
W tym roku obchodziliśmy drugą rocznicę śmieci nieodżałowanego bajarza, konfabulanta i opowiadacza zarazem, uczestnika cotygodniowych spotkań ludzi, którzy zupełnie altruistycznie zajmują się regionalną historią i - jakby powiedział płk Kazimierz Karpiński - „są to Żubry” (jego szczęście, że nie dodaje „stare”, ale nawet jakby dodał, miałby dużo racji) - Tadeusza Gilla (07.09.1926÷16.09.2019). Tym razem do napisania artykułu o tym wartościowym Polaku zainspirował mnie nie kto inny jak redaktor Lech Chybowski. Cóż było robić? Jak szef mówi, że „można by”, to dla personelu znaczy nic innego jak „musisz”. Robię to z przyjemnością, bo Tadzia się słuchało z otwartymi ustami i tak na dobrą sprawę materiałów do napisania o Nim wspomnień jest na kilka gazetowych publikacji.
Otóż Pan Tadeusz był naocznym świadkiem nie samego zestrzelenia, ale zaistniałej sytuacji zaraz po tym fakcie (mieszkał wtedy w Mieszkach Przybyłach – dzisiaj nieistniejące), gdy na pole sąsiada, dnia 01.09.1939 r. spadł samolot. Niemiecki samolot, jak utrzymywał również Edward Malinowski (07.11.1927÷31.01.2017), kolekcjoner z Pułtuska, znawca lokalnej historii. Po przymusowym lądowaniu samolot zarył się nosem w ziemię i przełamał się. Z samolotu wyszło 3 lotników, wynosząc jednego rannego, który wkrótce zmarł. Zgromadzeni polscy rolnicy, uzbrojeni w widły wzięli do niewoli lotników niemieckich, następnie przekazali ich polskim żołnierzom. Przed wzięciem Niemców do niewoli, jeden z pilotów zniszczył dokumenty i mapy. Relacje obu Panów: Tadeusza Gilla i Edwarda Malinowskiego były zgodne.
Właściwie co to był za samolot? Był to He-111PS (o numerach bocznych L1+KN), wchodzący w skład II Dywizjonu (z oznaczeniem K – Kampf) stacjonującego w Prowehren (obecnie Kaliningrad) pułku wielofunkcyjnego Luftwaffe LG1 (Lehrgeschwader). Pułk utworzony został dnia 01.04.1937 r. I latał na samolotach Messerschmitt Bf 109, Messerschmitt Bf 110, Dornier Do 17, Heinkel He 111, Junkers Ju 88 i Junkers Ju 87. Tego dnia (01.04) oficjalnie utworzono Grupę Stab (sztab stacjonujący w Neuhausen nieopodal Krolewca - miejscowość obecnie nieistniejąca) wraz z Grupen (dywizjony) I. (leichte Jagd – BF-109), II. (Schwere Jagd – BF-110), III. (Kampf – He-111, Do-17. Ju-88) i IV. (Stuka-Ju-87). I Dywizjon stacjonował w Powunden (osada w powiecie gurjewskim, obwód kaliningradzki, Rosja - obecnie Chrabrowo). We wrześniu 1939 r. Istniały tylko3 dywizjony: I jako ( Zerstörer – BF-110), II (Kampf – He-111) i III (Stuka -Ju-87). Na stanie II dywizjonu, we wrześniu 1939r, było 39 samolotów He-111PS z czego 34 sprawne) – źródła podają, że na wyposażeniu LG1 były He-111H. (He-111H zaczęto produkować dopiero po 1940 r.).
A co się działo 1 września 1939 r.? I i II dywizjon w zestawie: 4, 5 i 6 eskadry wystartowały z lotnisk Powunden i Prowehren około godziny 7:30. Około godz. 11.00 były pod Różanem. 4 eskadra He-111PS, pod osłoną myśliwców BF-110, zaatakowała dworzec w Ciechanowie, 5 eskadra (8 samolotów He-111PS) atakowała cele kolejowe na odcinku kolei żelaznej Modlin-Ciechanów; 6 eskadra dotarła wprawdzie do Okęcia z zamiarem zbombardowania lotniska, zrzuciła jednak bomby niecelnie z powodu dużego zamglenia. Właśnie złe warunki atmosferyczne spowodowały pogubienie się nieprzyjacielskich eskadr i powrót ich samodzielny, na lotniska stałego bazowania. Tę sytuację wykorzystał IV Dywizjon Brygady Pościgowej, stacjonujący na lotnisku polowym w Poniatowie. Tu znajdujemy pierwsze nieścisłości: raporty niemieckie mówią, że pierwsze He-111 zbombardowały Warszawę 1 września 1939 r. już przed godziną 8.00. natomiast ze Sprawozdania z działań za dzień 1. IX. do godz. 16.00, sporządzonego przez Dowódcę IV Dywizjonu Brygady Pościgowej 1 pułku lotniczego kpt. pil. Adama Kowalczyka wynika, że nie było nalotów na Warszawę, ale miało miejsce główne starcie powietrzne w rejonie na północ od Modlina. Wtedy to samoloty IV Brygady Pościgowej 1 dywizjonu myśliwskiego trafiły na eskadrę He-111 (5 eskadra II Dywizjonu LG1) oraz osłonę myśliwską składającą się z Messerschmittów Bf-110 (I dywizjon LG1).
A kto właściwie zestrzelił samolot He-111PS, o numerach bocznych L1+KN („krzyżyk” pomiędzy znakami rozpoznawczymi symbolizuje krzyż III Rzeszy)? I tu zaczynają się „schody”.
Jak podają źródła: por. pilot Aleksander Klemens Gabszewicz (06.12.1911÷10.12.1983) dnia 1 września po godz. 6.45 wystartował z lotniska polowego Poniatowa koło Jabłonny, jako dowódca klucza 114 eskadry myśliwskie. Razem z kapralem pilotem Andrzejem Niewiarą zestrzelił pierwszy samolo tLuftwaffe nad Warszawą. Ale również znajdujemy informacje, że pchor. pil. Bogusław Mierzwa, który razem z ppor. pil. Jerzym Czerniakiem i kpr. pil. Stanisławem Widlarzem ze 123 Eskadry Myśliwskiej (tak, 114 eskadra, jak i 123, stacjonowały w Poniatowie), mieli zestrzelić jednego He-111.
Jerzy Czerniak tak opisał ten lot na samolocie PZL P.7a w Dzienniku bojowym IV Dywizjonu Myśliwskiego Brygady Pościgowej: Start 6.50 na alarm. Na wysokości 3000-4000 m zaatakowałem z kpr. Widlarzem He-111. Po ataku odłączył się jeden z dymiącym lewym silnikiem. Poszedłem za nim i wspólnie z pilotem P-11 doprowadziliśmy go do ziemi. Uważam go za zestrzelonego przez IV/1 Dywizjon. Dowódca dywizjonu przyznał ppor. pil. Jerzemu Czerniakowi, kpr. pil. Stanisławowi Widlarzowi oraz pchor. pil. Bogusławowi Mierzwie po 1/3 zestrzelonego bombowca na północ od Warszawy – w rejonie wsi Mieszki-Kuligi. Relacja ppor. pil. Jerzego Czerniaka jednoznacznie wskazuje, że wszyscy trzej piloci strzelali do tego samego He-111, co dowódca 114 Eskadry Myśliwskiej i kpr. pil. A. Niewiara. Zatem, w konkluzji: do zestrzelonego w dniu 1 września pierwszego niemieckiego samolotu He-111 strzelało razem pięciu pilotów (por. pilot Aleksander Klemens Gabszewicz, kpr. pilot Andrzej Niewiara, pchor. pilot Bogusław Mierzwa, ppor. pilot Jerzy Czerniak i kpr. pilot Stanisław Widlarz). Kto rzeczywiście był bezpośrednim sprawcą przymusowego lądowania He-111 pod Mieszkami Kuligami nie zostanie nigdy nie wyjaśnione - pewnie cała piątka się do tego przyczyniła.
Zachowały się relacje świadków i oficjalne dokumenty. Świadkiem zestrzelenia tego He-111 był Wincenty Perczyński (ur. w 1919), który widział walkę z Woli Kiełpińskiej (około 5 km na płn.-zach. od Zegrza ): 1.09.1939 r., w piątek o 8.00 godzinie rano zauważyliśmy na niebie duży samolot z krzyżami na boku, nad nim dwa małe, strzelały do niego, zmusiły do lądowania na polach. Dowiedzieliśmy się później, że lotnicy niemieccy zostali wzięci do niewoli. Również zastępca dowódcy 123 Eskadry Myśliwskiej – ppor. pil. Erwin Kawnik, lecący na PZL P.7A, meldował strącenie He-111 w dniu 1 września w godzinach rannych. Meldunek posterunków sieci dozorowania z Nasielska i Pułtuska wysłanch do Warszawy, w sposób odmienny, jednak potwierdzają, że He-111 spadł w rejonie wsi Mieszki-Kuligi; meldunek z Nasielska: (…), godz. 10.20. Posterunek 4136 (Nasielsk) melduje, że spadł samolot nieprzyjacielski z 4 ludźmi załogi. Nieprzyjaciela ostrzeliwuje ludność cywilna. (…); meldunek z Pułtuska: (…), godz. 13.10. W rejonie Winnica, w miejscowości Mieszki-Kuligi spadł o godz. 10.00 niemiecki samolot L.1 KN jednopłat 2-motorowy. Obsługa 4 podoficerów – 2 rannych, 2 zdrowych i samolot spalony. Bomby wyrzucone przed lądowaniem. Samolot został spalony przez podoficera niemieckiego.
Tego samego dnia por. pilot Aleksander Klemens Gabszewicz sam został zestrzelony w kolejnej walce powietrznej, w obronie stolicy. Ranny w rękę i poparzony, ratował się skokiem ze spadochronem. Jak podają zgodnie: Tadeusz Gill i Edward Malinowski: 2 września porucznik Gabszewicz wsiadł w Warszawie do taksówki i pojechał w okolice wsi Mieszki Kuligi na miejsce zestrzelenia niemieckiego bombowca. Własnoręcznie z kadłuba samolotu wyciął kawał blachy z krzyżem Luftwaffe i wymontował karabin maszynowy strzelca pokładowego. Oficer trofea te zawiózł na ul. Chmielną w Warszawie, gdzie mieszkali jego rodzice. I tam, pocięte na kawałki i zakopane w piwnicy, przetrwały one całą wojnę.
Leszek Malinowski
Fot.: He-111 [https://pl.wikipedia.org/wiki/Heinkel_He_111 ]
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!