Reklama

Sentymentalnie i prawdziwie o tym, co nam bliskie

Ta ksiażka jest naprawdę dla wszystkich - młodych, dojrzałych i przejrzałych - którzy lubią czytać, spędzać czas z książką lub zagłębiać się w lekturze.

I nie jest to kiepski reklamowy frazes, co spróbujemy udowodnić podpierając się cytatami. I tak kolekcjonerzy maksym i innych złotych myśli wyłowią przy lekturze choćby takie: Bieda wiąże ludzi ze sobą jak w snopki, bogactwo dzieli... albo: im kto biedniejszy, tym chętniej pomaga...

A zainteresowani najróżniejszymi aspektami dawnego życia rodaków zauważą pewno taki akapit: ...Pamiętam, jak pewnej zimy, tuż przed Bożym Narodzeniem, babcia powiedziała: idź, może co do domu na święta przyniesiesz. Nie bardzo miałem w czym iść, a tu śniegu po pas, tyle że rzeka zamarznieta, da się pójść na drugą strone, do innych wsi. Babcia dała mi swoje walonki, sama została bosa, ale ona potrafiła całą zimę na bosaka przechodzić. Poszedłem, ale na noc nie miałem szans wrócić. W jednej wsi zajrzałemn do sołtysa. Ruszył za mną po gospodarzach, żeby szukać noclegu. Ale wszędzie było to samo: jakiś obdarty, obcy. Nie bierzemy...

Ponieważ „wydało się”, że ta interesująca „książka dla wszystkich” opowiada o rzece i tym, co działo się nad nią latami, ujawnijmy tytuł i autora. To „Narew”, z podtytułem „Opowieści o niepokornej rzece”.  Autorem jest Tomasz Kłosowski.  Dziennikarz, fotograf, autor albumów, książek i programów przyrodniczych. A sprawcą publikacji jest wydawnictwo Paśny Buriat.

Cytujmy dalej.

Dla ornitologów-amatorów: ...Słońce barwi na pomarańczowo wierzchołki traw i turzyc, gdy z ich gąszczu zaczyna dolatywać dziwny dźwięk - jakby owadzi albo pochodzący od jakiegoś małego wiatraczka. Suchy, rytmiczny szelest przechodzi w metaliczne terkotanie, a to z kolei w głębszy warot przypominający odległy odgłos zapalanego motocykla. Po chwili ta zwrotka powtarza się raz drugi, dziesiąty (...) niebawem już spory kawalek łąki rozbrzmiewa tymi dżwiękami. Jednocześnie wśród traw migają brunatne przecięte jasną pręgą wierzchołki głów niedużych ptaków.  To przemieszczają się nerwowo, to zastygają w miejscu. Widać też końcówki rozkładanych skrzydeł, a czasem ponad powierzchnię łąki niespodziwanie wyskakują dwie trzepoczące skrzydłami ptasie postaci w krótkiej, dynamicznej potyczce. Tak tokują dubelty. To nieduże ptaki z grupy siewkowych, coraz rzadsze i zagrożone wyginięciem...

A to dla wodniaków, wędkarzy i innych zafascynowanych wodami swobodnie płynącymi: ...To były lata siedemdziesiąte – wspomina Podlasianin, z wykształcenia leśnik, z wyboru wydawca, z zamiłowania przyrodnik – Dziadek Antoni zabierał mnie na ponton i ruszaliśmy w bagienną dolinę Narwi. Płynęliśmy nieraz tygodniami labiryntem koryt rzecznych, które on znał na pamięć. Wiedział, kiedy skręcić w lewo, kiedy w prawo, a orientować się w tej plątaninie naprawdę niełatwo, zwłaszcza, że poziom wody się zmienia. Ale najczęściej ten poziom był, sądząc na oko, jakieś zaledwie dziesięć centymetrow poniżej poziomu lądu. Mijalismy wyspy. I na każdej trawa była tak wygolona, że wszystko wyglądało jak pole golfowe. Z poziomu pontonu mieliśmy widok na całą dolinę. Jedynym co nam zasłaniało horyzont, były stogi siana, ustawione na specjalnych rusztowaniach. Nie mając namiotu, spaliśmy w tych stogach. Przez całe tygodnie dziadek łowił ryby, a ja obserwowałem przyrodę. Mijaliśmy prawdziwych rolników, zwożących na łódkach pychówkach siano. A wokół jeden wielki zgiełk ptaków...

Znajdzie się coś dla ekologów: … jego twarz poważnieje, gdy wspominam o dzisiejszej Narwi i zbiorniku Siemianówka. - Zmarnowali nam rzekę, jej przyrodę – mówi z przekonaniem i goryczą. - Woda już nie ta sama i nie ta sama ryba. Woda mętna, nikt jej nie pije, a kiedyś piło się prsto z rzeki. Zalewy coraz słabsze. Wspomina, że kiedyś wszyscy szanowali rzekę jako żywicielkę. Niechby kto tam jakiś stary garnek wrzucił, zaraz by go wieś ukarała. Bo rzeka, jak zauważa Naumiuk, była kiedyś jak stół biesiadny. Miała być czysta.  

I jest o tej „ekologii” nieco więcej, a nawet bardzo dużo: ...w pobliżu budowy przez lata stała tablica z wielkim napisem:” Zbiornik Wodny Siemianówka. Świadectwo przyspieszonego rozwoju Białostocczyzny, symbol realizacji zadań rozwoju gospodarki żywnościowej oraz programu Partii i Państwa, VI 1977”. Dopiero po upadku komuny dyskretnie zamalowano dolną część napisu...

A wcześniej: ...Stało się. W 1969 roku ruszyły rozpoczęte od ujścia Biebrzy i podążając w górę Narwi prace regulacyjne i melioracyjne. Ich celem było gruntowne przekształcenie rzek. Jak podaje profesor Henryk Okruszko w owym czasie rzecznik meliorowania terenów podmokłych, plan zakładał, że „cała dolina powinna być przekształcona w teren odpowiedni do intensywnej produkcji łąkarskiej” ...

… przysiadł się do nas jakiś młody, jakby nieco spłoszony człowiek. - Gadajo – zaczął, rogladając się podejrzliwie – że te inżyniery, co to wszystko tu robiły, to już siedzo, a cały urok dla Narwi jest stracony. Prawda to? - Tu spojrzał na nas z lękiem, prawdopodnie sądząc, że jako miastowi wiemy więcej.  Nie wiedzielismy i nadal nie wiemy...

...obszar parku (Narwiańskiego Parku Krajobrazowego – l.ch.) to tak naprawdę resztka, na szczeście dość duża, dawnej dzikiej rzeki. Za sprawą gospodarki prowadzonej przez ludzi znalazła się ona niejako między hydrologiczmnym młotem a kowadłem. W górze rzeki tama zbiornika Siemianówka ogranicza spływ wody do tej cześci doliny, co likwoduje życiodajne zalewy. W dole rzeki zamienionej w kanał koryto odciąga w przyśpieszonym tempie te i tak uszczuplone zasoby wody. Wodna kołderka pokrywająca tutejsze mokradła, stała się zbyt krótka...

… Z czasem odezwali się też fachowcy, nawet tacy, którzy sprzyjali melioracyjnej rewolucji. Ich obserwacje wykazaly, że regulowanie Narwi i osuszanie jej bagiennego otoczenia rozpoczęto, nie mając jasnej wizji wpływu tych procesów na przyrodę...

Oczywiście nie możemy pominąć „naszej” powodzi z roku 1979: … w miejscowej bazylice, jak gdyby nigdy nic trwały rekolekcje. W pewnej chwili wiernych uderzyło, że ksiądz jakoś szybciej zakończył nabożeństwo i radził biec prosto do domów. Uczestnikom mszy udało się jeszcze pokonać drogę suchą nogą.  Wkrótce woda popłynęła po ulicach... A ówczesna przedszkolanka, którą rodzice wywozili z miasta, zapamiętała: … w szoku, w jakim wtedy byłam, założylam na siebie tylko krótki kożuszek i chwyciłam rzecz najbardziej potrzebną przy ewakuacji – budzik! Wielki budzik. (…) Moje przerażenie nasiliło się, gdy przejeżdżając przez most w Wierzbicy zobaczyłam płynące dachy, fragmenty domów, sprzęty, potopione zwierzęta. Wszystko płynęło całą szerokością rzeki. Pomyślałam, że to jest koniec świata, że Pułtuska już nie ma. Widok ten będzie tkwił w mojej głowie aż do śmierci...

No i starczy cytatów. Gazeta nie z gumy. Bo trzeba by przytoczyć opisy zwyczajów batalionów i bocianów, wydr i borsuków, opisy uroków nadwodnych wschodów i zachodów słońca, męskich (i barbarzyńskich momentami) przygód i walk wędkarsko-rybackich, wiele akapitów ukazujących systematyczną degradację wód Narwi i terenów nadnarwiańskich, ale i sentymentalnych obrazów architektury sakralnej i dawnych wsi podlaskich, historii kurpiowskiego bursztyniarstwa i powstawania Zalewu Zegrzyńskiego. No i mnóstwa innych fragmentów przepojonych zafascynowaniem i – nie wstydźmy się – umiłowaniem naszej przyrody, krajobrazu, kultury, przeszłości...

Kto ciekaw, niech czyta. Polecam.

Lech Chybowski           
   

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do