
Być może są w świecie golonki, których autorzy żyją w glorii zdobytych medali na wielkich kulinarnych konkursach. Być może są i takie, które kosztują „miliony”, a smakują jak połączenie mdłej słoniny, tłustych malin, wasabi i śmietany z mleka kulawego wielbłąda. Być może są nawet takie, które serwują w knajpach z gwiazdkami pewnego producenta opon. Można być pewnym, że są w świecie golonki zwykłe, takie z wody i takie niezwykłe: bawarskie, w miodzie, w piwie czeskim bądź niemieckim, zapiekane, opiekane, długo marynowane, sezonowane, peklowane, bez kości i z kością. Czasy mamy teraz takie, że jest bardzo prawdopodobne, że są nawet golonki wege, beztłuszczowe i o właściwościach odchudzających! Więcej i o zgrozo – być może – są i takie, do których serwują piwo bezalkoholowe czy sojowe latte. Nie ma jednak nigdzie takiej golonki, jak w Magdalence, niepozornej, a kultowej knajpce przy pułtuskim rynku, niedaleko fontanny.
Dokładnie 16 lutego 1991 roku Barbara Spas otworzyła drzwi „Magdalenki” po raz pierwszy. Jak sama mówiła wiele lat temu, chciała rozpocząć „interes” w środę, ale wtedy środa wypadała trzynastego, więc otwarcie przeniosła na sobotę. Planowała z pięć lat pobawić się w gastronomiczny biznes i nie spodziewała się, że kiedyś będzie na dziesięcioleciu, a już na pewno dwudziestoleciu! Tymczasem, w lutym 2023 roku, Magdalence stuknęło 32 lata!
I choć za barem i nigdzie indziej nie ma już pani Barbary, Magdalenka działa i ma się świetnie. Od ponad dwudziestu lat prowadzi ją, z pomocą rodziny, syn założycielki, Artur zwany czasami, i nie wiedzieć czemu, Globusem! Prowadzi wspaniale, bo mała, niepozorna, trochę schowana knajpka zdobyła rzesze wiernych fanów.
W Magdalence można dostać colę, fantę, słone paluszki i czipsy. Ale nie dla tych specjałów przybywają tam liczni goście. Przybywają na bardziej godne napoje i na specjalność firmy, wyjątkową, przyrządzoną według tajemnej receptury i niebanalną w smaku golonkę.
Oczywiście dań ciepłych i napojów zimnych mamy „u Artura” wybór znacznie większy. Polędwiczki w sosach różnych, ryby wyśmienite, pizzę, a do tego drinki i napitki, od których można dostać zawrotu głowy. Od kilku już lat naprzeciw Magdalenki działa w sezonie ogródek letni zwany „u Dyni”. A tak w ogóle, to prawdziwy, rasowy pułtuszczanin, idąc do tegoż miejsca, może umówić się z kolegą w Magdalence, „u Spasa”, „u Artura”, „u Globusa” lub „u Dyni”. Miejsce jedno — nazw kilka.
Często Magdalenka staje się miejscem piłkarskich emocji i wzruszeń (także łez) kibiców. Kiedy gra Legia, można sobie przy piwku i w towarzystwie wybitnych znawców, kontemplować mecz. Kompletny laik przypadkowo zabłąkany w dniu meczu w „Magdalence” opuści ją jako znawca historii futbolu w wykonaniu Legii czy reprezentacji. Inna sprawa, że do rana zapomni wszystko i będzie musiał wrócić na dokształcanie!
Jako się rzekło, jedną ze specjalności Magdalenki jest golonka. Inna niż wszystkie – ciemna, o wyraźnym smaku, podawana z opiekanymi ziemniakami, czasami purée z grochu, pieczywem i kapustą z kminkiem. Zawsze polana delikatnym sosikiem z cebulką i prawie zawsze obsypana odrobiną rzeżuchy bądź innej zieleniny. Wielu próbowało namówić Artura na zdradzenie przepisu, w czym on ją maceruje, że smak i miękkość są tak wyjątkowe. Nikt jednak przepisu nie zdobył i nie zdobędzie. Taka golonka tylko w Magdalence.
Golonka z Magdalenki
Artur Spas - profesor od golonek!
W letnie wieczory ogródek tętni życiem. Tuż po dwudziestej pierwszej pobliska fontanna ożywa muzycznie, skacze, błyszczy kolorami i śpiewa o Gomulickim. Warto być wtedy po dwóch, trzech napojach bez słomki — fontanna wydaje się być jeszcze piękniejsza. Latem Artur zaprasza do swojego ogródka muzyków. I choć nie są to jeszcze gwiazdy estrady, nie są to też absolutnie grajkowie do kotleta. Zresztą — kotletów „u Dyni” nie podają.
Słuchając koncertu, czy też tylko degustując bursztynowy napój, człowiek się robi głodny. Golonka jest wtedy dobrym wyborem, ale polecam także lżejsze dania — sałatki, a zwłaszcza pizze wypiekane w prawdziwym piecu, z których absolutnie najciekawszą jest pizza — nomen omen — Magdalenka.
Pizza Magdalenka
***
Bywając tu i tam, jadając i z papierowych talerzyków i z porcelany, na której serwowano królom i Obamie, przeanalizowałem smak pewnie stu kilkudziesięciu golonek. W przydrożnych barach środkowej Polski, doskonałych restauracjach północnej, i góralskich chatach południowej, posmarowałem wiele odrobiną chrzanu czy musztardy. Większość z nich była zjadliwa, kilka okazało się wyjątkowych i ekscytujących w smaku. Były i takie, które chętnie bym powtórzył, ale żadna nie zbliża się nawet do tej od Artura w Magdalence. W golonkach jest on profesorem. I to takim prezydenckim.
Grzegorz Hubert Gerek
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie