
- Pamiętam moją pierwszą zbiórkę w szkole, jako uczeń. Ruszkowski postawił nas w szeregu. Zapytał – czy wiecie, co to jest drużyna? Potem poszedł za drzwi, wyciągnął miotłę, popatrzył i wziął najsłabszego z nas. Wyciągnął jedną gałązkę z tej miotły i mówi — złam ją. Ten ją ciach, złamał, bo co to za problem złamać taką cieniutką gałązkę! A potem wziął najsilniejszego, największego, dał mu całą miotłę i mówi – złam ją. Ale ani on, ani nikt inny nie potrafił jej złamać. Pokazał na tę miotłę i mówi — widzicie — to jest właśnie drużyna — wspomina Wojciech Błaszczyk, wychowanek Jana Ruszkowskiego, żeglarz, nauczyciel, dziś prezes Pułtuskiego Klubu Wodniaków, który to klub złożył wniosek do Rady Miejskiej w Pułtusku o przyznanie Janowi Ruszkowskiemu tytułu Honorowego Obywatela Miasta. O zasadności przyznania tytułu poświadczyli nam też inni Jego wychowankowie. Zapraszamy do lektury.
Był rok 1960, kiedy pan profesor Jan Ruszkowski zorganizował dla nas wodniaków rejs. Celem było dopłynięcie do morza. Rejs trwał prawie cały miesiąc. Wypłynęliśmy z naszej pułtuskiej przystani, w czerwcu. Mój kontakt z panem profesorem, jako uczennicy i uczestniczki rejsu, był kilkukrotny. Zastałam nawet spoliczkowana przez pana profesora! A było to tak.
Dni czerwcowe i lipcowe były bardzo upalne i bardzo się opaliłam, co nie wyszło mi na dobre. Płynęliśmy niezależnie od pogody codziennie. Był wieczorny apel i odliczanie, a ja zemdlałam. Pan profesor złapał mnie na ręce i krzyczał – Hanka! – bardzo przestraszony. Wtedy uderzył mnie w jeden i w drugi policzek, i oprzytomniałam. Zapytałam – za co mnie pan pobił? – i wszyscy zaczęli się śmiać. Później, wbrew mojej woli, musiałam kilka dni odpoczywać po dwie godziny dziennie.
Codziennie dobijaliśmy do różnych miast. Pan profesor był bardzo opiekuńczy i wyrozumiały, ale musiała być dyscyplina. Nie wolno nam było kupować dodatkowego jedzenia, bo przecież było go pod dostatkiem. Ja nie byłam taka zdyscyplinowana i kupowałam ciastka, no i przyłapał mnie pan profesor, jak częstowałam koleżanki. A więc za to była kara – musiałam szorować osmolone garnki, w których codziennie gotowaliśmy obiad, a były naprawdę duże. Byłam sanitariuszką i musiałam wywiązywać się ze swoich obowiązków.
Ostatni raz rozmawiałam z panem profesorem Janem Ruszkowskim, gdy był w szpitalu w Pułtusku. Dużo opowiadał mi o swojej córce, bardzo pozytywnie. Podziękowałam panu profesorowi, powiedziałam, że ten rejs to było moje najciekawsze przeżycie, które często wspominam. Chciałam go ucałować na tym szpitalnym korytarzu, ale było dużo ludzi i nie wypadało. Bardzo się cieszę i popieram całym sercem, aby ten wspaniały, odważny człowiek był Honorowym Obywatelem naszego pięknego miasta Pułtuska, w którym żył i pracował i wpajał uczniom pasję do żeglarstwa. Cieszę się, że technikum nosi imię pana profesora Jana Ruszkowskiego, w którym obydwaj moi synowie pobierali naukę.
Hanna Nuszkiewicz
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie