Reklama

Życie w Pułtusku - przeszłość i współczesność, decyzje życiowe i przyszłość miasta

31/03/2024 10:00

„Ja nie jestem osobą powiązaną politycznie z żadnym miejscowym urzędem, dlatego stanowię gwarancję zmian w mieście. Mnie nikt nie zaszantażuje, mogę wyłącznie rozmawiać na argumenty. Nie wdaję się w dyskusje, które są szantażem”. O pomysłach na rozwój miasta, dzieciństwie i trudnych decyzjach zawodowych w Pułtusku Annie Jadaś opowiada Marzena Cendrowska, kandydatka Obywatelskiej Koalicji Samorządowej na Burmistrza Miasta Pułtusk.

Hej ziemio ma ojczysta…” – śpiewałyśmy kiedyś w chórze dyrygowanym przez nieżyjącego już Tadeusza Mroczkowskiego. Były lata osiemdziesiąte, Szkoła Podstawowa numer 1 nosiła jeszcze wtedy imię Stefana Starzyńskiego. Dzisiaj, ta najbliższa Pani sercu „ziemia” to Pułtusk czy Warszawa?

Moja ziemia to Pułtusk. Zawsze lubię tu przyjeżdżać i jak tylko mam możliwość, spędzam tu każdy wolny dzień. Zresztą to nie jest tak, że mnie tutaj nie ma. W Pułtusku mieszka moja, bardzo zresztą duża, rodzina, którą odwiedzam. Pewnie byśmy z moimi najbliższymi nie rezygnowali z codziennego życia w Pułtusku, gdyby nie zmusiła nas do tego sytuacja życiowa, zawodowa. A chór dziewczęcy… pamiętam! To wspomnienia atmosfery, klimatu tamtych spotkań i duma z wielu zdobytych nagród oraz wyróżnień. Piękny czas!

Pojawiają się opinie, że nie zna Pani realiów życia w Pułtusku, jego problemów, etc., ponieważ przeprowadziła się do stolicy. Co skłoniło Panią do podjęcia decyzji o stałej przeprowadzce?

Pracowałam z Urzędzie Skarbowym. Niestety, w pewnym momencie zmniejszono liczbę etatów w Pułtusku, a zwiększono w Nowym Dworze Mazowieckim, Makowie Mazowieckim i Warszawie. Osoby, które nie nabyły jeszcze praw do półrocznej odprawy, mimo ukończonej egzaminem aplikacji administracyjnej, miały wprawdzie dostać pracę na zasadzie przeniesienia do tych trzech innych urzędów, ale bez podniesienia pensji i z koniecznością ponoszenia dodatkowych kosztów na codzienne dojazdy. Decyzja dotyczyła najmłodszych pracowników urzędu, wśród nich byłam i ja. Przez tę sytuację nazywaliśmy się wzajemnie „parszywą trzynastką”, tyle właśnie osób nie miało gwarantowanej półrocznej odprawy w sytuacji, kiedy nie skorzystałyby z propozycji przeniesienia do innego urzędu. Stanowiliśmy tanie, łatwe rozwiązanie. W tym momencie zawodowego zawirowania otrzymałam propozycję pracy w Urzędzie Dzielnicy Śródmieście w Warszawie, wtedy jeszcze Gminy Centrum. I jak już podjęłam decyzję o dojazdach do pracy, pomyślałam, że chyba lepiej będzie wybrać Warszawę, do której dojeżdżało z naszego miasta sporo osób. Była możliwość korzystania z samochodów na zmianę. Analizując wszystkie za i przeciw skorzystałam z oferty Urzędu Dzielnicy Śródmieście w tym trudnym dla mnie momencie zawodowej kariery. Bardzo przeżyłam rozstanie z pracą w Pułtusku. Miałam już wtedy trzyletnią córeczkę, która chodziła do przedszkola, więc musiałam pozostawiać dziecko od godziny szóstej rano do dziewiętnastej. Było do bardzo duże wyzwanie, które dużo kosztowało mnie emocjonalnie. Musiałam wybrać – albo pozostać bez dochodu, nie pracować i być z dzieckiem, albo pracę podjąć i się rozwijać.

W Pułtusku nie mieszka Pani od niespełna 10 lat.

Dokładnie. Nie jest bowiem tak, że zaczęłam pracować w Warszawie i automatycznie podjęliśmy z rodziną decyzję o przeprowadzce. Jeszcze parokrotnie podejmowałam próby podjęcia pracy w Pułtusku. Takiej możliwości jednak nie było. Chodziłam od urzędu do urzędu, dzwoniłam do znajomych z prośbą o pomoc w znalezieniu zatrudnienia. Naprawdę walczyłam o pracę na miejscu, ale nie pojawiała się żadna oferta, a ja chciałam pracować, być między ludźmi, chciałam się rozwijać, uczyć… Taką możliwość dała mi dopiero Warszawa. Ale po podjęciu pracy jeszcze przez około piętnaście lat dojeżdżaliśmy z mężem do stolicy. Codzienne, poranne wyjazdy sporo kosztowały nas fizycznie. Dodatkowo wiele razy widywałam po drodze drastyczne w skutkach wypadki. Myśląc o dzieciach zaczęłam się obawiać, że kiedyś wyjdę z domu i do niego nie wrócę. I może właśnie z uwagi na bezpieczeństwo i dobro dzieci pomyśleliśmy z mężem o tym, że trzeba znaleźć miejsce zamieszkania i szkołę bliżej naszego miejsca pracy.

Czy po wygranej w wyborach wróci Pani tu na stałe?

Nie wykluczam powrotu do Pułtuska. Mój syn bardzo by tego chciał. Już pytał, czy byłaby taka możliwość, żeby zamieszkał tu na stałe.

Wychowała się Pani w Pułtusku, tu uczyła, podjęła pierwszą pracę. Pani Mama pracowała w tutejszej szkole, miała wpływ na wychowanie wielu roczników dzieci. Pamiętam, że często można było Was spotkać na wspólnych spacerach po mieście. Ma Pani swoje ulubione miejsce w Pułtusku?

Moje ulubione miejsca to rynek i okolice – czyli wyspa. Tam mieszkałam jako dziecko, tam się wychowałam, chodziłam do szkoły podstawowej. Na wale, który prowadził do tzw. Bujanego Mostu nauczyłam się jeździć na rowerze. Tam chodziłam na sanki, na wylewy rzeki, na łyżwy. To moje ulubione miejsca w mieście. Poza tym powiem ciekawostkę. Tu się nadal ubieram. Nie w warszawskich galeriach, ale właśnie w sklepach odzieżowych w Pułtusku. Przed długi czas po zamieszkaniu w Warszawie, przyjeżdżałam też do kosmetyczek i fryzjera. Nie z powodu niższych cen, tylko dlatego, że bardzo lubiłam te miejsca, byłam do nich przyzwyczajona.

Co w pierwszej kolejności zmieniłaby Pani w mieście?

Będąc bardzo często w Pułtusku, wiele rzeczy widzę. Osobiście bardzo dotyka mnie widok młodzieży siedzącej na straganach postawionych na rynku. Mam wrażenie, że młodzi nie mają co zrobić ze swoim czasem, że brakuje im oferty ze strony miasta, która by ich wyciągnęła z domów i zainteresowała. Pragnę być głosem młodzieży, chciałabym, żeby to młodzi zdecydowali, jak ich wymarzone miasto ma wyglądać, jaka oferta w mieście powinna być dla nich przygotowana, co powinno się zmienić, żeby żyło im się lepiej i ciekawiej, by mogli się nie tylko rozwijać, ale także bawić. Głos młodego pokolenia bardzo się dla mnie liczy.

Pamięta Pani czas, kiedy Pułtusk miał ciekawą ofertę kulturalno-rozrywkową?

Tak, wydawałoby się, że dawne czasy były tymi złymi, ale jest inaczej. Pamiętam Przystań, na której organizowano dyskoteki, można było potańczyć. Nie było piątku i soboty, żebyśmy nie słyszeli dobiegającej stamtąd muzyki. Natomiast w ciągu dnia przygotowywano muzykę dla dzieci, przychodziły rodziny z dziećmi. Kolejne miejsce na mapie dawnego Pułtuska to „Patelnia” przy Amfiteatrze. Teraz nie ma po niej śladu. A tam także odbywały się świetne dyskoteki na wolnym powietrzu. W Amfiteatrze zawsze dużo się działo. Było mnóstwo różnych imprez kulturalnych, spektakli. Przychodziłam tam jako dziecko z rodzicami. Teraz miasto robi wrażenie umarłego. Mieszkańcy tchnęliby w nie ducha życia, gdyby stworzono im ku temu okazję. Chętnie by przyszli na różnego rodzaju spotkania czy imprezy, ale z tego co słyszę podczas rozmów z nimi, wynika, że nie ma tu nawet zbyt wielu kawiarni, restauracji. Jak chcą się spotkać ze znajomymi, zjeść coś dobrego, obejrzeć nowy film, jadą do innych miast, niekoniecznie do Warszawy, ale na przykład do Wyszkowa, Ciechanowa, Serocka. Mam zatem pytanie – dlaczego nie stworzono warunków, aby zostali w Pułtusku? Przecież mamy potencjał, mamy infrastrukturę, nie musimy budować nowych budynków, wystarczy wyremontować i rozszerzyć ofertę. Miasto, szczególnie rynek i jego okolice, powinny tętnić życiem w okolicach weekendu.

Pułtusk jest dla mnie… – jak dokończy Pani to zdanie?

To takie ciepłe dla mnie miejsce. Moje rodzinne miasto. Lubię tu przyjechać, aby naładować życiowe akumulatory, nabrać energii do działania i znaleźć wytchnienie. Cieszę się, że stąd od Warszawy jest zaledwie 60 kilometrów i 40 minut jazdy samochodem. Bardzo często przyjeżdżam tu na wyprawy rowerowe, tereny są wspaniałe, do tego mnóstwo zieleni, piękne miejsca nad rzeką. W Warszawie, takich miejsc chyba byśmy nie znaleźli.

Czy jakimiś sukcesami na rzecz miasta może się Pani już pochwalić?

Trudno mówić o sukcesach dla miasta, kiedy nie miało się możliwości pracowania codziennie na jego rzecz. Natomiast nie jest tak, że podjęłam decyzję o kandydowaniu i dopiero dziś myślę co chciałabym w mieście zrobić. O tym bowiem już wiem, odkąd tu mieszkałam. Liczyłam na to, że w ofercie miasta dla mieszkańców i infrastrukturze będzie coś się zmieniało. Niestety stwierdzam, że mijają lata i praktycznie zmian nie widać, jeśli już jakieś są, to przy takim potencjale, znikome. Powiedziałabym nawet, że często zmiany idą w złym kierunku. Wciąż słyszę, że odbywa się ucieczka młodych ludzi z miasta. Jak wyjeżdżają się uczyć, to nie chcą już tutaj wracać. Dzieje się tak dlatego, że nie ma dla nich pracy. Uważam, że najważniejszą rzeczą, o jakiej powinni myśleć rządzący, jest to, jak zatrzymać młodzież, żeby w dorosłym już życiu to ona przejęła stery i działała na rzecz miasta.

Jesteśmy niedaleko ulicy Świętojańskiej. Podoba się Pani to, co dzieje się na tej ulicy?

To dramatyczne, że handel tutaj „pada”. Myślę, że nasi mieszkańcy wybierają galerie handlowe. A szkoda, bo tu zawsze były świetne butiki, uliczka tętniła życiem. Szłam dzisiaj na nasze spotkanie i tak naprawdę Świętojańska i okoliczne drogi są puste, a nie ma jeszcze 16:00. To powinno być miejsce, gdzie spacerują ludzie, a dziś, nawet w tak ciepły i pogodny dzień, świeci pustkami. Wydaje mi się, że wyjście na miasto kojarzy się mieszkańcom ze swego rodzaju chodzeniem bez celu, bo nie ma tu nic... Nie ma gdzie się zatrzymać, nie ma kawiarenek, do których można wstąpić i, podziwiając miasteczko zza szyby, napić się kawy. Uważam, że potrzebne jest wsparcie dla przedsiębiorców. Trudno mi teraz mówić o ulgach dla nich na prowadzenie działalności. Nie mam bowiem wglądu w to, na jakich zasadach miasto wynajmuje obecnie lokale. Myślę natomiast, że to wszystko jest kwestią do przemyślenia i działania, by wskrzesić i handel, i usługi, w tym także restauracje, kawiarnie, żeby coś się w tym miejscu znowu działo. Chodzi o Rynek i ul. Świętojańską. To powinny być miejsca, do których wszyscy przychodzą popołudniami, po pracy, szkole, po to, by spędzić tu czas, spotkać znajomych. Trzeba po prostu zobaczyć jaki jest budżet. Zerknąć w podpisane umowy, wszystko przeanalizować, pomyśleć o środkach finansowych z zewnątrz, bo są przecież takie możliwości. Po prostu trzeba stworzyć systemowe rozwiązania, wykonać konkretną pracę, nie działać punktowo, nie czekać aż zrobi się samo, bo samo jeszcze nic nigdy się nie zrobiło.

W lutym przedstawiła Pani oficjalnie swój komitet wyborczy. Jaka jest jego nazwa? Ilu jest w nim kandydatów?

Jest to Obywatelska Koalicja Samorządowa. Należą do niej przedstawiciele Platformy Obywatelskiej, Nowej Lewicy i osoby bezpartyjne. W komitecie mamy 40 osób – są to zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Obowiązują nas parytety. Wystawiamy listę do Rady Miasta i Rady Powiatu.

Jest Pani stała w uczuciach. Nie zmienia barw politycznych i od 2006 roku związana jest z Platformą Obywatelską. W 2010 kandydowała Pani z Platformy Obywatelskiej RP na Burmistrza Pułtuska i wśród pięciu kandydatów uzyskała 3 wynik. Było zatem miejsce na podium. Czy teraz stanie Pani na jego najwyższym stopniu?

W Platformie jestem niezmiennie od 2006 roku. Nie zmieniłam nigdy obranego kierunku. Nawet w trudnych czasach dla Platformy. Czy będzie najwyższe miejsce na podium? Mając taką drużynę, nie widzę innej możliwości! Mamy wspaniałych ludzi w różnym wieku, dużo pań, na które mocno liczymy. Z taką drużyną nie można myśleć inaczej!

Jakie były reakcje w Pułtusku po słowach – „My – kobiety zapowiadamy z naszą wspaniałą drużyną start w wyborach do samorządu terytorialnego”.

Spotkaliśmy się wyłącznie z pozytywnymi reakcjami. Wiele osób do nas pisze lub zwraca osobiście, wyrażając swoje poparcie i życząc nam powodzenia. Mamy jedną zasadę – idziemy w jedności, spójności, z uśmiechem na twarzy. Panowie też są w naszym komitecie. Jak wspomniałam, obowiązują nas parytety na listach wyborczych, więc panów nie może zabraknąć. Kandydatki i Kandydaci, którzy są na naszych listach, to wspaniali ludzie, każdy z różnymi pomysłami, często udzielający się społecznie. Nie są to osoby, które myślą o tym, jakie stanowiska zajmą po wygranej w wyborach. Myślą o pomysłach, projektach, o tym, co mogą wnieść swoją pracą na rzecz rozwoju miasta.

Wiele osób zastanawia się, czy Pułtusk jest gotowy na zmianę politycznych preferencji. Dotychczas główna rywalizacja toczyła się między PiS a PSL. Pani komitet to koalicja Platformy Obywatelskiej, Nowej Lewicy i osób bezpartyjnych. – W Pułtusku, gdzie inni są podzieleni My – PO, Nowa Lewica oraz niezależni kandydaci – połączyliśmy siły i stanowimy jedność – tak przedstawiała Pani swój komitet. Jak udało się Pani zjednoczyć siły różnych programowo ugrupowań politycznych?

Jeżeli ludzie chcą, rozmawiają ze sobą i myślą o tym, żeby wspólnie zrobić coś dobrego, są w stanie dojść do porozumienia. Rozmowy były wymagające. Każdy z nas ma bowiem inne spojrzenie na pewne rzeczy. Jednego byliśmy jednak pewni. Tego, że każdy z nas chce coś zmienić. Chce, żeby ten świeży, wiosenny duch był już w samorządzie. Motywowani możliwością wprowadzenia dobrych zmian w Pułtusku, podjęliśmy zatem decyzję o połączeniu sił. Lewica bardziej koncentruje się na zadaniach powiatowych, Platforma Obywatelska na gminnych. Wyszło nam to bardzo dobrze, nie mieliśmy mocnych sporów, które by nas podzieliły czy wpłynęły na nasze dalsze wspólne kandydowanie. Także, jak widać na naszym przykładzie, zawsze można dojść do porozumienia.

Myślę, że moglibyśmy się także porozumieć z innymi środowiskami i nie ukrywam – próbowaliśmy to zrobić. Otrzymaliśmy propozycję od dwóch komitetów, z którymi podjęliśmy rozmowy. Natomiast już na samym początku rozmów zaprezentowali nic innego jak pychę i butę. Stawiali nam warunki – to ich kandydat miał być wskazany na Burmistrza, ich miały też być jedynki na listach... Propozycja dla nas – kandydować ze wskazanych przez nich miejsc na listach, kolokwialnie mówiąc, „zapchać” jakieś brakujące miejsca na ich listach, celem zlikwidowania już na starcie potencjalnych przeszkód w drodze do zwycięstwa. A przecież nie o to powinno chodzić. Naszym celem było podjęcie rozmów programowych, znalezienie wspólnych kierunków działań dla Pułtuska i powiatu pułtuskiego i wspólne wypracowanie kształtu list, by po wygranej mieć wpływ na realizację programów. Jesteśmy odpowiedzialni za wypowiedziane obietnice programowe, dlatego też chcemy mieć możliwość realnego wpływu na decyzje. Przy tak rozbieżnym podejściu i rozbieżnym rozumieniu co jest dobrem Miasta i Powiatu, nie było pola do dalszych rozmów.

We wrześniu 2023 roku przed wyborami parlamentarnymi mówiła Pani – „Kandyduję między innymi dlatego, abyśmy przestali się bać – nie tylko w Pułtusku – złożyć podpis na liście poparcia innej partii, niż aktualnie w danej okolicy dominującej. Kandyduję, abyśmy mogli otwarcie rozmawiać i dyskutować o polityce i ścierać się w konstruktywnych dyskusjach”. Mieszkańcy bali się/ boją oficjalnie popierać partie bliskie im programowo?

Tak. Nie mówię, że wszyscy, bo to są sprawy bardzo indywidualne. Natomiast faktycznie tak się dzieje. Zbieraliśmy przecież podpisy nie raz. Podchodziliśmy do mieszkańców, którzy mieli obawy związane z podpisaniem listy. Mówili – „Po cichu będziemy Was popierać, natomiast głośno – nie”. Czego się boją? Utraty pracy. Nawet jeśli sami nie pracują w urzędzie, często ktoś z rodziny, w którymś z nich jest zatrudniony. Mówi się nawet o szantażach. Wprawdzie osobiście się z tym nie spotkałam, ale jeśli się o tym mówi, coś jest na rzeczy. Poza tym do ludzi, z którymi współpracuję takie sygnały docierały, mieli styczność z podobnymi sytuacjami, dlatego wierzę, że tak jest. To straszne, bo nie są to objawy demokracji. Ja nie jestem osobą powiązaną politycznie z żadnym miejscowym urzędem, dlatego stanowię gwarancję zmian w mieście. Mnie nikt nie zaszantażuje, mogę wyłącznie rozmawiać na argumenty. Nie wdaję się w dyskusje, które są szantażem. Optymizmem napawa mnie fakt, że czuć już w Pułtusku wiatr zmian na lepsze…

Komentarze mieszkańców, nasilające się szczególnie przed wyborami, świadczą o tym, że oczekują zmiany, jednak chęci nie przekładają się na wyniki wyborów. Głośno mówi się o potrzebie „odświeżenia” miejskich urzędów, ale ostatecznie długopis wędruje w stronę „sprawdzonych” osób. – „Przynajmniej wiem, czego mogę się po nim spodziewać, a z „nowymi” bywa różnie” – często słyszymy. Zamiast podjąć rękawicę, nie robimy nic, a później narzekamy, że coś nam się nie podoba. To narzekanie staje się chyba naszym lokalnym sportem…

Jeśli ludzie narzekają na rządzących, to akurat mają rację. Ale samo narzekanie nie wystarczy. Trzeba iść 7 kwietnia na wybory i oddać głos na właściwe osoby. Aby później nie narzekać, zachęcałabym mieszkanki i mieszkańców Pułtuska, żeby tym razem zagłosowali na kogoś innego niż dotychczas. Mieszkańcy muszą nabrać odwagi i zdecydować o zmianie. Uważam, że zmian nie należy się bać. Mogą one przynieść wiele korzyści. One nas pobudzają, rozwijają, otwierają przed nami wiele możliwości. Głos Pułtuszczan jest bardzo ważny. Myślę, że wśród tych, którzy się boją, są bardzo dobre pomysły, a nawet projekty, które zostały już sprawdzone i należałoby je tylko przenieść na nasz grunt. Nie mówią o nich, bo nie mają komu powiedzieć. A jeśli już mówią, to nie są słuchani, bo osoby, które do tej pory władały miastem, zainteresowane były ciszą, spokojem, wynagrodzeniem miesięcznym na koncie. Myślę, że mieszkańcy Pułtuska chcą, aby miasto było nowoczesne, rozwijało się. Natomiast problem leży po stronie zarządzających dotychczas miastem. Są to osoby, które tak naprawdę wymieniają się między sobą od niemal 30 lat! Tym ludziom nie chce się działać, przejmują tylko między sobą władzę, zamieniają się, myślą tylko o tym, kto będzie pełnił kolejne funkcje. Nikomu z nich nie leży dobro miasta.

Wracając do narzekania… jeżdżąc na spotkania, rozmawiając z mieszkańcami, często ja i przedstawiciele mojego komitetu słyszymy, że Pułtusk to „zapyziałe miasto”, że „nic nie da się w nim zrobić”. Takie sformułowania to moim zdaniem rezygnacja. Gdybyśmy nie żyli w państwie demokratycznym, to pomyślałabym sobie – no, faktycznie, żeby coś zmienić, to trzeba mocniejszych środków. Ale przecież my mamy już wspaniałe narzędzie do tego, żeby zmienić los zarówno mieszkańców, jak i Pułtuska. Wystarczy jedno właściwe skreślenie na liście wyborczej, co pokazały wybory 15 października 2023 roku. I niezmiennie zachęcam – warto myśleć pozytywnie. Pozytywne myślenie nas buduje, uzdrawia, dzięki pozytywnemu myśleniu częściej się uśmiechamy.

A’propos wspomnianego wyżej sportu – otrzymała Pani odznaczenie od Ministra Sportu – brązowy medal „Za zasługi dla Sportu”. Ale to nie wszystko. Od Ministra Kultury – odznaczenie „Zasłużony działacz kultury”, a od Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji – brązowy medal „Za zasługi dla Policji”. Wśród nagród także złota honorowa odznaka Związku Emerytów i Rencistów. Przez większość pracy zawodowej zajmowała się polityką społeczną i ochroną zdrowia, ale też, pełniąc funkcję Zastępcy Burmistrza, zajmowała się oświatą, sportem, a także bezpieczeństwem. Czy możemy się spodziewać, że te dziedziny będą objęte przez Panią szczególną troską?

Tak. Są to dziedziny społeczne, które są mi bliskie i uważam, że bardzo potrzebne. Gwarantują poczucie bezpieczeństwa. Stanowią też ofertę zapewnienia mieszkańcom, a przede wszystkim ludziom młodym możliwości rozwoju, czy atrakcyjnego spędzenia wolnego czasu. O programie szkolnym nie decyduje wprawdzie burmistrz, bo mamy odgórne wytyczne, ale burmistrz może w tym zakresie dużo zrobić dla szkół oraz dzieci i młodzieży szkolnej, żeby ją pobudzać do działania i rozwijać talenty, poprawiać jej infrastrukturę czy wyposażać w nowoczesny sprzęt i meble. A mamy w naszych szkołach bardzo zdolnych młodych ludzi. Dlatego widzę potrzebę przekazania głosu młodzieży. Takim narzędziem powinna być Rada Młodzieżowa przy burmistrzu, która nie będzie istniała tylko na papierze, ale faktycznie będzie organem doradczym dla burmistrza. Posiedzenia rady powinny odbywać się w Urzędzie Miasta, w Sali Rady, z pełnym zapleczem administracyjnym, a ich głos powinien być głosem dla burmistrza branym pod uwagę przy podejmowaniu decyzji. Tak, jak dzieje się to w przypadku Radnych Rady Miasta. Mamy kilka szkół średnich powinniśmy sięgnąć po głos Młodych!

Podczas spotkania inaugurującego komitet wyraziła Pani nadzieję, że wybory 7 kwietnia zmienią nasze małe ojczyzny – Pułtusk i powiat pułtuski. Hasłem Pani komitetu jest – „Stworzymy Pułtusk naszych marzeń”. Czy swoimi wyobrażeniami o mieście podzielili się z Panią mieszkańcy Pułtuska?

Gromadzimy te marzenia. Na naszych listach do Rady Miasta i Gminy jest 27 kandydatów. Każdy z nich jest głosem swojego najbliższego otoczenia, swojej społeczności, rodziny, przyjaciół. Poprosiłam każdego z kandydatów, żeby odbył w swoich środowiskach rozmowy z mieszkańcami o ich pragnieniach i oczekiwaniach. Wszystkie opinie będą dla nas bardzo ważne. Natomiast mamy trudności związane z organizacją spotkań z mieszkańcami, bo gdziekolwiek chcemy wejść, nie ma dla nas miejsca. Jedno z nich miało odbyć się w jednym z lokali, ale gdy tylko ogłosiliśmy to na profilu Facebook, uniemożliwiono nam jego organizację. Więcej nie próbowaliśmy. Poradzimy sobie w inny sposób. Przewidujemy spotkania w plenerze, dużą grupą, aby mieszkańcy mogli z nami porozmawiać, poznać nas i nasze postulaty.

Jakie są postulaty programowe Pani komitetu?

Na pewno trzeba otworzyć Urząd na mieszkańców. Powinno to być miejsce, do którego mieszkańcy chętnie przychodzą nie tylko z problemami, ale z pomysłami, co należy w mieście zrobić. I nie wystarczy słuchać mieszkańców raz w tygodniu, w wyznaczonych godzinach. Trzeba ich usłyszeć. Rozumiem, że zdarza się, że niektóre ze zgłaszanych spraw nie należą do zadań miasta i nawet jakby bardzo się chciało pomóc, to nie są one do realizacji przez ten organ. Ale nawet w takiej sytuacji trzeba mieszkańcowi szczegółowo wytłumaczyć powody odmowy i zaproponować jakieś rozwiązanie w zamian. Bo przecież są możliwości realizowania różnych projektów, na przykład z budżetu obywatelskiego. Po to przecież ten budżet jest, żeby mieszkańcy z niego korzystali. Można pomóc mieszkańcom, żeby to właśnie oni byli projektodawcami, żeby decydowali o tym, co w mieście należy zrobić i w tym ich wspierać i pomagać, a nie z góry zakładać, że czegoś nie da się zrobić. Myślę, że dobrym pomysłem byłoby zatrudnienie osoby do spraw kontaktu z mieszkańcami. Otwarty urząd na mieszkańca i gości spoza miasta tworzy podstawy i klimat miasta przyjaznego.

Brakuje miejsc, by ludzie mogli sobie usiąść, wymienić poglądami, porozmawiać i to, o czym już mówiłam, takim miejscem powinna być ulica Świętojańska i rynek. Miasto bezpieczne – nie jest to tylko zadanie burmistrza. Zajmując się bezpieczeństwem współpracowałam z instytucjami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo i reagowałam na potrzeby tych służb. Tak samo w Pułtusku powinna być bardzo ścisła współpraca z Komendą Powiatową Policji i innymi instytucjami, które zajmują się bezpieczeństwem. Wspólne ustalenie czy to sieci bezpieczeństwa, może rozważenie też monitoringu, jeżeli będzie to rozwiązaniem w tych miejscach, gdzie rzeczywiście jest najbardziej niebezpiecznie. Ale to wymaga rozmowy ze służbami. Dobra współpraca z instytucjami zajmującymi się bezpieczeństwem byłaby bardzo wskazana i trzeba byłoby tu wypracować pewne działania. Bardzo szeroko powinna być prowadzona profilaktyka wśród dzieci i młodzieży w szkołach i przedszkolach. Na to powinny być środki. Bezpieczeństwo powinno być priorytetem. Pytanie – czy budżet jest dobrze przygotowany i dobrze rozpisany. Mniemam, że gdyby przejrzeć budżet to wiele pozycji znalazłoby się zbędnych na ten moment. Poza tym mamy wysokie diety radnych, może warto byłoby rozważyć ich ograniczenie. Na ten moment, kiedy miasto potrzebuje rozwoju, nowego obudzenia, może warto też poświęcić się trochę społecznie dla tego miasta.

W komitecie jest osoba wobec której toczy się sprawa sądowa. Nie obawia się Pani opinii pułtuszczan i pułtuszczanek? Jak wyjaśni to mieszkańcom?

Najlepiej jakby to pytanie było skierowane do samej zainteresowanej. Natomiast z tego co wiem, sprawa będzie wobec niej umorzona. Jest obecnie radną Rady Powiatowej z dużym doświadczeniem i jej dotychczasową pracę w Radzie uważam za potrzebną i wartościową. Jeśli czuje się na siłach, powinna wziąć udział w wyborach kolejny raz.

Ma Pani doświadczenie ze współpracy z Rządem RP. Jakie możemy mieć z tego korzyści jako miasto?

Jeżeli ktoś może mieć jakiekolwiek możliwości sięgnięcia po wsparcie rządowe czy środki unijne, to właśnie my jesteśmy tą grupą! I nie tylko dlatego, że jesteśmy z tej samej opcji politycznej, tylko dlatego, że potrafimy prowadzić dialog z innymi, przygotować projekty, a przede wszystkim nam się chce działać.

Rozwój turystyki, rewitalizacja kanałków, ochrona przyrody, odrestaurowanie wizytówki Pułtuska, historycznej części miasta – kamieniczek na rynku, likwidacja parkingu na rynku, rowery miejskie, otwarcie klubu dla mieszkańców, a dla zwierząt schroniska (28 lutego br. radni odrzucili petycję o jego utworzenie) – jak Pani odniesie się do tych kwestii?

Rozwój turystyki, rewitalizacja kanałków, ochrona przyrody, odrestaurowanie kamieniczek na rynku, likwidacja parkingu na rynku, itp. – to powinien być klucz do rozwiązania naszych problemów. Z czego, jak nie z turystyki, powinno żyć nasze miasto? Nie ma tylu przedsiębiorstw, które gwarantowałyby ludziom pracę. Miejscowość o tak olbrzymim potencjale turystycznym, ze swoimi zabytkami i przyrodą, powinna to wykorzystać i z tego czerpać korzyści. Musimy postawić na turystykę. Wtedy pieniądze same do nas przyjadą w postaci turystów. Poza tym postaramy się o unijne i rządowe wsparcie. Trzeba wskrzesić nasze miasto, aby przyciągnąć zwiedzających. I dokładnie jak w pytaniu: rowery miejskie, klub dla mieszkańców, wypożyczalnia sprzętu wodnego – proste, a jakże potrzebne. Obecnie nie ma odpowiedniej oferty, by zatrzymać chociaż przejeżdżających. Sama znalazłam się w sytuacji, kiedy zaprosiłam znajomych do Pułtuska i nawet nie miałam, gdzie ich zabrać w niedzielę na tzw. drugie śniadanie. Poza tym brak bazy noclegowej też nie przyciąga osób spoza miasta. Rolą burmistrza jest o to zadbać.

W kwestii schroniska dla zwierząt. Kocham zwierzęta. Sama mam kota i psa i dziwię się, że petycja została odrzucona. W miejscu, gdzie schronienie mogłoby znaleźć wiele bezdomnych czworonożnych przyjaciół, nie widzę żadnego zagrożenia czy kontrowersji. To powinna być oczywista bezdyskusyjna decyzja. Oczywiście trzeba wybrać dobre miejsce na jego działalność, ale proszę pomyśleć jakie mogłoby to być wychowawcze miejsce, miejsce dla wolontariatu. Pod petycją o utworzenie schroniska w Pułtusku też bym się podpisała.

Skąd pieniądze na inwestycje w mieście? Stawiała Pani duży nacisk na zdobywanie funduszy na rozwój miasta podczas inauguracji komitetu wyborczego.

Jeśli chodzi o rozwój inwestycji w Pułtusku – sięgniemy po środki z Europejskiego Planu Odbudowy Zgodnie z filozofią unijną, większość tych pieniędzy jest przeznaczona na inwestycje samorządowe. Fundusze europejskie związane z KPO są zaplanowane do wydatkowania w latach 2021 – 2027. Ważne będzie napisanie dobrych projektów i skontaktowanie się z odpowiednimi instytucjami. Po te pieniądze trzeba sięgnąć. Chcemy działać dla miasta i mieszkańców. Jesteśmy w to bardzo zaangażowani.

Mamy w Polsce demograficzną zapaść. Społeczeństwo starzeje się. Jakie ma Pani propozycje dla seniorów? Mówiła Pani, że komitet dąży do tego, aby Pułtusk był miastem, które daje możliwości rozwoju i działania osobom w każdym wieku.

Potrzebne jest nowoczesne Centrum Kultury, które będzie żyło nie tylko wtedy, kiedy jest jeden seans filmowy, powtarzający się przez kilka tygodni. Centrum z prawdziwego zdarzenia powinno żyć od rana do wieczora, a szczególnie w weekendy. Być może okaże się, że nie wystarczy tylko jeden budynek, który wszyscy znamy, i trzeba będzie pozyskać nowe lokale z przeznaczeniem na rozwój kultury w mieście. To senior powinien decydować o tym, co go będzie inspirowało do działania, co miasto powinno mu dać. Nie chciałabym narzucać rozrywek i na siłę seniorów uszczęśliwiać inicjatywami, które ich nie interesują. To oni najlepiej wiedzą, co sprawia im radość, co zmotywuje do działania. Podobnie, jak o Radzie Młodzieżowej, myślę też o Radzie Senioralnej, będącej realnym głosem seniorów dla burmistrza, która ma swoje posiedzenia w budynku Urzędu Miasta. Pomysły zgłoszone podczas tych spotkań, przedyskutowane, przegłosowane, powinny być wcielane w życie. Możemy też pomyśleć o potańcówkach, to świetna, integrująca mieszkańców rozrywka, sprawdzona już w innych miastach. Nasi seniorzy też potrzebują tego typu spotkań, a imprezy są do zorganizowania w zasadzie wszędzie np. w szkole, po wcześniejszych ustaleniach z poszczególnymi placówkami. Warto też otworzyć domy dziennej opieki z rozmaitymi, dostosowanymi do potrzeb i wieku zajęciami zmuszającymi mózg do pracy, zatrzymującymi choroby otępienne, wzbogacone o wycieczki plenerowe.

Dom dla samotnych matek, osób dotkniętych kryzysem bezdomności, przemocą w rodzinie – do myśli Pani o jego utworzeniu w Pułtusku lub okolicy?

Problem może dotknąć każdego. Jeżeli będzie potrzeba i faktyczne zapotrzebowanie, powinniśmy otworzyć takie miejsce i udzielać pomocy. Dla wielu osób problem jest wstydliwy, nie zgłaszają go burmistrzowi, częściej proszą o pomoc organizacje pozarządowe. Właśnie dlatego burmistrz powinien ściśle współpracować z takimi organizacjami. Obowiązkiem władz jest współpraca z każdą organizacją społeczną, z każdą organizacją pozarządową, która niesie dobro!

Jak wesprze Pani osoby z różnego rodzaju niepełnosprawnościami? Dostrzega Pani trudności, z jakimi mierzą się w naszym mieście?

Przede wszystkim trzeba zacząć od zlikwidowania barier architektonicznych, których w mieście nie brakuje, niektóre absurdalne, nie wymagające wielkich nakładów finansowych, aby się ich pozbyć. I podobnie jak w przypadku innych grup społecznych, głos osób z niepełnosprawnościami powinien być słuchany, a przede wszystkim usłyszany.

Jakie miasto zostawi Pani po zakończeniu kadencji jako burmistrz? Czy Pułtusk stanie się lepszym miejscem do życia, pracy, rozwoju i inwestycji?

Takie są nasze cele, na pewno zrobimy wszystko, aby miasto wyglądało inaczej niż dziś. Czy w pięć lat uda się wszystkie nasze zamierzenia zrealizować i odmienić Pułtusk o 180 stopni? Trudno dziś to stwierdzić, ale obiecujemy – będzie widoczna różnica! Na plus!

30 lat jest Pani związana zawodowo z pracą w samorządzie. Pełniła też odpowiedzialne funkcje. W latach 2010 – 2014 była Zastępczynią Burmistrza Dzielnicy Śródmieście m. st. Warszawy – najstarszej dzielnicy miasta liczącej około 100 tysięcy mieszkańców.

Samorząd to taki trochę mój drugi dom. Uważam, że to najlepsze, co mogło mi się w życiu zawodowym przydarzyć. Praca w samorządzie to praca blisko ludzi. Nie było dnia, żebym nie miała kontaktu z mieszkańcami. Najczęściej były to osoby potrzebujące wsparcia. Kontakt z ludźmi daje energię do życia, uwrażliwia, uczy empatii, buduje i kształci.

Czym zajmuje się Pani teraz zawodowo?

Jestem zastępczynią dyrektora Departamentu Zdrowia i Polityki Społecznej w Urzędzie Marszałkowskim woj. mazowieckiego. W ramach ochrony zdrowia zajmuję się tworzeniem programów polityki zdrowotnej. Są to głównie programy profilaktyczne, ale też edukacyjne dla różnych grup wiekowych. Od dzieci i młodzieży szkolnej, po seniorów. Wcześniej pracowałam w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy. Takie całe „oczko”, bo pracowałam tam 21 lat. Miałam bardzo szeroki zakres działań. Zajmowałam się m.in. nieruchomościami i sprzedażą lokali mieszkalnych, polityką społeczną. Kiedy zostałam Wiceburmistrzem Dzielnicy Śródmieście do zakresu moich zadań należał m.in. nadzór nad polityką społeczną, oświatą, funduszami europejskimi i sportem.

Jest Pani prawniczką, ukończyła również studia podyplomowe w zakresie organizacji pomocy społecznej, zarządzania w administracji oraz studia podyplomowe MBA.

Na Uniwersytecie Warszawskim filii w Białymstoku ukończyłam studia prawnicze. Dyplom odbierałam w roku, kiedy Filia przekształciła się w Uniwersytet w Białymstoku. Wprawdzie nie podjęłam dalszego kształcenia w kierunku ukończenia aplikacji, ale służę wszystkim pomocą prawną, to nadal jest mój konik, jestem na bieżąco w tych kwestiach. Studia podyplomowe w zakresie organizacji pomocy społecznej ukończyłam na Uniwersytecie Warszawskim, Zarządzanie w administracji w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, a MBA w Collegium Humanum. Ostatnio bardzo rozsławionej szkole. I tu dodam, że zajęcia odbywały się zgodnie z harmonogramem, zatwierdzonym przez zakład pracy, a dyplom otrzymałam po weryfikacji obecności na zajęciach oraz zdanym egzaminie. Nie było taryfy ulgowej.

Czy w zabieganym życiu samorządowca jest jeszcze miejsce na relaks i hobby?

Mam na nie obecnie mniej czasu. Nie tylko dlatego, że kandyduję w wyborach do samorządu terytorialnego, ale też dlatego, że włączam się w różne działania pozazawodowe. Natomiast kiedy znajdę czas, uwielbiam chodzić na koncerty do Filharmonii Narodowej. One mnie odprężają, wprowadzają w niezwykłą atmosferę, mogę przemyśleć wiele rzeczy przy przepięknej muzyce, wyłączyć się na chwilę. Słuchanie muzyki klasycznej w domu, gdzie ktoś włącza czajnik czy inne urządzenia, to zdecydowanie nie jest to samo… Filharmonia jest dla mnie pewnym rodzajem świątyni, w której odpoczywam, w której się relaksuję. Możliwość wysłuchania koncertu jest dla mnie świętem w środku tygodnia. Poza tym ważny jest dla mnie sport. W każdej postaci. To są takie dwie moje pasje, na które staram się wygospodarować każdą wolną chwilę. Byłabym zapomniała… Całkiem niedawno pojawiła się moja nowa pasja… uprawianie ogródka. Mam kwiaty, szklarnię z pomidorami, ogórkami i skrzynie z warzywami.

Motto życiowe, którym kieruje się Pan w życiu? 

„Carpe diem” – „Chwytaj dzień – sentencja, która pochodzi z poezji Horacego, zawarta w Pieśniach „Chwytaj dzień, bo nikt się nie dowie, jaka nam przyszłość zgotują bogowie”. Ta myśl przyświeca mi od czasów Liceum Ogólnokształcącego im. Piotra Skargi w Pułtusku, które miałam zaszczyt i przyjemność ukończyć. Za moich lat w Liceum, z naszej inicjatywy – uczniów, przy bardzo dużym zaangażowaniu jednej z pań Profesor, powstała gazeta szkolna, której tytuł nadaliśmy my – Młodzież, właśnie „Carpe diem”. Wszystkie artykuły powstawały przy udziale uczniów i też w szkole była drukowana. Mam do tej pory niektóre egzemplarze. Wiem, że później ta tradycja była jeszcze bardzo długo kontynuowana. I właśnie tym przesłaniem zwracam się do Mieszkańców. „Carpe diem” – idź na wybory i zdecyduj. Drugi razy tej samej chwili nie będzie!

W 2019 roku pojawił się bardzo ciekawy artykuł w jednym z polskich czasopism o tytule „To Kobiety zmienią polską rzeczywistość”. Traktował on między innymi o tym, że to kobiety będą miały kluczowy wpływ na zmianę obrazu polskiej rzeczywistości społeczno-politycznej. Najbardziej znamienitym tego przykładem są ubiegłoroczne wybory 15 października… Będzie Pani tą siłą, która zmieni pułtuską scenę polityczną?

Kobiety mają tę siłę. Potrafią działać, są zdeterminowane. Jeśli postawią sobie cele, do nich dążą i nie zrażają się żadnymi rzucanymi im pod nogi kłodami. Będę tą siłą, bo uważam, że Pułtusk jest gotowy na kobietę Burmistrza!

Dziękuję za rozmowę

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do