
Nie wiadomo, co bardziej podziwiać – benedyktyńską pracowitość i cierpliwość twórcy czy ogrom ciekawych informacji, które zgromadził w swojej publikacji, jej praktyczny i ułatwiający poszukiwania układ czy piękne i staranne wydanie. I kiedy to autor – wychowawca wielu pokoleń pułtuskich sportowców – znalazł czas na stworzenie dzieła swego życia. Bo tak – bez przesady – można nazwać wydane na stulecie igrzysk olimpijskich kompendium Sławomira Krysiaka „Polscy medaliści letnich i zimowych igrzysk olimpijskich w latach 1924 -2024”.
Album wydany przez Młodzieżowy Klub Sportowy Pułtusk, a zrealizowany przez Wydawnictwo „Aleksander”, dedykowany jest „pamięci pani Ireny Szewińskiej patronki Publicznej Szkoły Podstawowej nr 4 w Pułtusku oraz Wielkiej Przyjaciółki naszego klubu”. Że Irena Szewińska (pamiętne zdjęcie na okładce) z siedmioma medalami (trzema złotymi) otwiera listę wielokrotnych polskich medalistów letnich igrzysk, wiedziałem. Ale to z tego skarbu dowiedziałem się, że drugim w tej klasyfikacji jest szermierz Jerzy Pawłowski (pięć medali), a kolejne miejsce zajmuje „peletonik” czterokrotnych medalistów: chodziarz Robert Korzeniowski, szermierz Witold Woyda i kajakarka Karolina Naja.
Dzieło ma celny i dowcipny podtytuł: Praktyczna ściągawka – skondensowanie maksymalnej wiedzy w jednym miejscu. Doceniamy autorskie poczucie humoru, ale chcemy zaznaczyć, że książka nie jest przeznaczona tylko dla chcących się popisać dziennikarzy sportowych (by w ferworze transmisji nie popełniali błędów) i statystyków sportu skrupulatnie liczących sekundy, punkty, miejsca itp. Nie przesadzę, gdy powiem, że ta wspaniała publikacja może – i powinna –zainteresować wiele pokoleń Polaków: tych uprawiających sport zawodowo i amatorsko oraz kanapowych ekspertów telewizyjnych transmisji, tych trenujących piłkę w Młodych Orłach Nadnarwianki oraz uprawiających aerobik w klubach seniora...
Układ książki sprawia, że – jak to mówią w mass mediach – każdy znajdzie coś dla siebie. Po pierwsze – podział na igrzyska letnie i zimowe. A kolejne rozdziały w obu częściach to – m.in.: klasyfikacja medalowa Polski, zdobywcy medali, wielokrotni polscy medaliści, blisko medali, wielcy pechowcy. A także – nie tylko dla uczestników teleturniejów i mistrzostw kibiców – rejestr multimedalistów letnich i zimowych igrzysk olimpijskich.
Dzieło Sławomira Krysiaka czyta się i przegląda jak pasjonującą powieść napisaną „dla pokrzepienia serc”. Bo cóż z tego, że w tym roku w Paryżu z jednym złotym medalem znaleźliśmy się na 42 (najgorszym w historii) miejscu... Wszak z jednym złotym medalem w 1956 w Melbourne byliśmy na 17 miejscu. Wtedy był to pierwszy nasz złoty medal w lekkiej atletyce zdobyty po wojnie, teraz – pierwszy złoty medal we wspinaczce sportowej. A ciekawe jest to, że oba medale zdobyły panie: Elżbieta Krzesińska-Duńska i Aleksandra Mirosław. (A propos wpływu olimpizmu na życie Polaków – od znaczka wydanego po igrzyskach w Melbourne zaczęła się moja przygoda z filatelistyką).
W tym roku w Paryżu srebrny medal w boksie (pamiętamy w jakich okolicznościach) wywalczyła Julia Szeremeta. Ale (pokrzepmy serca młodych i starszych miłośników szlachetnej walki na pieści) przed laty Zbigniew Pietrzykowski zdobył trzy medale, Jerzy Kulej dwa (i to oba złote), a dalej Jerzy Grudzień, Marian Kasprzyk, Jerzy Rybicki i nie tylko... Jednak dawniej było lepiej – jak mawiają niektórzy moi przyjaciele.
Jeden z rozdziałów tej świetnej książki nosi tytuł „Blisko medalu”. Ukazuje tych zawodników, którzy zajmowali miejsca w tzw. ścisłych finałach , czyli od 4 do 8. Znajdujemy w nim m.in. potwierdzenie polskiego powiedzonka „każdemu trzeba dać drugą szansę”. Oto na igrzyskach w Meksyku w 1968 roku kulomiot Władysław Komar był „dopiero” szósty. Dostał drugą szansę i cztery lata później, w Monachium, wywalczył złoty medal.
A „najsmutniejszym” rozdziałem tej świetnej książki jest ten poświęcony wielkim pechowcom letnich igrzysk. Tym sportowcom, „którzy wielokrotnie stratowali na IO i zawsze zajmowali miejsce tuż za podium. (…) Są to zawodnicy ze światowej czołówki, ale wielcy pechowcy”. Tu wśród 35 postaci trafiamy na takie nazwiska jak tyczkarka Monika Pyrek (cztery igrzyska), pływak Paweł Korzeniowski i badmintonista Robert Mateusiak (po pięć startów) czy dyskobol, były rekordzista świata, Edmund Piątkowski (trzy starty). Pocieszyć ich można tylko naszą dewizą, powtarzaną jak mantra przy okazji każdych igrzysk – liczy się udział. (Ale rodzi się też pytanie – czy nie działa ona jednak przypadkiem demobilizująco?).
Nie brakuje oczywiście ciekawostek, które pozwalają zadziwić w towarzystwie, pochwalić się pamięcią na imieninach cioci albo błysnąć wiedzą w teleturnieju. Na przykład – węgierski bokser Laszlo Papp trzy razy startował na olimpiadach i zdobył trzy złote medale. Takiego samego wyczynu dokonał Kubańczyk Teofilo Stevenson; w 1960 roku, w Rzymie, Amerykanie pierwszy raz od 1928 roku nie wygrali biegu na 100 m., bo złoto wywalczył Niemiec Armin Hary; na tych samych igrzyskach podczas drużynowego wyścigu kolarskiego na 100 km zemdlało 14 kolarzy, a jeden z nich – Duńczyk Jensen zmarł w szpitalu; w 1988 roku w Seulu 23-letni Węgier Janos Martinek został najmłodszym zdobywcą złotego medalu w pięcioboju nowoczesnym.
W albumie zamieszczone zostały też zdjęcia wszystkich (tak!) uczestników igrzysk olimpijskich. A dla „leniuchów” i tych, którzy wszystko muszą mieć „na cito”, autor przygotował dwie wkładki, na których można zapoznać się z osiągnięciami naszych, letnich i zimowych,olimpijczyków.
Na zakończenie – kolejną zaletą mrówczej, trzynastoletniej pracy Sławomira Krysiaka jest pokazanie – czytelnikom mniej zorientowanym w tematyce sportowej – w ilu to dyscyplinach odbywa się rywalizacja na letnich i zimowych igrzyskach, jak wiele jest możliwości zdobywania medali oraz... w których dyscyplinach olimpijskich nasi sportowcy nie startują.
PS. Przedstawiłem w ogromnym skrócie tylko informacje dotyczące polskich sportowców uczestniczących w letnich igrzyskach, pomijając igrzyska zimowe. Z dwu powodów: po pierwsze – moje „wypracowanie” zajęłoby w gazecie zbyt wiele miejsca, a być może jego temat nie interesuje wszystkich czytelników, po drugie – zainteresowani naszymi „zimowymi olimpijczykami” będą musieli sięgnąć po tę bardzo ciekawą książkę, która może być świetnym prezentem „pod choinkę”. Z czego na pewno ucieszy się jej autor.
Lech Chybowski
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie