Reklama

Przestańmy być perfekcyjni w święta. Życie to nie reklama. Czasem może zapaść się makowiec, kot może przebiec po wyłożonych na blachę pierniczkach zostawiając ślady swoich łap, a świat nie zawali się, jeśli nie będziemy mieć tylu potraw, ile planowaliśmy. W zamian spędźmy więcej czasu z rodziną, ubi

23/12/2023 18:00

To jest dla nas dobijanie się. W reklamie śliczna pani podaje do stołu, jest pięknie uczesana, uśmiechnięta, dzieci są grzeczne. A my uważamy, że to jest super, to się nam podoba i też byśmy tak chcieli. Tymczasem nasza rzeczywistość wygląda tak, że jesteśmy tak „padnięci” przy Wigilii, że nie mamy siły na nic, ledwo podajemy przygotowane przez siebie potrawy marząc tylko o tym, żeby jak najszybciej kolacja się skończyła, bo po niej musimy jeszcze posprzątać - z psycholog w zakresie stosowanej psychologii klinicznej, biegłą sądową Ewą Chmurską rozmawiała Anna Jadaś

Przestańmy być perfekcyjni w święta. Życie to nie reklama. Czasem może zapaść się makowiec, kot może przebiec po wyłożonych na blachę pierniczkach zostawiając ślady swoich łap, a świat nie zawali się, jeśli nie będziemy mieć tylu potraw, ile planowaliśmy. W zamian spędźmy więcej czasu z rodziną, ubierzmy choinkę, pośmiejmy się razem, powspominajmy patrząc na bombki przechodzące z pokolenia na pokolenie. Wtedy nawet przypalone pierogi i niedoprawiony wg tajnej receptury prababci barszcz będą najsmaczniejsze niż kiedykolwiek wcześniej…

Może w tych małych niedoskonałościach powinna tkwić magia świąt – czasu wybaczania, miłości, rodzinnego ciepła. Od nas samych zależy, czy święta będą czasem radosnych rodzinnych spotkań, czy będzie to czarno-biała świąteczno-noworoczna smutna rzeczywistość. „Od nas samych zależy…” brzmi prosto, niektórzy powiedzą nawet, że banalnie. Ale w tym stwierdzeniu zawiera się ważna prawda psychologiczna - to, jak wygląda nasze życie w dużej mierze zależy od nas, naszego sposobu myślenia, przekonań i naszych wyborów. To dotyczy także sposobu przeżywania Świąt.

O tym co zrobić, aby łagodne migotanie kolorowych lampek na choince, nie przerodziło się w migotanie przedsionków, a ciepło domowego ogniska w niszczycielski pożar świątecznego nastroju, rozmawiamy z psycholog w zakresie stosowanej psychologii klinicznej, biegłą sądową Ewą Chmurską.

Czy okolice świąt to czas, kiedy pomocy psychologa szuka więcej osób?

Jako psycholog pracuję już 28 lat i z perspektywy gabinetów, w których udzielam pomocy wynika, że z każdym rokiem zwiększa się liczba pacjentów, którzy szukają pomocy psychologa i deklarują, że nie lubią czy wręcz nienawidzą Świąt i końcówki roku. Mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że dla dużej części z nas nie jest to najpiękniejszy czas w roku. Coraz częściej słyszę: „nienawidzę tych świąt”, „nienawidzę tej otoczki i tej muzyki w sklepach, tych świateł, tego zamieszania”. Wspólnie poszukujemy przyczyn tych emocji. Z rozmów z pacjentami wynikają najczęściej dwa głównie powody takich negatywnych emocji poddawanych później pracy terapeutycznej. Pierwszy wiąże się z doświadczeniami z przeszłości, nieprzyjemnymi, negatywnymi zdarzeniami, często sięgającymi dzieciństwa. Drugi wynika ze sposobu myślenia i przeżywania Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Chodzi bowiem o to, że bardzo dużo od siebie wymagamy. Dodatkowo świat medialny, wirtualny ma przeogromny wpływ na nasze funkcjonowanie, choć czasem sobie tego nie uświadamiamy lub temu zaprzeczamy. Za bardzo jesteśmy wpatrzeni w reklamy, świecące bilbordy i chcielibyśmy być tak idealni jak ludzie w nich występujący i tak samo organizować święta. Szkoda, że zapominamy, że to jest wirtualna, nierzeczywista wizja, a nasze życie wygląda zupełnie inaczej.

Jak reklamy świąteczne wpływają na naszą psychikę?

To jest dla nas dobijanie się. W reklamie śliczna pani podaje do stołu, jest pięknie uczesana, uśmiechnięta, dzieci są grzeczne. A my uważamy, że to jest super, to się nam podoba i też byśmy tak chcieli. Tymczasem nasza rzeczywistość wygląda tak, że jesteśmy tak „padnięci” przy Wigilii, że nie mamy siły na nic, ledwo podajemy przygotowane przez siebie potrawy marząc tylko o tym, żeby jak najszybciej kolacja się skończyła, bo po niej musimy jeszcze posprzątać. Porównanie medialnej rzeczywistości z naszą własną nas „dołuje”.  Nasza wygląda bowiem tak, że ledwie daliśmy radę umyć włosy, założyliśmy adidasy i próbujemy zrobić podstawowe zakupy, a córka właśnie robi kolejną awanturę o rzecz, „którą musi mieć”. Dopada nas smutek, przygnębienie i…poczucie winy. Ważne by nie zanurzać się w tych emocjach, tylko zatrzymać się i powiedzieć sobie: „przestań, to w telewizji to tylko fikcja”. Dobrze jest rozejrzeć się w sklepie, w którym jesteśmy i zobaczyć, że wokół nas niewiele jest kobiet, mężczyzn, którzy wyglądają jak z reklamy.

…ale mimo wszystko nie potrafimy odpuścić…

Za wszelką cenę chcemy świętować tak, jak za czasów naszych rodziców, dziadków. Muszą być potrawy przygotowane własnoręcznie i błyszczący czystością dom z myciem okiem i praniem firan włącznie - wszystko wykonane samodzielnie. Tylko jest zasadnicza różnica - nasi rodzice, dziadkowie żyli w trochę w innej rzeczywistości, wolniej i spokojniej. Mieli mniejsze potrzeby, by posiadać, bo nie widzieli pełnych półek uginających się od różnorodnych towarów, mniejsze były też możliwości do poprawiania swojego wyglądu, bardziej określony był też ich czas pracy, przede wszystkim była to najczęściej jedna praca. Poza tym nie mieli tylu pożeraczy czasu co my, m.in. telefonów i Internetu. Nie byli też przebodźcowani. Jak jest teraz? Mam wrażenie, że to, co dzieje się współcześnie, to ogromny problem z przebodźcowaniem. Jak wygląda rzeczywistość współczesnego dorosłego? Żyjemy szybko, w ciągłym napięciu, narażeni na ogrom bodźców - migające reklamy, muzyka w sklepach, ciągła „konieczność” bycia online… Rzadko kiedy spotykam się z osobą, która pracuje tylko w jednym miejscu. Często zapewnienie sobie lepszego standardu życia wiąże się z większą ilością zajęć zarobkowych. Pogorszyły się też trochę relacje międzyludzkie. Wszystko to generuje tak ogromne napięcie, że część z nas, jeżeli myśli o świętach, marzy o tym, żeby… odpocząć. Ale od razu sobie tłumaczymy - Przecież tak nie można, bo co powie mama, ciocia. - No jak to? U mnie nie będzie wigilii, nie przygotuję jej? O rany co to będzie!?

Jaką ważną umiejętność we współczesnym świecie powinniśmy zdobyć, aby uciszyć ten wewnętrzny głos?

Trzeba umieć sobie trochę odpuścić. Przez 28 lat pracy nie słyszałam o takiej sytuacji, żeby ktoś miał postawiony pomnik, albo dostał nagrodę za to, że świetnie przygotowywał Wigilię. Trzeba mieć odwagę, żeby złamać pewne schematy i tradycje, żeby porozmawiać z bliskimi jak się czujemy. Weźmy też pod uwagę to, że większość obowiązków okołoświątecznych spoczywa na kobietach. Ważna jest odwaga do odpuszczenia schematów, odwaga odpuszczenia sobie i niebiczowania się, bo to następny mechanizm jaki się u nas uruchamia – jak już odpuszczę, to muszę się zadręczyć z poczucia winy, że nie spełniłem, nie spełniłam czyichś oczekiwań. Czujemy się coraz bardziej zmęczeni. I coraz mniej cieszymy się z tego, co mamy, bo uważamy, że zawsze mogłoby być lepiej. Może zaczniemy odpuszczać sobie i nie wymagać od siebie bycia idealnym. To może być punkt zwrotny i początek zmiany naszego nastawienia i zachowania odnośnie do świąt. Przed świętami warto się zatrzymać i szczerze odpowiedzieć, co czuję i czego potrzebuję. Jeśli jesteście zmęczeni, a Waszym marzeniem jest odpoczynek w święta, zorganizujcie je tak, by zaspokoić i swoje potrzeby. Porozmawiajcie szczerze z najbliższymi, może poproście o pomoc. Nie warto realizować wszystkiego bezkrytycznie za utartymi wzorcami.

Czy to coś złego, że nie dążymy do spotkań przy wigilijnym stole, czujemy lęk i negatywne emocje na samą myśl o nich. Najchętniej ucieklibyśmy w wymyśloną chorobę lub dyżur w pracy, aby nie wziąć w nich udziału.

Są rodziny, w których święta wyglądają tradycyjnie, pięknie! Można zazdrościć i podziwiać. Zdarzają się niestety sytuacje, kiedy zmuszamy się do świątecznych spotkań nawet wtedy, gdy atmosfera przy stole jest aż gęsta. Czasem mam wrażenie jest to jest gwałt na samym sobie tylko po to, żeby zaistnieć w święta zgodnie z tradycją. Napięcie przed, napięcie w trakcie i ogromne zmęczenie oraz zniechęcenie po wszystkim - to nikomu nie służy. Bo gramy w jakąś grę. Czy jest to złe, że nie dążymy do takich spotkań? Według mnie nie. Nie chcę, żeby zabrzmiało to egoistycznie, bo trzeba też zwrócić uwagę na swoich bliskich, nie jest jednak niczym złym takie odczuwanie, bo emocje nie są złe, one są prawdziwe. Często widzę, że osoby, które zmuszają się do uczestnictwa w Wigilii, potrzeby innych stawiają nad swoimi. „Stoisz ostatni w kolejce po zaspokojenie swoich potrzeb” – mówię w takich sytuacjach moim pacjentom. Czy nie można inaczej? Przerażeni jesteśmy już samym wyobrażeniem tego, jak odbiorą nas inni. Myślimy - Ojej! To będzie tragedia, jak zrobię inaczej niż chce rodzina! Co powiedzą, kiedy dowiedzą się, że w tym roku nie jadę do dziadków, bo chcę wyjechać za granicę i leżeć pod palmą. Obawiamy się naszych wyobrażeń, a nie próbujemy bliskim powiedzieć - Słuchajcie w tym roku jestem tak wykończona, że zamierzam spędzić święta inaczej.

Ktoś powie – egoistyczne…

Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie co jest ważniejsze. Człowiek wszystko wytrzyma, ale do pewnego momentu. Owszem, możemy być co roku uczestnikiem świąt, po których potrzebny będzie nam tydzień zwolnienia, ale w pewnym momencie naszemu organizmowi nie wystarczy odporności… Bez zaspokojenia w życiu swoich potrzeb daleko nie zajedziemy, bo gdzie w tym wszystkim jesteśmy my - człowiek, który czuje? Zaczną się poważne zaburzenia. Robienie ustawicznie czegoś wbrew sobie, i skupianiu się wyłącznie na potrzebach innych sprawia, że dzieje się to co widzimy, słyszymy w telewizji. Wiele osób cierpi na zaburzenia psychiczne, depresja już uważana jest za chorobę XXI wieku, do tego dołączają się zaburzenia lękowe, z napadami paniki - bardzo przykre doświadczenie. Nierzadko pojawiają się stany psychotyczne - od wielu tłumionych emocji zaczyna się stan psychotyczny, rodzaj psychozy krótkotrwałej lub trwającej dłużej. Polega to na tym, że człowiek w ogóle traci kontakt z rzeczywistością, doznaje objawów omamowych, urojeniowych, pojawia się psychoza reaktywna – w odpowiedzi na niezaspokojone potrzeby i niewyrażone napięcie.

Rodzinne święta, pełne tolerancji, życzliwości – tak jest w teorii, praktyka czasami bardzo różni się od takiego wzorca. Przy stole ścierają się różne pokolenia, charaktery, poglądy i nie zawsze chodzi o politykę. Często dotyczą sposobu na życie członka rodziny. Jak się bronić przed niewygodnymi pytaniami? Jak nie stać się adresatem „złotych rad” i wścibskich pytań oraz ofiarą takiej sytuacji. Czy możemy się na to przygotować.

Niewygodne pytania, napięcie, które jest między członkami rodziny, bo nie zawsze wszyscy się kochamy i znowu udawanie kogoś innego, udawanie emocji – to wszystko nas kosztuje.  Zawsze jednak możemy powiedzieć „Dosyć”! Dalej nie dam rady” i nie obwiniajmy się, że nie czujemy tej przysłowiowej magii świąt.

Jak uniknąć stresu w zetknięciu z „wigilijnym oprawcą”, co zrobić, aby nie doszło do eskalacji konfliktu. Leki, spacer, muzyka, itp.?

Co zrobić? Po pierwsze zastanowić się czy ja przy tym stole muszę i chcę być. Może bardziej chcę niż muszę.  Po drugie odważyć się coś zmienić, jeśli wychodzi nam, że koszty przewyższają zyski z bycia przy stole. Jeśli już stajemy się ofiarami stołowej wigilijnej przemocy – dlaczego tak robisz, dlaczego twoje dziecko nie poszło na studia, pewnie słabo się uczyło - trzeba przyjrzeć się temu, jak do tej pory reagowaliśmy na podobne pytania. Jeśli reagowaliśmy w taki sposób, że się tłumaczyliśmy, wyjaśnialiśmy, chcieliśmy, żeby nas zrozumiano, a to jeszcze bardziej podkręcało rozmówce, powodowało jeszcze większą liczbę zarzutów, to nasze zachowanie trzeba zmienić krótkimi odpowiedziami – bo taką decyzję podjęło moje dziecko, bo tak postanowiłam, bez konieczności tłumaczenia się. Często bowiem tłumaczenie się powoduje odwrotny skutek i zamiast coś wyjaśnić prowokujemy następne komentarze i dyskusje.

Kiedy słyszysz gwar za ścianą, śmiech, kolędy, a w Twoim mieszkaniu przerażająca cisza (bo np. zmarła, zachorowała bliska osoba). Jak sobie poradzić z samotnością?

Tu możemy wspomnieć o perspektywie szklanki do połowy pełnej i w połowie pustej. Jeżeli będziemy tylko myśleć o tym, że nie mamy się czego napić, bo ta szklanka jest w połowie pusta, to robimy sobie krzywdę.  Człowiek zdrowy psychicznie ma wpływ na to, w którą stronę będzie kierował swoje myślenie. Np. dziewczyna, która kolejne święta spędza bez narzeczonego czy chłopaka myśli - jaka jestem samotna. I może pójść w ten kanał dokładając sobie trudnych emocji. Pytanie tylko - po co? Może spróbować nauczyć się czegoś takiego – „Nie mam wprawdzie chłopaka, ale mam świetną pracę, świetnie się czuję, jestem zdrowa”. To jest zarządzanie własną głową. Nasze myśli nie są zupełnie niezależne od nas, to, że myślimy w określony sposób zależy od nas samych.

Kiedy samotność jest efektem trudnego, mającego niedawno miejsce, doświadczenia, trudno wymagać od kogoś szybkiego przystosowania się do sytuacji. Natomiast to podobny mechanizm, o jakim wspomniałam przed chwilą. Można brnąc w tę samotność i rozpaczać, tylko na ogół nic dobrego z tego nie wynika. Istnieją różne grupy samopomocowe, telefony zaufania, kluby seniora, gdzie można powalczyć ze swoją samotnością. Człowiek nie jest tak naprawdę zostawiony sam sobie. Można poradzić się np. psychologa z MOPS, gdzie się udać. Zanurzanie się w smutnych emocjach, powracanie ciągłe do tego, co trudne jeszcze nic dobrego nikomu nie przyniosło. Trzeba pamiętać, że mamy wpływ na to co zrobimy z naszym życiem. Możemy siedzieć sami zamknięci w czterech ścianach - to jest nasza decyzja, że tak robimy, każdą żałobę trzeba przeżyć. Później jednak możemy uchylić drzwi i spróbować rozejrzeć się po okolicy, gdzie możemy pójść, z czego skorzystać, aby zmniejszyć samotność. Jest sporo takich miejsc. Mam wrażenie, że pod tym względem poszliśmy bardzo do przodu. Jednym z miejsc mojej pracy jest Klub seniora. Widzę, jak ludzie zmieniają się przebywając z innymi. Pamiętam panie, które nie miały chęci do zrobienia czegokolwiek, a teraz to zupełnie inne kobiety. Przełamały samotność. Mają mnóstwo pomysłów, często się śmiejemy. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok. To kwesta naszych wyborów. Nie można się zwolnić z odpowiedzialności z tego, jak się żyje i zrzucić swoje życie tylko na los… 

Jakich tematów unikać podczas świątecznych rodzinnych spotkań?

Odwieczne tematy to polityka i sytuacja gospodarcza. Wiem z doświadczenia terapeutycznego to są bardzo częste źródła konfliktu między członkami rodziny. Nie warto dotykać spraw bolesnych, trudnych, kiedy wiemy ze ktoś ma za sobą załamanie nerwowe, trudną sytuację kryzysową. Nie pytać – dlaczego tak zrobiłeś, po co, trzeba było inaczej – bo to nic dobrego nie przynosi tej osobie, która jest pod „obstrzałem’ pytań. Bardzo ważne – aby nie wpychać się na siłę tam, gdzie nie ma sygnału, że ktoś potrzebuje pomocy. Nie udzielać rad, gdy ktoś o to nie prosi, bo to jest forma przemocy.

Jaką wartość mają świąteczne spotkania w rodzinnym gronie. Budują czy rujnują nasza psychikę?

Niestety, przez pryzmat gabinetu muszę powiedzieć, że rujnują…  Pacjenci, z różnych środowisk, często mówią, że muszą przyjść na terapię, sesję dodatkową, żeby odreagować to, czego „dobrego” doświadczyły na święta. Są to frustracje, przykre rozmowy przy stole, nieprzyjemne komentarze, „dobrotliwe” rady, drobne złośliwości, docinki i to przeogromne zmęczenie związane chociażby z pokonywaniem wielu kilometrów, aby usiąść z rodzinami przy stole…

Szczęśliwe święta, czyli jakie?

To krótki przepis - szczęśliwe są wtedy, kiedy potrzeby innych są zaspokojone, ale nasze osobiste również.

Czego życzyłaby Pani mieszkańcom Pułtuska i okolic?

Życzę, żeby uwzględnili siebie w kolejce zaspokajania potrzeb trochę wcześniej niż na jej końcu, by zaczęli mieć odwagę do zmieniania tego, co jest trudne i wychodzili poza schematy, które uważają za sztywne, niezmienialne, bo takie są tylko w naszych głowach. Życzę, aby pamiętali, że od nich samych zależy, czy święta będą czasem radosnych rodzinnych spotkań, czy będzie to czarno-biała świąteczno-noworoczna smutna rzeczywistość. „Od nich samych zależy…” brzmi prosto, niektórzy powiedzą nawet, że banalnie. Ale w tym stwierdzeniu zawiera się ważna prawda psychologiczna - to, jak wygląda nasze życie w dużej mierze zależy od nas, naszego sposobu myślenia, przekonań i naszych wyborów. To dotyczy także sposobu przeżywania Świąt.

Ewa Chmurska - psycholog w zakresie stosowanej psychologii klinicznej, od 28 lat pracujący terapeutycznie, wykładowczyni uczelni Vistula, psycholog w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Makowie Mazowieckim, Ośrodku Rehabilitacji PIO w Pułtusku, Poradni Help Medical w Warszawie, Klubie Seniora w Makowie Mazowieckim i Biegła sądowa przy Sądzie Rejonowym w Pułtusku.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do