Poniżej prezentujemy obszerny wywiad z Rafałem Grzelakowskim, który ukazał się w 5 numerze Pułtuskiej Gazety Powiatowej. Z wykształcenia jest specjalistą do spraw marketingu, a jego wielką życiową pasją jest fotografia. Od 6 miesięcy tysiące ludzi śledzi jego profil na Facebooku i podziwia piękne zdjęcia Pułtuska – Wenecji Mazowsza. Ma na swoim koncie ponad 450 000 fotografii i bez wątpienia można go zaliczyć do grona pułtuszczan pozytywnie zakręconych, a o takich, na łamach Pułtuskiej Gazety Powiatowej, pisaliśmy wielokrotnie. O kim mowa tym razem? O Rafale Grzelakowskim, który w ostatnim czasie był gościem naszej redakcji. Po tym miłym i niezwykle ciekawym spotkaniu powstał... wywiad rzeka. Z Rafałem Grzelakowskim rozmawiała Ewa Kowalczyk. Kiedy rozpoczęła się Twoja przygoda z fotografią?
Wiosną 1988 roku, w wieku 6 lat, na 7 urodziny rodzice sprezentowali mi starą radziecką Smienę.
Potem szybko się okazało, że to jest fatalny prezent dla dziecka. Klisza i koszty jej wywołania były okropnie duże. Trzeba było strzelać na „pusto”, czyli bez kliszy....
Z wykształcenia jesteś?
Mój zawód wyuczony wiąże się z marketingiem, którym zająłem się jak większość młodych ludzi w naszym kraju. Mam w tej dziedzinie duże sukcesy. W pracy zawodowej zajmowałem się podatkami. Głównie zwrotami podatku VAT dla przedsiębiorstw ponoszących koszty za granicą, zarówno z Polski, jak i obcokrajowców, którzy w różnych zakątkach świata ponosili takowe koszty. To była świetna praca, dla irlandzkiej firmy, jednej z największych w tej branży.
Co sprawiło, że fotografia zaczęła mieć w Twoim życiu ważne miejsce?
Zaczęło się właśnie wtedy, kiedy dostałem od rodziców Smienę. Ale do czego zmierzam. Lata 80, 90 – te, problem finansowy w Polsce, wtedy było ciężko zadbać o rozwój mojej pasji. Musiałem wyemigrować, żeby zarobić na swój własny, wymarzony sprzęt. Była nim cyfrowa najprostsza lustrzanka Nikona. Ten aparat kupiłem tylko dlatego, że była duża promocja. Nabyłem go w Anglii, gdzie promocje w ogóle się nie mają porównania do tych w naszym kraju. Kiedy aparaty już kończą swój cykl życia, tzn. kończy się jego produkcja i jest wycofywany z rynku, bo pojawia się jego następca, to naturalną koleją rzeczy jest spadek ceny o połowę, a ponadto liczne są promocje z obiektywami w zestawie za naprawdę małe kwoty, w porównaniu do wartości sprzętu. Dopiero w ubiegłym roku sprzedałem ten aparat.
A obecnie, na jakim sprzęcie pracujesz? Czy jest to sprzęt profesjonalny?
Nie jest to aparat z najwyższej półki. W swoim życiu fotografowałem różnymi aparatami i obiektywami. Natomiast prawda jest taka, że każdy fotograf niezależnie od stopnia zaawansowania, marzy o sprzęcie najdroższym, najbardziej zaawansowanym – ten jest idealny, cudowny... Ale jest pewien problem. Te aparaty mają swój żywot. Jeżeli aparat na siebie nie zarabia, to wydatek rzędu 11 – 15 000 zł, jest wydatkiem bezsensownym i zbyt kosztownym. Są aparaty, które mają porównywalną jakość zdjęć. Szkła zresztą są bardziej istotne od samej puszki. Robiąc jednego dnia 3000 zdjęć (zaznaczam, że żywotność migawki to ok. 100 000 zdjęć), to w 10 dni wykorzystałem 30% długości życia aparatu. Więc nie fotografuję ani 5D, ani innymi ekstremalnie drogimi aparatami. Natomiast uznałem, że poziomem przyzwoitości będzie 50D, wcześniej fotografowałem 40 D, którego wykorzystałem w 8 miesięcy. 8 miesięcy i zdechł.... krótko mówiąc. Obecnie mam zrobionych 75 000 zdjęć Pułtuska Canonem 50D, wykonanych przez pół roku.
Ile obecnie zdjęć masz zrobionych na swoim koncie?
Nie wiem. Te, które są w mojej bazie, to około 450 000 zdjęć cyfrowych. A analogowych? Ciężko policzyć ile to będzie kompletów klisz. Powiem tylko, że zajmują mniej więcej dwa duże kartony. Część z tych klisz nigdy nie została wywołana. Oczywiście została naświetlona, aby zobaczyć jak wyglądają ujęcia, ale nigdy zdjęcia te nie trafiły na papier.
Wróćmy jeszcze do tych początków, bo zapewne był jakiś bakcyl, inspiracja dla Ciebie?
Nie. Nie miałem żadnych książek o fotografii. Nie było internetu, więc nie było skąd zdobyć informacji, natomiast był i jest nadal pewien człowiek. To Witold Przybyłek. On miał zawodowy sprzęt Oczywiście nigdy nie pozwolił mi go dotknąć, ponieważ dla dzieciaka, który ma parę lat, to jest zabójstwo dla sprzętu. Ale od niego miałem pierwsze informacje, jak prawidłowo naświetlać zdjęcia w trybie manualnym, a nie automatycznym. Większość to są metody prób i błędów, a klisza jest naprawdę niewybredna. Za każdy błąd trzeba zapłacić i nie ma odwrotu.
Tysiące osób śledzi Twój profil na Facebooku i Twoje piękne zdjęcia. Czy to jest tylko Pułtusk, czy są jakieś inne?
Na moim profilu są także zdjęcia z Francji, Anglii i innych dziwnych miejsc starego kontynentu ale ostanie 6 miesięcy to tylko zdjęcia Pułtuska. Zdjęcia długo planowane, ale z racji tego, że mnie tutaj nie było, nie mogłem wcześniej ich zrobić. Poza tym nie miałem odpowiedniego sprzętu no i kwestie finansowe, bo trzeba za coś żyć. Ale jak już wróciłem do Polski, do Pułtuska, to ze sprzętem i takim właśnie zamysłem. Pułtusk zacząłem fotografować na początku sierpnia, w noc spadających gwiazd. Co roku, między początkiem, a połową sierpnia, z reguły 10, 11, 12 sierpnia przypada te największe spektrum. Wtedy jestem z aparatem w jakimś fajnym miejscu i poluję.
Te zdjęcia są wyjątkowe, oryginalne i inne od wszystkich...
Generalnie te zdjęcia miały przedstawiać Pułtusk takim, jakim go zapamiętałem, za jakim tęskniłem, tak jak go widziałem w swoich snach. Dlatego są inne. To jest moja wizja Pułtuska, jaką miałem kiedyś. Pułtusk naturalnie nie zawsze tak wygląda. Jednak to raczej kwestia spojrzenia.
Dlaczego zatem są właśnie takie?
Zależy jak potraktujemy fotografię. Jeżeli potraktujemy jako rejestrowanie rzeczywistości, czysty reportaż, to pewne rzeczy są niedopuszczalne w trakcie wywoływania suchych raw – ów do jp – gów. Ale jeżeli traktujemy to, jako sztukę, to absolutnie nie ma żadnych limitów. Przyjąłem sobie zakres rzeczy, które według mnie są dozwolone, aby to nadal była fotografia, fotografika, ale żeby nie był to fotomontaż. Nie robię 50 fotografii różnych elementów i nie składam ich w całość. Mnóstwo ludzi nie zetknęło się z fotografią poszerzonej dynamiki tonalnej. Chodzi o to, że można zrobić 10, 3, 5 zdjęć na statywie, gdzie mamy to samo ujęcie z różnym czasem naświetlania i wtedy możemy uchwycić zdecydowanie więcej szczegółów zarówno tych jasnych, jak i tych ciemnych, co jest niezwykle ciężkie, lub niemożliwe przy jednym naciśnięciu spustu migawki. Jednak wtedy wiąże się to właśnie z taką bajkową kolorystyką, podwójnymi krawędziami. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Ja przyjąłem taki sposób fotografii, ale nie jedyny. Co ważne i ciekawe, ta metoda nie jest współczesna. Pochodzi z 1857, kiedy Gustaw Le Gray pierwszy raz sfotografował w tej technice panoramę oceanu.
Wiele osób pomaga Ci w realizacji Twojej pasji, w fotografowaniu Pułtuska...
Na pierwszym miejscu Witold Przybyłek. To jest człowiek, który ma swoje lata, doświadczenie ale przede wszystkim jest artystą. Jest malarzem, rzeźbiarzem, nie wspominam nawet o jego wszechstronnym wykształceniu! To jest człowiek, który zna miejsca, zna historię i zna ludzi. Zobaczył, że zrobiłem coś ciekawego – zdjęcia Pułtuska, te pierwsze, no i zaprosiłem go na wspólną sesję. On wziął swój aparat, zadzwonił do Dyrektor Muzeum Regionalnego w Pułtusku – Anny Henrykowskiej i weszliśmy na wieżę. Ponadto jest też Michał Kisiel. Człowiek, którego nigdy wcześniej nie znałem, nigdy się nie spotkaliśmy. On zobaczył moje zdjęcia Domu Polonii na Facebooku, skomentował, odpisałem i właściwie to dalej rozmowa i współpraca już sama się potoczyła. Poprosiłem o możliwość zrobienia zdjęć z wieży Domu Polonii, nie było żadnego problemu. Teraz nasza współpraca rozwija się do tego stopnia, że Pan Michał sam do mnie dzwoni z różnymi pomysłami na nowe zdjęcia i propozycjami miejsc, z których mógłbym zrobić ciekawe ujęcia. Pan Michał poznałem mnie z Panem Tomaszem Zakolskim, dzięki któremu z kolei miałem możliwość uchwycenia panoramy miasta z Dzwonnicy. Za co serdecznie jestem im wdzięczny.
Gdzie oprócz Facebooka można zobaczyć Twoje zdjęcia?
Po wystawie planuję uruchomić stronę internetową. Obecnie moje zdjęcia można zobaczyć na różnych stronach dla artystów – Dewiantart: www.rafalgrzelakowski.deviantart.com, Flickr: www.flickr.com/photos/rgrzelakowski, YouTube: www.youtube.com/user/bestphotoshots. Stron jest kilka, jednak najświeższe są na Facebooku. Niestety jest problem z kopiowaniem tych zdjęć. Doszło do tego, że już nawet gazety publikują moje zdjęcia, nie podając autora i jest niemiło...
No właśnie, wspomniałeś o wystawie... Czy to jest pierwsza wystawa w Twoim życiu?
W życiu nie, ale tu w Pułtusku owszem – jest pierwsza, ale zawsze najtrudniej jest u siebie. Inauguracja Wystawy odbędzie się w Domu Polonii 23 lutego o godz.: 17tej. Co prawda został niespełna miesiąc, ale bardzo dużo pracy – wydruk zdjęć. Poszerzona dynamika tonalna, owszem pokazuje coś więcej jeżeli chodzi o zdjęcie, ale monitory nie są w stanie wszystkiego wyświetlić. Zdjęcia będą drukowane na folii a następnie naklejane na płytę pcv. Nie jest to idealne rozwiązanie, ale koszty samych ram są poza moimi finansowymi możliwościami.
Dlaczego Dom Polonii? Czy to również zasługa Pana Michała Kisiela?
Tak. To jest właśnie Pan Michał, który powiedział: „Fajne zdjęcia, może byśmy zrobili wystawę?” Myślę też, że wpisy Pana Witolda Przybyłka dużo się do tego przyczyniły. Dodam, że byłem na wszystkich inauguracjach wystaw przez ostatnie pół roku – m.in. właśnie Witolda Przybyłka.
Wróćmy do etapu, kiedy przebywałeś zagranicą Tam organizowałeś wystawy swoich zdjęć?
To były małe wystawy, ok. 20 – 30 prac. Cieszyły się zainteresowaniem. Natomiast wystawa, której otwarcie organizuję 23 lutego w Domu Polonii, będzie trochę większa. Zwiedzając ją będzie można obejrzeć ok. 50 fotografii, na 75 000 zdjęć, w tym ok 6 panoram, każda po 2 metry długości. Zaplanowałem także niespodziankę. Będzie nią kilkunastominutowy film ze wszystkich „pułtuskich” zdjęć, które zrobiłem w ciągu ostatniego półrocza. W tym miejscu warto wspomnieć, że Pułtusk razem z Paryżem ma największą liczbę filmów poklatkowych. Jestem w kontakcie z osobami, które robią podobne filmiki właśnie z Paryża, Norwegii i ze stanów Zjednoczonych. We czworo chcemy zrobić jeden filmik poklatkowy różnych dziwnych miejsc na świecie. I będzie można go obejrzeć oczywiście na youtubie.
Kolejna wystawa będzie w Anglii. Dlaczego tam? To dłuższa historia, ale tak w skrócie - tam najwięcej czasu spędziłem, tam poznałem ludzi, którzy fotografią zajmują się zawodowo, pracują dla BBC, National Geographic. Zresztą, co ciekawe, przyjadą albo w tym, albo w następnym roku w wakacje, pierwszy raz do Polski i to będzie Pułtusk. A potem ruszymy polować na żubra...To jest wymóg konieczny, postawiony przez jednego z nich. Po prostu fotografuje zwierzęta, tylko i wyłącznie w naturze.
Lubisz fotografować zwierzęta?
Ze zwierzętami to jest zupełnie inna historia. Każdy z nas ma jakiś sentyment do zwierząt, kotki, pieski, krówki, a jak zobaczy jeszcze jakieś dzikie zwierze w naturze, to już w ogóle jest „szaleństwo”. Z większością zdjęć, które robiłem tutaj w mieście związane są bardzo ciekawe historie, których nie jestem w stanie do końca wytłumaczyć.
Opowiesz?
Otóż, fotografowałem w sierpniu na potrzeby filmiku poklatkowego pułtuski kanałek. Zrobiłem wówczas kilka tysięcy zdjęć. Od zachodu po wschód słońca. Nad kanałkiem spędziłem całą noc, od 19 wieczorem do 5 nad ranem. Na filmie widać, jak w nocy, ok 2 nad ranem przepływają bobry. Podkreślam, w centrum miasta. W pobliżu rośnie dzika jabłoń. Wychodzą na brzeg i parę metrów ode mnie 6 bobrów wcina jabłka! Nie bały się, bo stałem długo i się przyzwyczaiły. Super sprawa. Potem wyszły jeszcze raz. Film jest dostępny na youtubie („Venice of the North”: http://youtu.be/WA9qTRV2s9o
Rzeczywiście imponujące, dla takich chwil naprawdę warto poświęcić nieprzespanych kilkanaście godzin.
Dokładnie. Fotografuję gwiazdy, a nagle mi kaczka, bocian, nietoperz przelatuje nad głową. To jest bardzo miłe. Ale miałem także niebezpieczne przygody – spotkanie ze żmiją. Chyba mnie się wystraszyła, całe szczęście mnie nie ukąsiła. Kiedyś też zaatakowały mnie dwa lisy na wałach, przy pułtuskiej kładce. Było ciemno, nikt tamtędy nie chodzi. A wszyscy wiemy, że lisy nie atakują ludzi jeśli są zdrowe. Podejrzewam, że miały wściekliznę.
Czy zastanawiałeś się nad tym, aby opublikować swoje zdjęcia w formie albumu?
Owszem, ale nie wydaje mi się, żeby powstał album Pułtuska, bo Pułtusk ma sporo albumów z fantastycznymi zdjęciami, pokazują nasze miasto z tej dobrej strony. Jeżeli jednak powstałby taki album, to tylko i wyłącznie dla mojej własnej satysfakcji, dumy. Natomiast powstanie album z różnych dziwnych miejsc w Europie, np. miejsc unikatowych, które z różnych powodów nie są znane szerszemu gronu. Jak dla przykładu Donna Nook – wioska na wybrzeżu, w Anglii wschodniej, gdzie co roku przez dwa tygodnie, na przełomie października i listopada, foki rodzą młode. W 2007 roku, kiedy zabrałem tam żonę, urodziło się ok 2 000 młodych foczek. Dodać do tego 2 000 matek – to jest widok niesamowity! Foki jak się rodzą są śnieżnobiałe, łaszą się nawet do człowieka. Wspaniały widok i niesamowite przeżycie. Wydaniem tego albumu zajmie się prawdopodobnie brytyjskie wydawnictwo.
Życzymy Ci zatem, aby to wszystko, co postawiłeś sobie za cel, udało się zrealizować. Czekamy z niecierpliwością na Twoją pierwszą wystawę, która, przypominamy naszym Czytelnikom, odbędzie się w sobotę 23 lutego w Domu Polonii i którą mamy przyjemność objąć patronatem medialnym. Już dziś serdecznie na nią zapraszamy. Życząc wielu pięknych, zdjęć dziękuję za rozmowę.
Ja również dziękuję za rozmowę i zapraszam na inaugurację wystawy. Gwarantuję, że pokażę coś innego!
Obserwuj nas na Google News
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Komentarze opinie