Reklama

Plan Księdza na Boże Narodzenie: Msze święte, spotkania z parafianami i wspomnienia z dzieciństwa

24/12/2023 17:00

O istocie Świąt Bożego Narodzenia, cieple rodzinnych spotkań i wspomnieniu kaflowego pieca, kolędzie wywołującej łzy, ulubionej wigilijnej potrawie, planach, również osobistych, na Nowy Rok, a także o rockowych balladach i kulturze pułtuskich kierowców, opowiada w przedświąteczno-noworocznym czasie ksiądz Jarosław Arbat, który pierwszy raz spędza Święta Bożego Narodzenia w Pułtusku, jako Proboszcz parafii św. Mateusza. – Z Proboszczem parafii św. Mateusza w Pułtusku rozmawiała Anna Jadaś.

Jakie ma Ksiądz plany na Boże Narodzenie?

Każdego Księdza zawsze są nieodmienne. Świętujemy razem z Państwem, tylko świętujemy troszeczkę mocniej, bardziej intensywnie. Bo jest to też czas wytężonej pracy w Kościele, z posługą duszpasterską dla Państwa. W Święta o 21:00 w Wigilię pierwsza Pasterka. O 24:00 Pasterka druga. Pierwsza jest oczywiście dla dzieci, z tego też względu ta wcześniejsza godzina. Następnie o 9:00 Msza Święta, o 10:30, 12:00... Po tym wszystkim obiad i troszeczkę odpoczynku, później bowiem msza o 18:00, z perspektywą, że zaraz drugi dzień świąt, w którym powtórzę dokładnie to samo. Takie są święta Księdza. Są cudowne, pełne życzliwości, obecności ludzkiej. To śpiewanie kolęd w świątyni i przede wszystkim ofiara mszy świętej... Czas spotkań z parafianami, ich gośćmi to jest radość, a Ksiądz, który żyje sam, przecież też żyje dla społeczności, w której jest.

…a Wigilia u Księdza w domu?

Mama mieszka około 200 kilometrów stąd. Gdy pracowałem do 120 kilometrów od domu, jeździłem do niej na Wigilię. Teraz powrót do Pułtuska na godzinę 21:00 jest niewykonalny. Po prostu jestem tu na plebanii. Na szczęście mam jeszcze rodzeństwo, rodzeństwo ma wnuki... Zawsze było tak, że wszyscy siadaliśmy u mamy. Natomiast teraz to mama raczej uda się do brata albo do siostry. Gdy są oboje rodzice, wtedy ten dom jest taki troszeczkę silniejszy. Mama co prawda stara się i na ogół i tak wychodzą dwie wigilie, bo gdy jedzie się po mamę to ona jest przygotowana – Tak synku, zjedz trochę karpia i już jedziemy na wigilie do siostry. Tak to mniej więcej wygląda…

Jakie jest Księdza ulubione danie wigilijne?

Po prostu ryby! Wszelakiego rodzaju ryby!

Ulubiona kolęda?

Jest kilka... Kolęda mojego dziadka, którą przez szacunek do niego lubię. Czyli „Bracia patrzcie jeno, jak niebo goreje, znak, że coś dziwnego w Betlejem się dzieje”. Kolęda, przy której zawsze płaczę, czyli „Nie było miejsca dla Ciebie”, Kolęda z dzieciństwa „Dzisiaj w Betlejem” pierwsza, której się nauczyłem. A kolęda z tych współczesnych kolędo-pastorałek to Zbigniewa Preisnera „Kolęda dla nieobecnych”.

Chyba zatraciliśmy z biegiem lat znaczenie świąt w wymiarze duchowym? Priorytetem stały się sprawy materialne, zakupy, prezenty... Co tak naprawdę jest ważne w te święta?

Odpowiem wspomnieniem z dzieciństwa. Wyobraźcie sobie państwo... Mieszkanie, takie mniej więcej, jak te mieszkania na Starym Mieście w Pułtusku. Wysokie okropnie, bo to stare budownictwo – to takie jest przedziwne, bo ja się wychowywałem na plebanii, tyle że kościoła ewangelicko-augsburskiego, bo pochodzę z Pomorza – kiedyś tam była plebania, później została zasiedlona przez ludzi i mama, jako nauczycielka dostała tam przydział mieszkania. Zatem - wysokie mieszkanie, o grubych ścianach, w kącie biały piec, rozgrzany i my po wieczerzy wigilijnej – trójka rodzeństwa i mama – opieraliśmy się o ten piec, żeby się ogrzać i śpiewaliśmy kolędy. To jest ten ludzki wymiar spotkania, ciepła rodzinnego, którego niejako symbolem był rozgrzany kaflowy, biały piec... I zapach choinki, ale też zapach rodzeństwa, mamy... to wszystko niesamowicie zlewało się w jedno... To jest wymiar świąt, o którym nie powinniśmy zapomnieć – to znaczy Wigilia niekoniecznie z telefonem komórkowym, przeglądaniem internetu, wysyłaniem akurat w tym momencie sms-ów z życzeniami i radowania się jakimiś czasami mniej lub bardziej rozsądnymi filmikami. Myślę, że dzisiaj – drogie Panie domowe – przed wejściem Waszych gości do domu, trzeba wziąć koszyczek, taki jak taca księdza, zarekwirować telefony komórkowe i dopiero później siąść przy stole, żeby być ze sobą w tym wymiarze ludzkim, a przede wszystkim w wymiarze duchowym. Nie jesteśmy skazani na beznadziejność. Jest nadzieja, która się rodzi. Jest nadzieja nieba, nadzieja wieczności. I jest to, że Bóg Wszechmocny staje się człowiekiem, schodzi na ziemię, żebym ja mógł pójść do nieba. To jest ten wymiar, o którym powinniśmy pamiętać.

Dla wielu osób czas świąteczno-noworoczny jest jednym z najtrudniejszych w roku. Brak najbliższych, spory w rodzinie, brak pieniędzy...

Odnajdźcie to, co najważniejsze. Naprawdę cała głębia waszego bogactwa jest w Was. Znowu posłużę się przykładem - w jednym z miast, chodząc po kolędzie, w starym, poniemieckim szeregowcu, spotkałem rodzinę – wiele dzieci, absolutna bieda, po prostu aż piszczy – a te dzieciaki były niesamowicie szczęśliwe, szczęśliwe z powodu swoich rodziców, wydawało się nawet, że szczęśliwe, bo mnie spotkały. Natomiast obok szeregowca stał piękny domek, w którym mieszkało jedno dziecko, było ono nieszczęśliwe, chociaż miało wszystko. Myślę, że przez ten przykład można zrozumieć pewien sens – do szczęścia w gruncie rzeczy nie potrzeba nam aż tak wiele. Jeśli mamy za wiele, to mamy też wiele do pilnowania, a jak mamy wiele do pilnowania pojawiają się kolejne kłopoty. Oczywiście, jak ktoś jest bogaty, bardzo dobrze, niech będzie. Tu jest ważne ubóstwo w duchu... błogosławieni ubodzy w duchu... Nieważne, ile masz, ważne żebyś ty miał, a nie ciebie miało to, co posiadasz. To takie życie w złotej klatce, którą sobie fundujemy na własną prośbę.

Czy kościół otwiera się na osoby samotne które nie potrafią odnaleźć się w czasie świąt. Czy ten przysłowiowy talerzyk dla zbłąkanego wędrowca jest często wykorzystany w kościele?

Teraz chociażby jest akcja Caritasu związana ze sprzedażą świeczek. Trzeba pomyśleć tak – czekam na zbłąkanego wędrowca, wędrowiec nie przychodzi. Ja żyję prawie 60 lat i nigdy ten wędrowiec się nie pojawił. Natomiast jeśli postawię przy talerzyku świeczkę Caritasu za 10, 15 czy 30 złotych, to w ten sposób kupię komuś obiad i wigilijną wieczerzę. O czym marzą dość często osoby starsze i samotne? Żeby miały siłę przyjść na Pasterkę do Kościoła, bo tu nie będą samotne. Kościół otwarty jest na samotnych, zagubionych, poranionych... Gdy przyjdziemy do Kościoła jest nam zwyczajnie dobrze... Owszem, zimą pewnie trochę zmarzniemy, ale wchodzimy do zupełnie innej przestrzeni, jakby do innej rzeczywistości. Odrywamy się od naszych wszystkich problemów, na godzinę, na 45 minut... Czasami to zupełnie wystarczy. Tak jak z noszeniem worka na plecach. Gdyby nam kazano worek 50 kg nieść bez przerwy, upadlibyśmy, a jak chociaż na godzinę zdejmiemy, to odpoczniemy. Pozwólmy sobie na ten luksus...

Czemu służy adwent poprzedzający Boże Narodzenie?

Będzie teologicznie. Adwent ma dwa znaczenia. Pierwsza część adwentu, ta dłuższa, bo trwająca do 17 grudnia – to przygotowywanie się na powtórne przyjście Pana, bo oczywiście my chrześcijanie śpiewamy Marana tha, Przyjdź Panie Jezu, ale jak co do czego przyjdzie, to różnie z tym bywa, myślimy – może ten koniec świata jeszcze nie teraz? Wręcz boimy się, lękamy się... Natomiast z natury jesteśmy nastawieni na to, że niebo, ziemia przeminą, przyjdzie nasz Zbawiciel i weźmie nas do siebie, uwalniając od tego, co nas obciąża. Druga część adwentu, po 17 grudnia, to bezpośrednie przygotowanie do Bożego Narodzenia. I może jeszcze taka piękna zachęta? Choć czasu niewiele, ale za rok może się to przydać – roraty. Co to są roraty? Święta Bożego Narodzenia usytuowane są w dniu przesilenia słonecznego, słońca zaczyna przybywać, bo Chrystus jest światłością świata, pełnym światłem Słońca. Ale adwent to czas, w którym jest jeszcze gwiazda zaranna Najświętsza Maria Panna, Jutrzenka, która poprzedza i przygotowuje, rozświetla – to jest właśnie sens rorat. Dlatego powinny odbywać się o świcie, zacząć się, gdy jest ciemnawo, a skończyć, gdy wstają zorze. I to jest piękne w roratach.

W Ewangeliach nie jest wspomniana data narodzin Jezusa Chrystusa. Skąd więc data 25 grudnia?

Jest to data umowna. Dokładnie nie wiemy, nie możemy wiedzieć. Przez ponad 300 lat chrześcijaństwo było religią prześladowaną, tępioną, niszczoną, więc dokładnego dnia Bożego Narodzenia nikt sobie nie zapisał... w ogóle czy w tamtych czasach ktokolwiek zapisywał, kto się kiedy urodził. Trzeba było określić pewną datę. Myślę, że jest ona związana z przesileniem słońca. Ważne, że ten dzień nastąpił, że był... Dokładna data po prostu nie zachowała się.

Biblista Michał Wojciechowski stwierdził, że data 25 grudnia jest symboliczna i oznacza, że „Jezus rodząc się w najdłuższą noc w roku przezwycięża ciemności zła”. Jakie jest to współczesne zło? Wojny? Nienawiść...?

Każdy ma do czynienia ze swoim własnym złem, które się czai albo trochę w nim, albo trochę obok niego. To jest to zło, które najbardziej nam zagraża, ale istnieją jeszcze zła większe – konflikty wojenne, nieporozumienia pomiędzy państwami, spory, które mogą wywołać poważne konsekwencje. Zła wokół nas pewnie jest dużo, tylko pamiętajmy o jednym, dobra jest więcej...Ty jesteś dobry, ja jestem dobry, każdy z nas ma w sobie całe morze dobra. Wystarczy je zauważyć.

...jest ksiądz optymistą w tej kwestii...

Nie jestem optymistą. Jestem realistą. Podam przykład – To, że Polacy tak pięknie przyjęli sąsiadów z Ukrainy, ja widzę w tym naszym chrześcijańskim: „Nie było miejsca dla ciebie w Betlejem, w żadnej gospodzie”. My naprawdę otwieraliśmy swoje domy. I co – nie ma w nas dobra? Matka, która głaszcze dziecko po głowie, ojciec, który idzie do pracy, żeby zarobić pieniądze na chleb dla swoich dzieci, wyjeżdża z Pułtuska o 4 rano, wraca w nocy – to jest dobro. To jest potężne morze dobra, jak można go nie zauważyć...

Świętują też ateiści, agnostycy. Mówią „nie wierzę w Boga, ale świętuję Boże Narodzenie”. Co Ksiądz na to?

Jest to troszeczkę dla mnie niezrozumiałe. Mają przerwę świąteczną ze względu na wierzących, ale raczej nie powinni nazywać tego świętem Bożego Narodzenia. Szanujemy oczywiście, ale pewne gesty świąteczne wynikają wprost z wiary, wprost z wiary wynika łamanie się opłatkiem. Nie powinni używać słowa „święta”, bo co świętują? Owszem długi weekend, czas odpoczynku, przerwę zimową, coś w tym rodzaju. 

Podczas obchodów patrona miasta mówił ksiądz o zachwycie nad miastem i jego mieszkańcami. Co Księdza urzekło w ludziach i miejscu? Czy w ciągu 5 miesięcy pobytu w mieście nie pojawiła się na tym zachwycie żadna rysa?

Zachwyt został. Utrwala się ta moja – gdybym powiedział miłość... to kto się za szybko zakochuje, to się za szybko odkochuje... – wielka sympatia dla Pułtuska. Jestem zauroczony miastem na wyspie. Jedynym w swoim rodzaju. Coś jest naprawdę pomiędzy tymi kamienicami... ta mała uliczka chociażby, na której nie ma ani jednego domu w stronę Kościoła św. Piotra i Pawła, tak podświetlona... urok małych sklepików, w których można pomyszkować, historia miasta z wielką duszą wyrażająca się w tym jak wygląda. I ten bruk – chociaż nie wyobrażam sobie jak Panie chodzicie po nim, bo to jest chyba niemożliwe – to on tam powinien być, nie daj Boże zmieniać cokolwiek. Niesamowicie zaangażowane kulturalnie jest to co oferują nam Dom Polonii, Ratusz, Dom Kultury nawet tutejsze szkoły. Dostrzeżmy piękno tego miasta, jesteśmy już satelitą metropolii warszawskiej.

Jedno, co Pułtusk mógłby jeszcze mocniej podkreślić, to piękna historia i to historia namacalna, potężne lasy Puszczy Białej, rzeka – mamy potężny potencjał turystyczny. Może będzie lepiej w tym zakresie, gdy poprawi się dojazd do Pułtuska, będą obwodnica i kolej. To jest piękne miasto. I ludzie bardzo życzliwi. Dziękuję za to. Ujęła mnie otwartość, szczerość w tym co mówią i robią. I chcę przekazać gratulacje dla Pułtuszczan! Zauważyłem bowiem w mieście jeszcze jedną rzecz – nigdzie tak pięknie nie przepuszczają na pasach, jak w Pułtusku. Co pięknie świadczy o kulturze kierowców.

Czas sylwestrowo-noworoczny to czas ustalania planów, celów, priorytetów na najbliższe 12 miesięcy. Co jest na liście Księdza prywatnie i zawodowo?

Najpierw osobiście... Uparcie i skrycie ach życie kocham cię, kocham cię w zachwycie! Więc po prostu żyć! Żyć tym, co przynosi dzień, umieć rozpoznawać znaki czasu, co ten dzień chce do mnie powiedzieć, co wydarzenie chce do mnie powiedzieć. Chyba nauczyłem się już, że plany to są... tylko plany, a co z tych planów wyjdzie? Więc nie planuję na ogół już od wielu lat zbyt wiele. Natomiast staram się czytać znaki czasu, czyli konkretne wyzwania, przed którymi stawia mnie życie. Jeśli chodzi o plany parafialne, inwestycyjne, nie wiem na ile będzie to możliwe, ale pamiętajmy o tym, że dostaliśmy dofinansowanie na remont ołtarzy bocznych Bazyliki w wysokości miliona złotych. Jeśli uda się, czeka nas remont ołtarza Matki Bożej Pani Pułtuskiej i ołtarza Serca Jezusowego inaczej Trójcy Świętej. To byłyby piękne rzeczy. Myślę, że może drzwi Bazyliki też udałoby się zrobić. Napisałem pismo do konserwatora, zostały podjęte pewne wytyczne, które mam w tym celu zrobić. Najczęściej jest tak, że nagle otwierają się jakieś drzwi i trzeba zauważyć, kiedy się otwierają.

Jakie Ksiądz ma przesłanie do mieszkańców Pułtuska na nadchodzące święta i Nowy Rok?

Ponieważ jestem nadal radnym Muzeum Romantyzmu w Opinogórze, a także Laureatem Nagrody Zygmunta – statuetka, która jest przyznawana corocznie, na razie jest ich 10 – byłem na początku grudnia na koncercie w teatrze w oranżerii Muzeum Romantyzmu w Opinogórze, a później na uroczystości, podczas której Dyrektorowi Muzeum, który odszedł na emeryturę wręczana była kolejna statuetka...

Siedziałem i słuchałem występu chóru akademickiego Uniwersytetu Warszawskiego. Przepiękny, absolutnie genialny, na głosy podzielony chór. Były to kolędy Europy. Słuchałem kolęd hiszpańskich, włoskich, francuskich, niemieckich, angielskich, węgierskich, polskich, ukraińskich.  W każdej z tych kolęd, w ich melodii, słuchać było ducha danego narodu, jego temperament, wręcz klimat, kiedy na przykład w kolędach hiszpańskich było o tym, że w tym czasie kwitną cytryny, natomiast w niemieckich, polskich, skandynawskich czy angielskich już bardziej naznaczono surowość klimatu.  W kolędach węgierskich słychać było nizinę węgierską pod Balatonem, w kolędach czeskich wzgórza i pagórki oraz swoisty czeski język, który nas niesamowicie raduje i cieszy. I w pewnym momencie pomyślałem sobie, że cała Europa śpiewała kolędy...  Każdy naród, każdy kraj, swoją własną wersję. To znaczy, że cała Europa szła do Betlejem.

Poprzez te kolędy widać pięknego ducha Europy. Ducha, który był zjednoczony, również wspólnie wyznawana wiarą.  Wspólnie wyznawanymi pewnymi zasadami moralnymi, wspólnym prawem, wspólnym myśleniem. Przecież to ta Europa dała początek Amerykom, Australii... Większość najważniejszych odkryć nauki, nawet jeśli rodziły się w Ameryce Północnej, grunt europejski to wszystko już ukształtował. Wiec mój zachwyt dla kolęd Europy, a też jednocześnie taka prośba – nie zapominajmy o tym...

Nie machajmy zbyt mocno, jak w Puszczy Amazońskiej, tą maczetą, próbując wszystko co było piękne, wyciąć. Jesteśmy mocno ugruntowani i bądźmy z tego zwyczajnie dumni... nie myślmy, że od nas zaczął się świat, że teraz nagle nasze idee, nasze przemyślenia, są tak wspaniałe, że zmienią wszystko. Bo tego już też próbowano wielokrotnie i dość często rodziło to ból kolejnych totalitaryzmów, katastrof, wojen. Wróćmy do pokoju Betlejem, pokój ludziom dobrej woli, pokój wam moi drodzy Pułtuszczanie. Moi drodzy, dostrzeżcie to, co macie.

Czy drzwi księdza zawsze otwarte są dla wszystkich?

Oczywiście, drzwi zawsze są otwarte. Tylko póki co, jestem ciągle w biegu. Poza tym dość często popełniam fatalny błąd, przyznaję się, ponieważ podczas rozmowy podświadomie wyprzedzam myśli tego, z kim rozmawiam i czasami sam odpowiadam na pytania, które chce mi zadać rozmówca, Może to powodować wrażenie, że nie słucham. A ja naprawdę bardzo uważnie słucham. Gdyby ktoś miał wrażenie, że nie został wysłuchanym lub tylko „w przelocie” – zapewniam, że nasza rozmowa we mnie zostaje.

Jeśli zostaje chwila dla siebie, co jest Księdza pasją?

Książki to była moja wielka pasja. Teraz ze względu na wzrok troszeczkę mniej czytam, ale kiedy miałem 17 lat należałem do pięciu bibliotek jednocześnie. Czytałem po kilka książek tygodniowo. Do tych najważniejszych książek w moim życiu powracam. Ulubiona muzyka to lata 70-te. Lubię ballady rockowe... McKenzie i San Francisco... i oczywiście rzecz przepiękna – Louis Armstrong – Piękny jest ten świat...

Dziękuję za rozmowę.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do