
Napisał ktoś w internecie - Prawdziwy księgarz, prawdziwa księgarnia... co jakoś automatycznie skojarzyło mi się z Gałczyńskim... „Zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz...” A że każde miasto ma podobno w sobie coś zaczarowanego, jakieś magiczne miejsca, których należy tylko poszukać to... zaczęłam szukać... I znalazłam... był to malutki, ukryty na księgarnianej półce między książkami grafitowy notes... Skrywał tajemnice, o których wiedzą nieliczni... Otwieram go razem z Markiem Leleniem i Jego żoną Elżbietą.
Ten tajemniczy notes, który odkryłam w Pana księgarni ukrywa rysunki. Czarno-białe. Wykonane ołówkiem. Jaki był początek Pana historii związanej z rysowaniem? Skąd to zainteresowanie.
ML: Już jako dziecko rysowałem, jako młody chłopak. Okazało się, że te moje rysunki jakoś wyglądają. Do dziś zachowało się kilka z tego młodzieńczego okresu. Zdarzyło się pewnego dnia, że córka przeglądając swoje rzeczy, znalazła moje rysunki. - Tato, przecież ty tak pięknie rysowałeś! Weź coś ładnego narysuj! – poprosiła. To narysowałem jej jakiegoś zwierzaczka. – No fajnie – powiedziała – to teraz wiesz co? Bierz się za robotę! I z okazji okrągłej rocznicy urodzin kupiła mi szkicownik, komplet ołówków i powiedziała rysuj!
Ale to nie jest tak, że od razu usiądziesz i coś narysujesz... Przeglądałem kiedyś zdjęcia wnuka. Patrzę na jedno i myślę – jakbym go narysował, byłoby ciekawe, tak tu fajnie wyszedł! Zrobiłem jeden szkic, drugi szkic. I dopiero za trzecim razem stwierdziłem – No! Takie coś można już pokazać! Pokazałem córce. – Piękny rysunek! – zachwyciła się. Także najpierw był jeden wnuk, potem dwóch wnuków. Potem zacząłem troszkę portretów rysować, ale córka powiedziała mi – wiesz co, weź się lepiej za przyrodę...
Nie zniechęciło Pana, jak córka powiedziała – tato nie rysuj już portretów, weź się za coś innego...?
ML: Nie. Narysowałem jeszcze kilka osób, a później też swój autoportret. Jestem z niego zadowolony. Także trzeba ćwiczyć po prostu.
Nigdy nie uczył się Pan rysowania?
Nie. Mam różne książki na temat rysunku. Przeglądam je...
Jaką techniką Pan rysuje?
ML: To metoda drobnej kreski. Tak bym to określił. Poza tym ołówek, gumka.
EL: Przepraszam, że wejdę w słowo, ale nawet jak mąż sobie siedzi w księgarni to zaczyna coś rysować. Ołóweczek temperuje i sobie tworzy.
ML: ...o, teraz też coś szkicuję. I co mi wyszło? Ja tu widzę góry.
Czy żona uwieczniona jest na Pana rysunkach?
EL: Jestem! W domu jest mój portret. Wisiał na ścianie, ale kilka dni temu zdjęłam go i leży na biurku.
ML: ...bo dostaliśmy piękne zdjęcie wnuków.
EL: ...i w „moje” ramki włożyłam to zdjęcie! Teraz to oni są dla nas najważniejsi! Mamy tylko córkę...daleko, pod Zurychem.
Bohaterami Pana prac są architektura, ludzie, przyroda. Co Pana inspiruje, co decyduje o tym, że maluje Pan dany obiekt?
ML: To kwestia spojrzenia. Widzę coś i myślę – O! To dałoby się narysować! Teraz na przykład wkręciłem się w rysowanie katedry w Santiago de Compostela. Widział mój rysunek pewien architekt. Powiedział - „Jeżeli Pan rysuje to bez przygotowania, to ja, jako architekt muszę Panu powiedzieć, że udało się to Panu!” Tu dojdzie jeszcze jedna wieża, ale zamysł mam taki – jak skończę katedrę, narysuję Katedrę w Oviedo, a jako dopełnienie tego tryptyku kościółek/ kaplicę z XV czy XVI wieku, który jest na „trasie szpitali” Ruta de los Hospitales, jak idzie się Camino Primitivo, z kamienia, wielkości połowy mojej księgarni. Obok stoją trzy domy na grzbiecie wzgórza. Tam nic nie ma... jest tylko ta kaplica, trzy domy i... nic. Jaka jest przepaść w uwielbieniu boga w wielkich miastach, a na tej biednej prowincji, gdzie tych kościółków właśnie tak zachowanych jest jeszcze sporo do obejrzenia. Także wracając do tematu inspiracji... musi być ten błysk, to coś!
To jak w miłości!
ML: Tak, to jak w miłości...
Kościółek w Kacicach też narysował Pan z miłości do... Kacic. Chodził Pan kilka dni i go obserwował...
ML: Ooooo! Jeśli chodzi o kościółek w Kacicach to dwa dni chodziłem, robiłem zdjęcia, raz z jednej strony, raz z drugiej... i w końcu trafiłem na takie ujęcie pod drzewami, pod gałęziami lipy, że w końcu stwierdziłem – To jest to! Zresztą Kacice, to jest moje miejsce na ziemi. Kiedyś w jednej z rozmów z Lechem Chybowskim opowiedziałem, jak przyjechałem na pierwszą przepustkę z wojska. Nie jechałem z Pułtuska do Kacic autobusem, tylko specjalnie poszedłem pieszo. Kiedy doszedłem do fortów, spojrzałem, że to już są moje Kacice, usiadłem na rowie i popłakałem się...
Mąż jest takim wrażliwcem Pani Elżbieto?
EL: Myślę, że tak... jest bardzo wrażliwy.
ML: ...no i teraz jeszcze bardziej się roztkliwiłem niż poprzednio... przy wnuku...
Rysunkiem śpiącego wnuka jestem zachwycona! Był chyba w szkicowniku z tego, co pamiętam...
ML: Ten rysunek z takimi rzęsami? Ale to chyba nie w szkicowniku. Chyba z piwnicy przyniosłem...
Żona mówi, że w piwnicy znalazła też rysunki, które kiedyś Pan rysował...
ML: Aaa! To w czasów młodości... A pamiętasz Elu, jak do Ciebie z wojska rysowałem?
Pani Elżbiecie wysyłał Pan rysunki jak byliście małżeństwem czy jeszcze w fazie narzeczeństwa?
EL: Wcześniej też! Bo jeszcze będąc w wojsku wzięliśmy ślub. Z miłości! A wszyscy myśleli, że jestem w ciąży.
ML: ...wszyscy przyglądali się, kiedy żona urodzi, a tu nic! Po moim powrocie z wojska, dopiero w marcu następnego roku urodził się Krzyś.
Co Pan rysował w listach do żony? Serduszka?
Nieeeee.... Drzewka... Na przykład akacje z Nowego Dworu. Jak siedziałem na warcie... Jako dowódca warty rozprowadziłem zmianę, siedziałem, wyglądałem przez okno i widziałem piękne akacje, więc rączka sama chodziła po kartce. Wtedy rysowałem długopisem.
Pani Elżbiecie trafił się romantyczny mąż...
EL: No taaaak... I jeszcze wspomnę, że był pewien pomysł. Jak na początku te portrety Markowi trochę nie wychodziły to Kasia powiedziała – „Zacznij rysować krajobrazy czy Pułtusk". Wtedy była też mowa o tym, żeby rysować i zrobić widokówki, ponieważ nie można było w naszym mieście pocztówek z Pułtuskiem kupić. Raz mieliśmy z Wyszkowa, bo zrobili serię z Pułtuskiem. Wszystkie sprzedaliśmy.
Co z realizacją tego pomysłu? Na jakim etapie są pocztówki z Pana rysunkami? Można już kupić je w księgarni?
ML Pomysł pomysłem, ale żeby zebrać się do jego realizacji to trochę się zeszło... Jako pierwszy powstał rysunek Ratusza. Widać go na półce. Jest w formacie A3. Stoi tuż obok rysunków Malborka i Grenady. Siostrzenica pomogła mi opracować pocztówki w różnych formatach i zrobiliśmy takie z Pułtuskiem oraz Kacicami. Można je już kupić. Są zrobione na dobrym papierze, nie takim z rysownika. Wystarczy wpisać adres, nakleić znaczek i wysyłać w świat.
Zerknijmy jeszcze na półkę. Co tam jeszcze jest?
ML: O! Na przykład kolejny pomysł mojego dziecka - magnesy z moimi rysunkami, które zrobiła córka. Mam już nawet podstawkę pod nie.
A te ptaszki na półce?
ML: Aaaaa! Jeszcze ptaszki! Inspiracja – ptaszki! Ta sowa, krogulec – one też powstały z miłości – mojej miłości do ptaków. Kolejną moją pasją są bowiem ptaki. Moje piesze wycieczki z obserwowaniem ptaków da się połączyć. Prawda? A jak jadę samochodem, to mówię – „O!” Bo niby patrzę na drogę, ale jednocześnie widzę, jak dalej leci drapieżnik, bo szczególnie ptaki drapieżne mnie interesują. Bardzo lubię je obserwować. Więc mówię – „O!” A dziewczyny krzyczą – „Ty patrz na drogę! Gdzie ten ptak?” - „No tam” – wskazuję i jadę dalej.
Po śpiewie też Pan je rozpoznaje?
ML: Tak. Często ptaka nie zobaczymy, al ja go słyszę i już wiem, że to na przykład zimorodek. Mam działkę w Kacicach, nad strugą, i słyszę, jak leci od Narwi, robiąc „pi”, „pi”, „pi”... Za 15 minut znów słyszę to samo, to już stoję i czekam na niego. I nie ma opcji, musi lecieć prosto na mnie, bo tak idzie struga, że zakręca i ja sobie na tym zakręcie stoję, a on mnie z daleka widzi i „siuu” górą przelatuje... Także to są bardzo ciekawe rzeczy. A puchacz, jak woła, bo też jest na działce. Cudo! A lelek kozoduj? Nie widziałem go, ale słyszałem i nagrałem specjalnie, żeby mi uwierzono, że mieszka w Kacicach. Nie jest to bowiem teren typowy dla lelka, który lubi otwarte, nagrzane polany, ponieważ jest ptakiem ciężkim, to potrzebuje ciepłego powietrza do latania. A tu u mnie, na tej mojej działeczce w ciągu ostatnich 5 lat ze 3 razy już go słyszałem. Lelek ma tak specyficzne ubarwienie, że ciężko byłoby to oddać na rysunku. Mam już jednak jego zdjęcie, więc może któregoś dnia usiądę i spróbuje narysować...
Dzieła lokalnych artystów powinny być dostępne w Biurze Informacji Turystycznej, punktach promujących miasto, jako pamiątki z Pułtuska dla turystów i nie tylko dla nich. Ja najchętniej oprawiłabym je w ramki i powiesiła na ścianie w domu...
EL: Niestety nie można ich dostać w Biurze Promocji miasta. Podobnie, jak map. A klienci często o nie pytają. Niedawno nawet rozmawialiśmy z panem, który przeprowadził się tutaj i nie zna miasta. Nigdzie nie mógł mapy Pułtuska znaleźć.
Pocztówki z rysunkami Pułtuska, magnesy można kupić wyłącznie w księgarni przy ul. Traugutta?
ML: - Tak. Początkowo sam robiłem kopie rysunków na zwykłej drukarce, z tym, że nie na zwykłej kartce papieru, tylko na bloku technicznym i rozdawałem. Jak ktoś coś kupił albo zauważył stwierdzając „O, jakie ładne”, to mówiłem „No to proszę, jak Ci się podoba”. A teraz, kiedy wymagało to już trochę większych inwestycji, postanowiliśmy, że będziemy je sprzedawać. Mamy format pocztówkowy rysunku, format A5, a będą też w formacie A4. Turyści i mieszkańcy znajdą u mnie też magnesy z dzwonnicą, ratuszem, jest też Malbork i Alhambra i Kacice.
A prace z wizerunkami ptaków, kiedy będą do kupienia w księgarni?
ML: Skoro Pani mnie naciska, to pewnie będę musiał to wkrótce zrobić. Chociaż przyznam, nie po to rysuję, aby zarobić. Zawsze rysowałem dla siebie, nie planując, że kiedyś zrobię z tego pocztówkę czy obrazek dla promocji miasta. Jeżeli komuś się podobają i ktoś będzie chciał je kupić, to z przyjemnością będziemy sprzedawać.
Jak wygląda proces twórczy, możemy go opisać?... maluje Pan codziennie czy jak przyjdzie natchnienie?
ML: Nie jest to codzienne zajęcie. Ten na przykład rysunek leży i od jakiegoś czasu nie mam natchnienia. Ale jak natchnienie przyjdzie, to potrafię 3 godziny rysować, bez wstawania! Cieszę się wtedy, że udało mi się dorysować okienko, drzwi, a jeśli na przykład dach coś nie wyszedł, to ścieram go i lecę dalej... i za chwilę wszystko wszystko zaczyna do siebie pasować, zmieniają się proporcje. A potem, jak przechodzi ochota, nie rysuję.
Który rysunek lubi Pan najbardziej?
ML: Chyba śpiący wnuk jest moim ulubionym! To jeden z pierwszych rysunków i z serca rysowany... Tak bym powiedział... To zdjęcie, na którym on tak słodko śpi i te jego rzęsy! Udało się ten piękny moment uchwycić... Poza tym rysunek Alhambry, zespołu pałacowego w Grenadzie, często tam bywaliśmy. Zresztą, jak córka Kasia mieszkała w Grenadzie, pracowała tam w księgarni, bo złożyła aplikacje i wpisała sobie w CV, że u tatusia w księgarni pracowała, no i prawdę napisała, bo pomagała tu często. Przyjęli ją i dobrze sobie radziła. Zawsze jak w Grenadzie byliśmy, trzeba było pójść do Alhambry, a widok, który można oglądać na rysunku stojącym w pułtuskiej księgarni, to jest widok z Placu San Nicolas, na który też często żeśmy się wybierali.
A ulubione miejsce w Pułtusku?
ML: ... Kacice! To jest prawda. Mieszkałem 15 lat w Pułtusku. Jednak jak nadarzyła się okazja to zaciągnąłem żonę do Kacic. Nie była na początku zadowolona...
Bierze Pan udział w wystawach?
Po raz pierwszy w ubiegłym roku wziąłem udział w wystawie „Teraz Pułtusk”. Z czego jestem bardzo zadowolony. Zobaczyłem, że nie tylko ja poświęcam swój czas na takie działania. Często byłem zaskoczony widząc daną osobę, nie wiedziałem, że ona też robi coś takiego, jak ja. Jak będzie kolejna wystawa i jeżeli mnie zaproszą, to chętnie wezmę w niej udział i pokażę kilka prac.
Jest pan kapryśny jako artysta?
ML: Nie jestem. Zresztą nigdy nie myślałem o sobie, jako o artyście. O rzemieślniku to może tak, ale o artyście, nie.
Kupuje Pan specjalne ołówki?
ML: Do takich „bazgrołów” jak tu Pani widzi, pod ladą, używam zwykłych ołówków, natomiast mam specjalne ołówki do innych prac. Tutaj na przykład mam taki ołówkowy cienkopis. Cieniutki. Nim rysuję szczególiki. O teraz Pani zobaczy, narysowałem nim mały świerk...
To teraz najlepszym dla Pana prezentem są przybory do rysowania, w tym m.in. ołówki...
ML: To ile ja bym musiał rysować, żeby to wyrysować!
Planuje Pan wydać swój album z rysunkami?
ML: Za mało mam jeszcze materiałów. Trzeba byłoby więcej narysować. Wtedy może tak... To nie jest mój priorytet, ale przy okazji można dzieła zebrać i pomyśleć... ja jestem introwertykiem, jestem wycofany, zamknięty. Gdyby zobaczyła mnie Pani w 89 roku, jak zacząłem sprzedawać książki, jak ja się trząsłem przed kontaktem z klientem, jak bałem się powiedzieć że coś kosztuje 2,50... To, że prowadzę księgarnię bardzo mi pomogło w rozwoju osobistym. Ale w dalszym ciągu jestem osobą wycofaną.
I to jest jeden z powodów, dla których skupia się Pan na rysowaniu, dzięki czemu odrywa trochę od otaczającego świata?
ML: Pewnie tak... Rysowanie to takie...bycie ze sobą. Czas dla siebie. Nie jest też tak, że zatapiam się w 100 procentach w rysowaniu. Ale to wymaga skupienia, bo jeżeli coś źle ustawię, to potem mi inne rzeczy nie pasują, np. okno jest nie w tym miejscu, co powinno... Przy rysowaniu można się wyciszyć, ale musi być połączenie mózgu z ręką, inaczej się nie da stworzyć czegoś ładnego...
Dziękuję za rozmowę
Anna Jadaś
Księgarnia Marek Leleń znajduje się w Pułtusku przy ul. Traugutta 21 c.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie