli ktoś chce, aby zwierzę zostało na jego terenie, jeśli ktoś chce obrać taką formę pomocy zwierzęciu – i nam jednocześnie – to jak najbardziej zorganizujemy budkę i dodatkowo sterylizację dla kota, żeby bez sensu się nie rozmnażał. Ważne, żeby nie tworzyć bezdomności, tylko ją hamować. Mamy jeszcze kilka budek.
A pomagacie w odłapaniu kota? Nie jest to prosta sprawa, próbowałam…
Jak najbardziej! Pomoc w odłapaniu jest taka, że osoba, która ma kota na swoim terenie po prostu musi postawić klatkę-łapkę i miejmy nadzieję, że zwierzę do niej wejdzie zwabione jakimś smaczkiem. Innego sposobu na złapanie kota nie widzę. Kilkukrotnie próbowaliśmy złapać na szybko, na siatki, ale to u kotów się nie sprawdza. Najlepiej działać na spokojnie… Niech kot sam wejdzie do klatki. Jeśli jest głodny, a w środku jest jedzenie, to w końcu strach przed urządzeniem kotu minie i wejdzie do niej.
Klatki-łapki kupiono z pieniędzy ze składek…
Tak. Były kupowane z tych pieniędzy. Tak samo jak kenele czyli klatki do przetrzymywania kotów. W to nie potrzebujemy inwestować, mamy zapas. Prosząc o pomoc chodzi nam głównie o zabezpieczenie bieżącego utrzymania, a szczególnie leczenia. Dlatego na zbiórkach, którą miesięcznie publikujemy na pomagam.pl dopisujemy, że jest to zbiórka na ratowanie kotów w konkretnym miesiącu (aktualna zbiórka – pomagam.pl/ratujemy-kotki-wrze; https://zrzutka.pl/5nhhvu).
Ile potrzeba miesięcznie pieniędzy na opiekę nad kotami?
Kwota, która jest nam koniecznie miesięcznie potrzebna, to 5 tysięcy złotych na same koszty faktur z lecznicy. Bez jedzenia. Jedzenie kosztuje drugie tyle albo więcej. Do tego dochodzi bieżące utrzymanie, tj. pelet, podkłady czy chemia.
Za sterylizacje kotów płacicie teraz sami?
Przez chwilę robiliśmy ją z własnych pieniędzy, ale mieliśmy przydział z powszechnej sterylizacji. Przydziału jest niestety mało. Nawet za te wspomniane wcześniej 5 tysięcy złotych… Jak policzymy 250 złotych za jedną kocicę, to jest to kropla w morzu potrzeb.
Mieszkańcy Pułtuska troszczą się o koty?
Tak. Jest dużo takich osób. Muszę pochwalić te, które same dokarmiają, dbają o koty. Ale jest to trochę za mało skoordynowane. Może gdybyśmy mieli częściej kontakt z tymi osobami, to chociaż moglibyśmy umówić się co do sterylek. W tym zakresie potrzebujemy pomocy, bo nie jesteśmy w stanie wszędzie zabezpieczyć wyłapywania. Jest nas tylko dwoje.
A wolontariusze pomagają w działalności Pana Kota?
Przydałby się nam wolontariat. Niestety w Pułtusku kompletnie go nie ma. Jedyną wolontariuszką, jaką mamy jest Ola, która jest z nami od dawna.
Koty Pana Kota są już zsocjalizowane, mogą iść do domów…
Tak. Dlatego mieszkają z nami w domu. Nie dlatego, że my mamy jakiegoś świra , jesteśmy kopnięci, ale dlatego, że taki jest pomysł naszego stowarzyszenia na domową socjalizację, aby mogli przyjść goście i wybrać sobie kotka, a kotek ich. Chcemy, aby kot był przyzwyczajony do innych kotów, do ludzi, do należytych zachowań. Kiedyś wszyscy pytali o kuwetę. Teraz już nie pytają, wiedzą, że koty naturalnie kuwetują, ale takiemu małemu trzeba taka kuwetę pokazać i nauczy się bez problemu, ma to w genach. Zależy nam, żeby między zwierzęciem a człowiekiem był taki flow. Jak ten flow jest widoczny podczas weryfikacji przedadopcyjnej, to wtedy kotek może iść do nowego domu.
- Proszę w naszym imieniu podziękować wszystkim, którzy już nam pomagają! – poprosił na koniec rozmowy Pan Marek.
Podziękowania przekazane! Ja z kolei dziękuję za rozmowę Panu Markowi.
Anna Jadaś
Stowarzyszenie Pomocy Kotom Wolnożyjącym Pan Kot Pułtusk potrzebuje pomocy nas wszystkich. Jeśli możecie wesprzeć dalszą działalność stowarzyszenia podajemy linki, pod którymi można kupić karmę lub wpłacić drobną (lub większą) kwotę na opiekę weterynaryjną: Stowarzyszeniu Pan Kot możecie pomóc w leczeniu, odrobaczaniu, szczepieniu, sterylizacji i codziennej opiece (np. karmienie) nad zwierzakami za pośrednictwem platformy - https://ocalonelapki.pl/stowarzyszenie-pan-kot/ Aktualna zbiórka - https://zrzutka.pl/5nhhvu Stowarzyszenie Pomocy Kotom Wolnożyjącym Pan Kot- kontakt - 508 201 373; frania.n@wp.pl |
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie