Reklama

Drony, wichury, foliarskie bajdury

11/10/2025 16:00

Świat mediów społecznościowych coraz bardziej przypomina wizje po spożyciu grzybków halucynogennych. Jednak w przeciwieństwie do tych chwilowych, narkotycznych imaginacji, absurdalne obrazy z platform internetowych istnieją naprawdę. Historia Alicji z Krainy Czarów przydarza się dziś każdemu i każdej z nas — wystarczy zalogować się na Facebooka czy TikToka. To one są teraz odpowiednikami baśniowej króliczej nory, do której wraz z białym królikiem trafiła Alicja.

Do świata fantazji przeniosła nas ostatnio historia rosyjskich dronów nad Polską. I choć wpisy internautów pozornie pozostawiały wiele wątpliwości, to tak naprawdę nie pozostawiały ich wcale. Narodowi tropiciele spisków ustalili m.in., że drony na pewno nie były rosyjskie, tylko ukraińskie; że być może wcale ich nie było; a nawet jeśli coś latało, to była to tylko halucynacja, mistyfikacja i hemoglobina. Internetowi śledczy szybko dowodzili, że drony mogły w istocie być czymś w rodzaju latawców, a brak śladów lądowania na polach tylko to potwierdzał. Niewykluczone także, że bezzałogowce ktoś zwyczajnie podłożył.

Hitem okazała się historia domu w miejscowości Wyryki, który — jak ustalono na Facebooku — nie został zniszczony przez drona, lecz przez wichurę sprzed wielu miesięcy. Znaleziono nawet zdjęcia mające obnażać ten międzynarodowy spisek. Gdy w końcu okazało się, że dom został zniszczony nie przez rosyjskiego drona, a rakietę wystrzeloną przez F-16, internetowi tropiciele spisków zatriumfowali. Może i nie wichura, ale najważniejsze, że nie dron. Ze smutkiem przyjąłem fakt, że wątek meteorologiczny został w tej historii tak szybko porzucony. Gdyby bowiem przyjąć, że F-16 strzelał do wichury, mogłoby to potwierdzać inną popularną teorię — o sterowaniu pogodą.

W kilka dni internet został zasypany lawiną sprzecznych teorii spiskowych i fake newsów. Wszystkie miały jednak wspólny mianownik: bagatelizowały odpowiedzialność rosyjską. Myśliwce naruszające strefę bezpieczeństwa, hurtowo wpadające drony, balony, podpalenia, sabotaże, wojna informacyjna w sieci, szpiedzy w instytucjach państwowych, militarne groźby w propagandowych telewizjach, operacje hybrydowe na granicy — to, jak widać, wciąż za mało, by uświadomić niektórym, że Rosja może mieć złe intencje.

Kremlowska propaganda od dawna czuje się w polskim internecie jak ryba w wodzie. Nie wszystko jednak można zwalać na „ruskich”. Rzeczywistość urojona pęcznieje, bo jest na nią rynkowe zapotrzebowanie. Wielu internetowych twórców zrozumiało, że sianie teorii spiskowych i podważanie oficjalnych komunikatów to lepszy biznes, niż popularyzowanie nudnych faktów i mało kogo interesującej nauki. Dlatego dziś w głównym nurcie platform społecznościowych brylują absolwenci oślich ławek, a ci, którzy wolą trzymać się sprawdzonych informacji, uchodzą za odklejeńców i oszołomów. Wirtualny świat stanął na głowie.

Sytuacja wymyka się spod kontroli, a to, co niedawno brzmiało jak groteska, dziś przybiera barwy szarej rzeczywistości. Wyobraźmy sobie, jak zareagowałby internet, gdyby teraz (puk, puk) wjechały do Polski rosyjskie czołgi z literką „Z”. Rosnąca społeczność „myślących samodzielnie” z uporem maniaka przekonywałaby, że to wszystko mistyfikacja. „To na pewno ukraińskie czołgi”, „to Niemcy w przebraniach”, „makiety postawili”, „hologramy wyświetlają, widziałem na YouTube”, „lewacka prowokacja, chcą nas wciągnąć do wojny” — tak zapewne brzmiałyby pierwsze komentarze na Facebooku po rozpoczęciu inwazji. Skoro wichura potrafi być bardziej wiarygodna niż rakieta, nawet wojna może zostać uznana za pogodowy incydent.

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do