Reklama

„Bez litości” na szóstkę

26/09/2023 15:59

Powieść „Bez litości” napisał znany zapewne wielu mieszkańcom Pułtuska Andrzej B. Kwiatkowski. I to powieść – nie trzymam w napięciu – dobrą.

Po pierwsze. Każdy dziś chce pisać, a mało kto czyta. Nie powiedział tego sfrustrowany współczesny wydawca walczący o utrzymanie się na rynku, ale... Aleksander Fredro. W sztuce „Odludki i poeta”. Czyli mniej więcej dwieście lat temu. (Dokładnie nie wiedzą nawet najznakomitsi fredrolodzy). Nie oznacza to, że cofnęliśmy się w rozwoju o ileś tam lat. Nie czytamy, bo żyjemy w epoce cywilizacji obrazkowej. Piktogramów, filmów, telewizji. Wszystko widzimy. Zanika więc powoli umiejętność wyobrażania sobie postaci opisywanej przez prozaika. Bohater jest taki, jakiego wybrał ktoś inny. Czy każdy, czytając „Ziemię obiecaną” tak właśnie wyobrażał sobie Karola Borowieckiego, z lekko falującymi włosami i niezbyt szczerym spojrzeniem?

Po drugie. Podobno ci osobnicy, którzy literaturę jeszcze czytają najchętniej, sięgają po „harlekiny”, fantasy i kryminały. (Tzw. „Bondy” - czyli powieści kryminalne pani Katarzyny i jej równie znanych kolegów – wypełniają w znanych mi bibliotekach publicznych i prywatnych niekończące się metry półek). Czy nie dlatego, że ludzi interesuje przede wszystkim to, czego nie znają. Kto miał dziesięcioro rodzeństwa i walczył przy śniadaniu o każdą kromkę chleba, jest ciekaw, jak żyli ludzie w „normalnej” czteroosobowej rodzinie; kto nie był w kopalni, zapewne chętnie przeczyta powieść „z życia górników” (niestety ostatnią napisali zapewne Morcinek albo Szewczyk); kto nie odwiedził nigdy klubu gogo, będzie ciekaw co się tam dzieje (na zapleczu) po 22-giej itp.

Po trzecie. Określenie powieść kryminalna jest niewłaściwe. To utwory pisane prozą, o naszej obyczajowości, polityce, historii, ekonomii, życiu codziennym - „przy okazji” - ujmujące tzw. mroczne strony naszej egzystencji. To dokumenty nie tylko dla przyszłych pokoleń historyków.

Z nich nasi następcy będą dowiadywać się o nas... wszystkiego. No, prawie – jak mówi chłopczyk z reklamy czegoś tam. Tak jak my dowiadujemy się (dzięki Agacie Christie) jak przebiegała podróż Orient Ekspresem, albo jak (dzięki Arturowi Conan Doylowi) zachowywali się na przełomie wieków angielscy dżentelmeni.

Te refleksje - nie wiem czy cokolwiek warte i kogokolwiek interesujące – nasunęły mi się po lekturze powieści kryminalnej, odbiegającej nieco od obowiązujących ostatnio w tej dziedzinie „standardów”, powieści z ogromnym ładunkiem wiedzy psychologicznej, ze sporą dawką kulis i zawirowań naszej polityki, z prawdziwymi i nienachalnymi opisami codziennej polskiej egzystencji. Powieść „Bez litości” napisał znany zapewne wielu mieszkańcom Pułtuska Andrzej B. Kwiatkowski. I to powieść – nie trzymam w napięciu – dobrą.

Po pierwsze – jest to utwór o właściwej objętości. Nie Bondo czy Mrozopodobny, ani też szwedzko-norweski, czyli gruby, niewygodny do czytania w łóżku, obciążający spracowane stawy rąk. Sprawny czytelnik może przeczytać „Bez litości” w dwa, trzy wieczory. Więcej – autor podzielił ją na krótkie rozdziały (może właściwsze byłoby tu słowo: ujęcia), co pozwala czytać ją przy oglądaniu telewizji — na przykład w przerwach reklamowych filmów lub widowisk.

Po drugie – przy lekturze trzeba nieco pomyśleć, ponieważ autor zrezygnował z tak modnych ostatnio „podpowiedzi czytelniczo-czasowych”. Nie ma więc inskrypcji typu „Mława, 2022”, „Łubianka, marzec 1953, cela 234” czy nawet „Wyszków, wtorek, godz. 12.23, róg Wąskiej i Szkolnej”. Ta rezygnacja nie utrudnia jednak lektury, a nawet – powiedziałbym – ułatwia ją.

Po trzecie — autor „Bez litości” zrezygnował również z „obowiązkowych” podziękowań dla żony, dzieci, rodziców, wujków, redaktorów, korektorek i wielu innych osobników, którzy czytali utwór przed publikacją, wykonując po prostu swe obowiązki. Świadczy to o jego odwadze. Oznacza bowiem, że bierze całkowitą odpowiedzialność za swe dzieło, nie zrzucając ewentualnych potknięć na Bogu ducha winnych ludzi.

Po czwarte – utwór napisany jest „jak Pan Bóg przykazał”. Kogo i jak zabito, wiadomo od czwartej strony. Emeryta, 70-latka, gdy wypoczywał na balkonie, strzałem w głowę ze znacznej odległości. Prowadzący śledztwo jest tzw. szeregowym komisarzem policji, normalnym człowiekiem, bez nałogów, mieszkającym z żoną w niewielkim mieszkaniu, przeciętnie wyposażonym (nie ma np. kabiny prysznicowej tylko zasłonę), jeżdżącym dwudziestoletnią Skodą.

Po piąte – tło powieści dotyczy naszej, polskiej dalszej i bliższej przeszłości; spraw, które często są tematem rozmów towarzyskich, prac naukowych i wypełniają sporo czasu antenowego w mediach. Poza odwołaniami do historii wiele jest, bardzo ciekawych i przydatnych rozważań psychologicznych. I to bardzo aktualnych. Jest bowiem w powieści też mowa, jak rodzą się mechanizmy wpływania na wyborców... To jeszcze jeden z powodów, dla których warto „Bez litości” przeczytać.

Po szóste wreszcie – wychodząc, być może, z założenia biskupa Krasickiego, wyrażonego w „Monachomachii”: w mieście, którego nazwiska nie wspomnę, nic to albowiem do rzeczy nie przyda, autor nie mówi, ba, nawet nie sygnalizuje, w jakim miejscu Rzeczypospolitej toczy się akcja powieści. Wprawdzie ofiara urodziła się w Makowie Mazowieckim, ktoś tam dojeżdża do pracy w Warszawie, wspomniany jest Płońsk, ale to o niczym nie świadczy. I dobrze, bo przecież to, co przedstawia powieść, mogło się wydarzyć w każdym mieście między Odrą a Bugiem.

Słowem – warto poświęcić nieco wolnego czasu na lekturę „Bez litości”. I to nie tylko dlatego, że autorem jest współmieszkaniec Wenecji Mazowsza.

Na koniec jedna uwaga, a raczej prośba do autora.

Oznajmił Pan, że „Bez litości” jest pierwszą z serii publikacji. Może więc rozważy Pan umieszczenie akcji następnego utworu w naszym mieście. Czyż nie znajdą się i u nas tematy nadające się na pasjonujący kryminał? A choćby wycięcie za pomnikiem Gomulickiego przepięknego starego głogu o wiśniowych kwiatach? Może wycięto go, by odkopać dokumenty, broń lub kosztowności ukryte w czasie okupacji...

Aha. I wielkie podziękowania dla właścicieli firmy „Drogi i mosty” za sfinansowanie publikacji. Nie tylko dbają o porządne drogi w Pułtusku i wokół niego, ale o amatorskie teatry i, by ludzie byli oczytani, czyli mądrzejsi. Dzięki również Wydawnictwu „Aleksander” za wydanie powieści.

Lech Chybowski

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do