Reklama

Kampania Pułtusk w przyszłości - inicjatywa długoterminowa dla mieszkańców, plan na rozwój miasta oparty o szkolnictwo wyższe i turystykę.

02/04/2024 17:13

- Kilka lat temu byłem z rodziną w Toruniu. Wieczorem wyszedłem na spacer i zobaczyłem, jak to miasto tętni życiem, pełne jest gwaru, turystów, zapachu kawy z kawiarenek, świateł, energetycznej atmosfery... Od razu pomyślałem, że w Pułtusku może być tak samo. To zainspirowało mnie i w taki sposób urodził się w mojej głowie projekt o nazwie „Pułtusk w przyszłości”. Powiem szczerze… moja dzisiejsza kampania nie jest wymyślona tydzień temu na potrzeby wyborów. To jest coś, co dojrzewało w mojej głowie, o czym dyskutowało się u mnie w domu od kilku lat. W pewnym momencie ktoś mi powiedział „Łukasz, musisz Pułtuskiem w przyszłości zainteresować ludzi!”. I już wtedy długo nie myślałem! Podjąłem decyzję, że marzenia, zmienię z działania na rzecz miasta. Z Łukaszem Kaczmarczykiem, kandydatem do Rady Miejskiej z Powiatowego Stronnictwa Ludowego rozmawiamy o starcie w wyborach samorządowych i autorskim pomyśle na rozwój Pułtuska.

Trochę czasu zabrało Ci podjęcie decyzji o startowaniu w wyborach” – stwierdził Pana znajomy. Odpowiedział Pan, że do pewnych decyzji trzeba dojrzeć. Jak długo trwało to dojrzewanie?

Myślę, że około piętnastu lat. Wtedy ktoś po raz pierwszy powiedział mi, że nadaje się do pracy w samorządzie. Potrzebowałem jednak czasu, nabrania zawodowego doświadczenia i dojrzałości wewnętrznej. Są oczywiście kandydaci mający po dwadzieścia lat, ale ja w tamtym momencie życia byłem bardzo zaangażowany w początki mojej zawodowej kariery. Interesuję się polityką od dawna, ale żeby zająć się tym zawodowo musiałem dojrzeć mentalnie. 2024 rok to już właściwy moment na wykorzystanie swojej wiedzy. Nawet teraz zastanawiając się czy wystartować w wyborach, czy nie-potrzebowałem czasu, kilku nieprzespanych nocy, wielu rozmów. Było dużo „za”, ale też sporo „przeciw”. Śmiałem się, że w zależności od dnia widzę raz więcej plusów, a innego więcej minusów mojej ewentualnej decyzji. Inspiracją, żeby jednak spróbować powalczyć o moje rodzinne miasto był pomysł, o którego realizacji marzyłem od wielu lat. Jego nazwa to „Pułtusk w przyszłości”.

Pomysły na rozwój Pułtuska czerpał Pan z obserwacji życia w mieście, ale też z podróży z rodziną. 

Z rodziną dużo jeździmy po Polsce, głównie w wolnej chwili, weekendowo. Obserwuję, jak żyją inni. Widzę, gdzie jest gorzej, bo nie jest tak, że u nas jest tragedia. Uważam, że mamy bardzo duży potencjał, tylko nie do końca go wykorzystujemy. W innych miastach wyłapuję pewne rzeczy, które mnie inspirują. Zwiedzając je, spacerując ich uliczkami, zauważyłem, że miasto żyje tam, gdzie są studenci.

Które z miast w Polsce najbardziej Pana zainspirowało?

Kilka lat temu byłem z rodziną w Toruniu. Wieczorem wyszedłem na spacer i zobaczyłem, jak to miasto tętni życiem, pełne jest gwaru, turystów, zapachu kawy , świateł, energetycznej atmosfery... Pojawiło się mocne bicie serca i nuta, motywującej, jak się później okazało, zazdrości, że to nie dzieje się w moim rodzinnym mieście… Od razu też pomyślałem, że w Pułtusku może być tak samo. Że muszę zrobić co w mojej mocy, aby tak właśnie się stało. To zainspirowało mnie i w taki sposób urodził się w mojej głowie projekt o nazwie „Pułtusk w przyszłości”.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystkie jego założenia zrealizuję od razu. Jeżeli mieszkańcy zobaczą w moim pomyśle potencjał, obierzemy wspólny kierunek, będziemy mieli ten sam cel i wizję miasta przyszłości, to nasze miasto będzie prawdziwą perłą na Mazowszu.    Tętniącą życiem, gwarem dobiegającym z kawiarenek, pełną inwestycji i małych lokalnych działalności. To jest dla mnie numer jeden mojej kampanii.

Do kogo jest skierowany „Pułtusk w przyszłości”?

Jest to inicjatywa otwarta dla wszystkich mieszkańców naszego miasta, bez względu na upodobania polityczne. Niezależnie od sympatii politycznych każdy przecież chce godnie żyć, mieć pracę w mieście rozwijającym się turystycznie i akademicko.

Pułtusk w przyszłości” nie jest pomysłem, który powstał na potrzeby chwili, na potrzeby wyborów. Rodził się bardzo długo.

Powiem szczerze… moja dzisiejsza kampania nie jest wymyślona tydzień temu na potrzeby wyborów. To jest coś, co dojrzewało w mojej głowie, o czym dyskutowało się w moim domu od kilku lat. W pewnym momencie ktoś mi powiedział „Łukasz, musisz Pułtuskiem w przyszłości zainteresować ludzi!”. I już wtedy długo nie myślałem! Podjąłem decyzję, że marzenia, zmienię w działania na rzecz miasta.

Pułtusk w przyszłości” - sama nazwa wskazuje, że będzie to działanie długoterminowe, wykraczające poza czas kadencji radnego.

„Pułtusk w przyszłości” będzie programem nie na rok, pięć lat czy dziesięć… tylko na zawsze. Pozwoli miastu obrać kierunek i w tym duchu się rozwijać. Jeżeli w wyborach 7 kwietnia otrzymam mandat zaufania od mieszkańców Pułtuska, od razu przystąpię do działania.

Jakie miasto chce Pan zaproponować zarówno mieszkańcom, jak i potencjalnym inwestorom?

Pod hasłem „Pułtusk w przyszłości” widzę otwarcie w naszym mieście nowych szkół wyższych, rozwijanie infrastruktury związanej ze sportem, rekreacją, turystyką, gastronomią.

Mamy piękne miasto z dostępem do rzeki, najdłuższy brukowany rynek w Europie, wspaniałe zabytki, przyrodę. Niewiele polskich miast ma taki potencjał! Mam wrażenie, że chyba jeszcze nie do końca wykorzystujemy szansę, jaką dało nam położenie naszego miasta i bliskość stolicy.

W kwestii szkół wyższych – chcę powrócić do koncepcji Pułtuska - miasteczka studenckiego, jak w latach dwutysięcznych. Powinniśmy wykorzystać to, co już mamy – nie musimy budować nowych obiektów, a wykorzystać te już istniejące np. przy ul. Daszyńskiego czy Mickiewicza. Naszym atutem w zakresie szkolnictwa wyższego jest doświadczenie w prowadzeniu na terenie miasta takich placówek i we współpracy z nimi. Obecność studentów tchnie życie w miasto, to nam się naprawdę gospodarczo opłaci. Studenci rozruszają małą czy średnią przedsiębiorczość, powstaną różnego rodzaju usługi związane z gastronomią. Studenci, muszą przecież coś jeść. Muszą też gdzieś spać, a w związku z tym, że nie mamy w mieście rozwiniętej bazy hotelowej, mieszkańcy, mający możliwości lokalowe, będą mogli podreperować swój domowy budżet wynajmując pokoje studentom czy turystom. Znam tego typu działalność, ponieważ mając 16 lat, razem z dziadkiem prowadziłem stancję. Dziadek miał warsztat, który przerobił na pokoje. Z podobnej działalności będą mogli czerpać zyski pułtuszczanie.    Wszystko będzie się „nakręcać”. Uważam, że jest to dobry kierunek, tym bardziej że, za rok lub dwa otwarta będzie obwodnica Pułtuska – nie jestem jej przeciwnikiem, uważam, że to dobre rozwiązanie, ale nie ma co ukrywać - ucieknie nam tranzyt. W jego miejsce i w miejsce pieniędzy, które zostawiał, może wejść moja koncepcja rozwoju miasta. Mamy półtora roku czy dwa lata na to, żeby lukę po tranzycie czymś zastąpić. To najwyższy czas, żeby o tym pomyśleć.

Jest Pan z pokolenia Y, pokolenia cyfrowego, czyli tak zwanym millenialsem. Pamięta Pan czas, kiedy w mieście otwarto uczelnię?

Oczywiście!  Byłem dumny z tego, że Pułtusk określano „Oxfordem nad Narwią”. Studenci i turyści w widoczny sposób ożywili miasto. Wyższa Szkoła Humanistyczna, potem Akademia Humanistyczna, zajmujące przez wiele lat wysoką pozycję w rankingach uczelni prywatnych, ściągały do Pułtuska studentów z całej Polski. Zajęcia prowadzili znakomici wykładowcy. Odbywały się ciekawe wydarzenia, zarówno naukowe, jak i sportowe czy kulturalno - rozrywkowe, takie jak juwenalia czy inne imprezy plenerowe. Włączali się w nie oprócz studentów także mieszkańcy Pułtuska i okolicznych miejscowości, jak również turyści z dalszych regionów Polski. Przyjeżdżając do Pułtuska „napędzali” popyt na różnego rodzaju usługi i „rozkręcali” naszą pułtuską gospodarkę. Czasy, kiedy Pułtusk był miastem studenckim, pozwoliły przedsiębiorcom rozwijać biznesy, bez obaw o ich szybkie zamknięcie, jak dzieje się, teraz kiedy z krajobrazu miasta znikają co chwila kolejne sklepy czy restauracje. Mieliśmy dobrze prosperującą gastronomię, wiele barów i restauracji.

Zgodnie z Pana koncepcją, „Pułtusk w przyszłości” to nie tylko szkoły wyższe…

Ostatnio rozmawiałem z kolegą, do którego przyjechali znajomi z drugiego końca Polski. Przyszedł wieczór, padło pytanie „Co robimy?”. Odpowiedź była smutna. Dziś jest mało miejsc do których można się udać , a te które istnieją, nie mają łatwego zadania , dobrze że są i nadal walczą, dziękujemy im za to. Nie może tak być! Dlatego „Pułtusk w przyszłości”, to także Pułtusk atrakcyjny turystycznie, zapewniający wiele możliwości rekreacji. Warto w tym zakresie współpracować z pułtuskimi organizacjami zrzeszającymi kreatywnych ludzi, którzy mają pomysł na rozwój miasta. Trzeba spotykać się i rozmawiać, wymieniać poglądami, pomysłami, oczekiwaniami czy doświadczeniami.    To jedyny sposób na rozwój naszej małej ojczyzny. Ciekawe, dobrze zorganizowane i wypromowane przedsięwzięcia, tj. imprezy ogólnopolskie związane ze sportem i rekreacją, różnego rodzaju turnieje, rajdy rowerowe czy imprezy w plenerze, działają jak magnes na turystów. Przyciągną gości do naszego miasta. Goście wykreują potrzeby, co będzie motywacją do otwierania nowych biznesów, aby oczekiwania przyjezdnych spełnić. Po jakimś czasie miasto będzie działać jak dobrze naoliwiona maszyna, realizując się gospodarczo, podnosząc poziom życia pułtuszczan i pułtuszczanek. Czy nie tego pragną mieszkańcy naszego miasta? Nie stagnacji. Nie pustych po zmroku ulic. Nie zamykających się biznesów. A rozwoju i poprawy finansów miasta i wszystkich osób, które w nim mieszkają.   

Uważam, że Pułtusk zmierza obecnie w dobrym kierunku. Polityka rządzących przez ostatnią kadencję sprawiła, że pewne sprawy zaczynają układać się pomyślnie dla rozwoju miasta. Inwestycji realizowano rekordowo dużo. Widać pozytywne zmiany. Wreszcie coś zaczęło się dziać. Teraz ten trend trzeba koniecznie utrzymać! Iść dalej za ciosem! Ja swoim hasłem, pomysłem, wizją, chciałbym wskazać ten nowy kierunek, do którego realizacji Pułtusk jest wręcz stworzony. Dzięki powyższym propozycjom miasto będzie się dalej rozwijać gospodarczo, co odczuwalnie wpłynie na poprawę jakości życia mieszkańców.

Słyszałam, że chce Pan stworzyć bulwary nad Narwią, wzorem warszawskich, toruńskich.

W naszych bulwarach nad Narwią chciałbym stworzyć strefę kawiarenek. Są dwa miejsca w najbliższym obrębie Pułtuska, przy miejskiej plaży oraz między mostem bujanym a mostem wyszkowskim. Podejmowano już wcześniej próbę rozkręcenia podobnego przedsięwzięcia i moim zdaniem nie powinniśmy z niego rezygnować. Miejsce świetne, blisko Domu Polonii.   Wracając do wspomnianego już Torunia… tam przy bulwarach nad Wisłą są barki z klimatycznymi knajpkami. Na jedną z nich, udostępnioną przez miasto, mogą wejść artyści, bezpłatnie podłączyć sprzęt i dawać koncerty. Byłem w szoku, jak wszystko tam zorganizowano. Spójrzmy na Serock, tam też jest promenada. Także wszystko jest do zrobienia! Pomysł już mam, trzeba tylko zdobyć pieniądze i działać! A jeżeli ktoś to od razu skrytykuje, powie, że u nas wszystko może być otwarte tylko w sezonie, bo zaleje nas woda… to przy takim podejściu przez kolejne 10, 20, 30 lat możemy nie zrobić nic… Jaki osiągniemy wtedy efekt? W mieście nic się nie zmieni, poza narzekaniem.

Jaki ma Pan pomysł na finansowanie „Pułtuska w Przyszłości”?

Z podatków niewiele uda się zrealizować. Możemy je wydatkować na bieżące potrzeby. Na pewno niezbędne będzie dofinansowanie unijne. Myślę, że projekty, dobrze napisane przez ekspertów, sprawią, że pieniądze otrzymamy. To pozwoli nam rozwijać się jeszcze szybciej niż obecnie.    Kluczem będzie też oczywiście znalezienie inwestorów, czyli m.in. szkoły czy szkół wyższych. Wspominam sytuację z czasów, kiedy studiowałem…   Miałem profesora, który dowiedział się, że jestem z Pułtuska i powiedział mi, że niewiele brakowało, by uczelnia Koźmińskiego działała w naszym mieście. Mało tego, podobno w ostatniej chwili zmieniono decyzję w sprawie siedziby tej szkoły i ostatecznie otwarto ją w stolicy.    To był kolejny impuls, który mnie zainspirował.

Mieszkańcy zazdroszczą okolicznym miejscowościom. Spójrzmy chociażby na Wyszków. Mam tam rodzinę. 30 lat temu w tym mieście było zupełnie inaczej, do torów nie działo się zupełnie nic. Stały drewniane domy. Za torami tliło się jakieś życie, działały szwalnie czy magazyny.    A teraz? To zupełnie odmieniona miejscowość!  Zadbano o jej rozwój! Chcę, żeby u nas było podobnie. Jeśli staniemy się atrakcyjni turystycznie i akademicko przyciągniemy inwestorów, a ludzie nie będą bali się prowadzić biznesów. Mam nadzieję, że wolą mieszkańców będzie realizacja mojego pomysłu.

Jaką opcję polityczną Pan reprezentuje?

Jestem kandydatem do Rady Miejskiej w Pułtusku. Reprezentuję Powiatowe Stronnictwo Ludowe. Okręg numer 2, Pozycja numer 9. Cieszę się, że moim mentorem jest obecny burmistrz Wojciech Gregorczyk. To inteligentna, rozważna osoba, skromna, która bardzo dużo dla miasta zrobiła. To odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Bardzo uczciwy, kompetentny, merytoryczny człowiek. Dobrze się od niego uczyć.

Właściwa osoba na właściwym miejscu – tak oceniany jest Pana start w wyborach przez wielu wyborców.   Jakimi argumentami przekona Pan niezdecydowanych, aby na Pana głosowali 7 kwietnia?

Jestem ojcem, mężem, mieszkam w tym mieście od urodzenia.  Bolączki i potrzeby mieszkańców są także moimi bolączkami i problemami. Chcę, żeby miasto rozwijało się, zapewniało pracę, godne wynagrodzenie i spokojne życie jego mieszkańcom i ich dzieciom, by nie martwili się jak związać koniec z końcem. Myślę, że tego samego pragnie większość pułtuszczan i pułtuszczanek. Być może nie wszyscy jeszcze mnie znają. Zaczynam małymi krokami, nie daję obietnic bez pokrycia, nie obiecuję „gruszek na wierzbie”, ale podążam w jasno określonym kierunku – jest nim realizacja pomysłu „Pułtusk w Przyszłości”. Będzie ona możliwa tylko wtedy, jeśli moją koncepcję rozwoju miasta poprą jego mieszkańcy. Tylko ich poparcie mojej kandydatury na Radnego Miasta Pułtusk, umożliwi efektywną realizację założeń projektu. Tylko razem możemy być siłą, która zmieni miasto na lepsze. Jestem osobą samodzielną, mam swoje zdanie i - przepraszam za kolokwializm - nie będę krakał, tak, jak ktoś mi każe albo tak, jak wszyscy dookoła. Mam doświadczenie, dojrzałość i bardzo rozwojowy pomysł. Wierzę, że zyska poparcie.

Przypomnę - chcę między innymi przywrócić miastu renomę „miasta studenckiego”. Mamy w mieście gotową infrastrukturę idealną dla zagospodarowania Uczelni Wyższych. Chcę rozwinąć miasto pod kątem turystyczno-rekreacyjnym.

Moja wieloletnia kariera zawodowa nauczyła mnie wytrwałości i determinacji w realizacji założonych celów oraz uważność na potrzeby innych ludzi. Zdobyte doświadczenie i wiedzę chcę wykorzystać w pracy na rzecz miasta i jego mieszkańców. Do Rady Miejskiej kandyduję po raz pierwszy.

Jest Pan pułtuszczaninem?

Od urodzenia mieszkam w Pułtusku, mam 42 lata. Jestem mężem i ojcem trójki dzieci. Ukończyłem studia magisterskie w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie w zakresie Zarządzanie Rozwojem Przedsiębiorstwa.    Od 2008 roku rozwijam się w zarządzaniu średniego szczebla oraz od 2014 r. wyższego szczebla. Obecnie jestem Dyrektorem Handlowym w Zakładzie Produkcji Prefabrykatów Batonowych.

Działa Pan w przemyśle betoniarskim. Czy będzie Pan chciał ponownie zająć się tematem otwarcia betoniarni w Pułtusku, jeśli wygra Pan wybory?

Absolutnie nie. Zakład, w którym pracuje ma dwa węzły betoniarskie. Oba są poza strefą miejską. Uważam, że tego typu miejsc w strefie miejskiej być nie powinny. Albo środowisko, albo betoniarnia.    Ja stawiam na ludzi, na rozwój miasta, małym przedsiębiorców, nowe stanowiska pracy.

Jest Pan człowiekiem zajętym i zawodowo, i prywatnie. Jakim zajęciom poświęca Pan wolny czas?

Uwielbiamy z rodziną podróżować, jak tylko pozwolą na to środki, wyjeżdżamy na weekendy, nieważne czy to Toruń, Gdynia, czy mniejsze miejscowości…wsiadamy w samochód i jedziemy. Lubię też jeździć na rowerze i wędkować. Mogę się pochwalić, że złowiłem metrowego jesiotra w Nowym Dworze Mazowieckim i prawie metrowego sandacza na Narwi w Pułtusku. Jako junior jeździłem na zawody miejskie. Byłem też w reprezentacji okręgu. Udawało mi się nawet przywozić puchary. Pasją wędkarską zaraziły się moje dzieci i teraz one wyciągają mnie na połowy. Często słyszę – „Tata, idziemy na łódkę!”    Chciałbym kiedyś, jak będę już na emeryturze, kupić siedlisko i zająć się agroturystyką. Koniecznie nad Narwią i blisko lasu… Takie mam marzenie…

Co Pana motywuje do działania?

Jestem taki „samo motywator”. Jestem „charakterny”. Ciężko mnie „zgasić”. Jestem osobą bardzo ambitną i odpowiedzialną. Ludzie się na mnie nie zawodzą, bo zawsze dotrzymuję danego słowa. Zawsze też mam swoje zdanie. Postanowiłem kandydować ale, najzwyczajniej się bałem. Pytałem sam siebie – Łukasz czy to jest to? Wchodzić w politykę, nie wchodzić? Chyba tak po ludzku obawiałem się przegranej, chociaż uważam, że wstydem nie jest przegrać, ale warto byłoby osiągnąć jakiś poziom. Zostawić po sobie dobre wrażenie.

Podejmując decyzję o startowaniu w wyborach, przypominają mi się postanowienia noworoczne… założyłem sobie, że przyjdzie dobre. Nie wiem, czy dobrem będzie to, że zostanę radnym, czy może nie zostanę i też będzie w porządku. Myślę, że coś w moim życiu się zmieni. Mam dużo pozytywnych cech, one pchają mnie do różnych inicjatyw. Rośnie we mnie motywacja do działania. Czy to efekty wyborów, nie umiem na to odpowiedzieć, w każdym razie moje nastawienie na ten rok jest bardzo pozytywne.

- Dobrze! Idziemy w to! – na taki głos mieszkańców Pułtuska Pan czeka?

Chciałbym go usłyszeć. Opinia mieszkańców, zainteresowanie ich tematem mojego projektu, akceptacja jego założeń są dla mnie najważniejsze. Zawsze stawiam na dialog, jestem otwarty na konstruktywną krytykę, która pozwoli udoskonalić moją koncepcję rozwoju miasta. Słuchając mieszkańców, będę wiedział, czego w mieście im brakuje. Czy jest to restauracja, czy kawiarnia, a może miejsce nad Narwią, aby usiąść i wypić piwo?    Chcę słuchać ludzi w każdym wieku. Wiadomo, że zawsze pojawiają się jakieś negatywne strony każdego przedsięwzięcia. Jest jednak pewne dobro nadrzędne, które wiąże się z rozwojem miasta. Inaczej cały czas będziemy narzekać – czemu nie mamy pracy, czemu nie mamy inwestorów. Żeby ruszyć z miejsca, musimy zacząć coś robić, inaczej za 4 lata znów będziemy rozmawiać o tym samym i na to samo narzekać.      Efekt wprowadzenia w życie mojego projektu „Pułtusk w przyszłości”?    To między innymi rozwój naszej miejscowości, to nowe miejsca pracy i godne życie każdego z nas. Ludzie uciekają z Pułtuska do Warszawy, dlatego że nie widzą tu przyszłości. Mój pomysł zmieni to diametralnie. Miasto zacznie tętnić życiem!    Może to sprawić siła społeczeństwa. Warto o tym pamiętać 7 kwietnia.

Dziękuję za rozmowę

Anna Jadaś

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do