Reklama

Poważnie rozważam ponowną walkę o fotel Burmistrza - wywiad z Łukaszem Skarżyńskim

12/04/2023 07:00

Jesteśmy jedyną i prawdziwą opozycją w Radzie – mówi Łukasz Skarżyński, lider Pułtuskiego Forum Samorządowego, kandydat na burmistrza w poprzednich wyborach. Deklaruje, że PFS będzie mieć bardzo dobrych kandydatów na radnych i zdradza, że formacja ma propozycje transferów do PFS-u, zarówno z PiS-u, jak i z PSL-u. Przesunięcie wyborów z jesieni na wiosnę określa jako absolutny skandal. Z Łukaszem Skarżyńskim rozmawiał Grzegorz Gerek.

Trochę ponad cztery lata temu – pod koniec listopada 2018 roku – opadł już powyborczy kurz i nowo wybrane samorządy rozpoczęły swoją pracę. Jak z perspektywy tych czterech lat ocenia Pan przebieg swojej kampanii wyborczej i swój wynik w wyborach samorządowych z 2018 roku? Czy jest coś, co zmieniłby Pan w przebiegu kampanii?

Wiele lekcji i wniosków wynieśliśmy z tamtych wyborów jako środowisko. Na pewno będą one cenne przy projektowaniu nadchodzącej kampanii. Jednym z wniosków jest to, że bardziej musimy postawić na kampanię do Rady Miejskiej. Będziemy mieć bardzo dobrych kandydatów na radnych. Pozostałe wnioski to materiał do użytku wyłącznie wewnętrznego.

Tuż po wyborach 2018 do Pułtuskiego Forum Samorządowego przystąpiła radna, która weszła z listy lewicy. PFS rosło w siłę i przyciągało także innych – zarówno liberałów, jak i lewicowców. Jaką formacją jest dziś PFS, na jaki elektorat liczy i jakie ma plany, aby po kolejnych wyborach samorządowych rządzić bądź współrządzić Pułtuskiem?

To były trudne i momentami bolesne lekcje. Wiemy po nich, że miejsce chorągiewek jest na wietrze, a nie w naszej organizacji. Mogę zdradzić, że z obydwu formacji obecnych w Radzie mamy zapytania o transfery. Jednak po doświadczeniach dotychczasowych mamy opracowany test wiarygodności dla takich osób. Jak na razie nikt nie chce go rozpocząć.
Konsekwentnie budujemy szerokie, wrażliwe społecznie centrum. Zapraszamy do nas każdego, dla kogo Pułtusk jest wartością najwyższą. Zaznaczając jednak, iż dalej - mimo namów, też Was dziennikarzy - pozostajemy formacją kadrową. Brak masowego członkostwa to wielki atut - nie musimy chodzić na zgniłe kompromisy dla zachowania „stołków”, jak czyni to pewna formacja w Radzie. Mamy wolność, jesteśmy jedyną i prawdziwą opozycją w Radzie.|
Mamy ponad rok do wyborów, więc za wcześnie, aby cokolwiek deklarować. Mogę jedynie powiedzieć, że prowadzimy rozmowy zmierzające do startu w jak najszerszej możliwej formule. W tych wyborach wygrać musimy nie tylko z dwiema głównymi formacjami, ale i z systemem przeliczania mandatów. Dlatego proponujemy wspólny start wielu środowiskom, tak, aby głosy w wyborach się nie zmarnowały. Głos na PFS będzie gwarancją głosu, który przełoży się na uzyskanie swojej reprezentacji. Jest to szczególnie ważne w wyborach do Rady Miejskiej.

W drugiej turze wyborów Pułtuskie Forum Samorządowe bardzo mocno zaangażowało się w poparcie kandydata PSL Wojciecha Gregorczyka. W 2018 roku zawiązaliście koalicję z PSL-em, która rozpadła się dosyć szybko. Czy dziś, z perspektywy wielu miesięcy od rozpadu tej koalicji, widzi Pan te same powody, co w chwili rozpadania się? Dlaczego nie rządzicie Pułtuskiem wspólnie z PSL?

Trzeba pamiętać o kontekście chwili, w której podejmowaliśmy decyzję. Zatrzymanie ówczesnego Burmistrza, czyli próba wykorzystania służb w kampanii wyborczej, rządy komisarza, pisowski walec kampanii ze środków budżetu państwa. Myślę, że w tamtym czasie nie było alternatywy. Chcieliśmy budować porozumienie demokratycznych sił. Wojciech Gregorczyk, patrząc po jego życiorysie wcześniejszym, wydawał się wiarygodnym liderem obozu demokratycznego. Taka była teoria i na teorii pozostało. W praktyce bierze ochoczy udział w pisowskim festiwalu rozdawania samorządom bonów, talonów i czeków. Dodajmy - często świstków bez pokrycia lub o zmiennych warunkach płatności, gdy przychodzi do ich realizacji.
W tamtych czasach połączył nas również program. Przed II turą Burmistrz przyjął nasze najważniejsze postulaty programowe, w tym wprowadzenie m.in. budżetu obywatelskiego i bezpłatnej komunikacji publicznej. W sprawie budżetu obywatelskiego unikał jak tylko mógł tematu, a gdy złożyliśmy projekt uchwały w tej kwestii piętrzył przeszkody, zasłaniając się kwestiami wydatków gminy, a finalnie cichy współkoalicjant z PiS złożył poprawki niezgodne z prawem, tak, aby nie został on wprowadzony i uchylony w trybie nadzoru. W zakresie komunikacji - nie dość, że nie chciał zmieniać systemu na bezpłatny, to jeszcze ciął, często bez patrzenia na skutki społeczne, siatkę połączeń. Wystarczy wyjąć z szuflady ulotki, które rozsyłał i cofnąć się do wywiadów w waszej prasie, aby w pełni uzasadnić nasze decyzje. Koalicja nie rozpadła się dlatego, że okłamał nas jako formację. Rozpadła się, bo oszukał swoich wyborców. Nie byliśmy w stanie wspierać go w tej decyzji. Sztuka na raz.

Jako radny obserwuje Pan działania samorządu miejskiego. Czy widzi Pan więcej plusów czy minusów. Jak Pan ocenia pracę Pana konkurenta w wyborach w 2018 roku burmistrza Wojciecha Gregorczyka?

Burmistrz, poza nielicznymi punktami, nie realizuje swoich obietnic wyborczych. Zatem nie mogę ocenić jego działań inaczej niż negatywnie. Jedynym plusem jest to, iż kontynuuje projekty modernizacyjne swojego poprzednika. Chociaż tam, gdzie je modyfikuje, wychodzi to co najmniej średnio - wybrano tańszą wersję alejek nad kanałkami, które po opadach zamieniają się w aleje błotne. W Pułtusku dominuje od niepamiętnych czasów przeświadczenie inwestowania „w to co widać” czyli chodniki, drogi, elewacje i „oby taniej”, czasem bez smaku. Jest to uwarunkowane kontekstem wyborczym, włodarz chce się pokazać i u nas też tak jest.
Mamy dziś swoistą lokalną pandemię zamykania się lokali użytkowych w mieście. Ludzie tracą pracę, upadają firmy. W trakcie COVID-u zgłaszaliśmy nasz program antywirusowy - zakładał między innymi daleko idące wsparcie i zwolnienia z opłat dla małych przedsiębiorców. Gdybyśmy wtedy dali im dodatkowy oddech, łatwiej byłoby im dziś oddychać. Burmistrz był czołowym przeciwnikiem programu wsparcia dla tej grupy.

Być może dziś jest jeszcze za wcześnie, ale czy planuje Pan ponownie ubiegać się o urząd Burmistrza Miasta Pułtusk? A może ma Pan jakieś plany związane z wyborami parlamentarnymi?

Do wyborów samorządowych jest ponad rok. Moja druga córka nie ma jeszcze roku, więc na tym przykładzie wiem, że to szmat czasu. Za wcześnie na jakiekolwiek deklaracje. Mogę jedynie powiedzieć, że wiele osób namawia mnie do startu. Poważnie też rozważam ponowną walkę o fotel Burmistrza. W kwestii wyborów parlamentarnych musimy poczekać na ogłoszenie formuły startu ugrupowań opozycyjnych. Od tego wiele będzie zależeć. Na pewno będę angażował się w walkę o odsunięcie PiS od władzy, bo to jest cel najważniejszy. W jakiej formule, czas pokaże.

Co Pan myśli o przesunięciu wyborów samorządowych na wiosnę 2024 roku? Czy Pana zdaniem wydłużenie, już i tak długiej, bo 5-letniej kadencji, to dobry pomysł?

Absolutny skandal! Umowa społeczna z obywatelami przewidywała kadencję na 5 lat. Jako prawnik mogę zacytować zasadę jeszcze z prawa rzymskiego - umów należy dotrzymywać. To pokazuje brak wiarygodności obecnie rządzących. Mówienie o niezamierzonych skutkach regulacji - nałożenie się wyborów na siebie - jest niepoważne. Kalendarz można sprawdzić na wiele lat do przodu, a nie odkryć rok przed wyborami nadchodzącą kolizję. To tylko pokazuje, kto nami rządzi i dlaczego na jesieni trzeba im powiedzieć żegnam.

Dziękuję za rozmowę.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do