
Już na kilka tygodni przed Bożym Narodzeniem, od pierwszej niedzieli adwentu, na Kurpiach Białych rozpoczynały się intensywne przygotowania do świąt. Dawniej nie były one tak bogate i okazałe jak współcześnie. Wagę przywiązywano głównie do duchowego przeżywania świąt Narodzenia Pańskiego. Dzieci czekały na wspólne ubieranie choinki, wcześniej przygotowując na nią kurpiowskie ozdoby, na stole pojawiały się niecodzienne przysmaki. Tradycje chrześcijańskie mieszały się z dawnymi przesądami. O bożonarodzeniowych tradycjach, potrawach, a także o tym, jak Kurpie żegnali stary, a witali nowy rok, z Haliną Witkowską, prezeską Stowarzyszenia „Puszcza Biała Moja Mała Ojczyzna”, rozmawiała Ewa Kowalczyk.
Jak wyglądało kiedyś kurpiowskie Boże Narodzenie? Czy pamięta Pani święta z dzieciństwa?
Oczywiście. Święta były skromne, nie tak jak teraz, że musi być 12 potraw, bo jest 12 miesięcy w roku, czy dwunastu apostołów. Kiedyś święta przygotowywało się wedle zasobów. Jeśli rodzina była bogatsza, to na wigilijnym stole było więcej potraw. Zazwyczaj na wsiach była bieda. Na Kurpiach pamiętano o tym, żeby na wigilijnym stole były potrawy zawierające coś z lasu, z pola, z wody i z sadu…
Cały wywiad do przeczytania w świątecznym, 51 wydaniu PGP. Gazeta dostępna w sklepach, kioskach oraz online.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!