Reklama

Pułtusk lat trzydziestych XX wieku (część II)

08/03/2025 13:44

„Ożenię się z kulturalną, malusieńką, szczupłą, złotowłosą, zdrową, bezwzględnie majętną, dla wspólnego szczęścia. Jestem oficerem, młodym, przystojnym, bez żadnych nałogów. Tęsknię za szczęściem – malutka blondyneczka dać mi go może. Oferty tylko poważne, nieanonimowe. Pułtusk, skrzynka pocztowa 14, dla Porucznika” – taki anons ukazał się w pułtuskiej prasie w grudniu 1930 roku.

Dochodzimy w ten sposób do spraw związanych z życiem miłosnym i erotycznym przedwojennych Pułtuszczaków. Wbrew utartym opiniom przed II wojną światową w Pułtusku panowała dość duża swoboda seksualna. Miejscem erotycznych schadzek młodych mieszkańców miasta najczęściej był cmentarz św. Krzyża (po II wojnie światowej zresztą także). Według oceny Karola Handkego, dotyczącej początku lat dwudziestych, około 50% chłopców i 10% dziewcząt rozpoczynało życie seksualne w okresie nauki szkolnej. „Większość chłopców sprawy te załatwiała tradycyjnie, korzystając z usług kobiet, jak to się wtedy mówiło »lekkich obyczajów«. Wiadome instytucje mieściły się przeważnie na ulicy Senatorskiej [...] Podobno w jednym takim przybytku spotkał się stary »Mantysa«, profesor matematyki, ze swymi synalkami Kaziem i Stasiem [...] Panienek tego rodzaju było sporo w Pułtusku, zwłaszcza w 20-tym roku. Chodziły one często w żałobie po żołnierzach ginących na froncie. Była taka jedna »Zośka«, która chodziła z krępą zasłaniającą jej całą twarz. [...] Raz obsługiwała chyba całą kompanię wojska, która w zwartym szyku przyszła do niej. Myśmy, piętnasto-, a nawet trzynastolatki z ulicy patrzyli, co z tego będzie. »Honor« jej nie pozwalał nie wytrwać na posterunku”.

W następnej dekadzie nie było lepiej. W 1934 roku prasa donosiła: „Widzimy spacerujące wszędzie wesołe córy Koryntu, o których mamy wiadomości wcale nie wesołe. Widzimy młodzież naszą interesującą się niemi w różnej formie”. Wielu przechodniów na ulicy 3 Maja otrzymywało niemoralne propozycje. Prostytucja była w owych latach legalna, a zajmowały się nią najczęściej młode dziewczęta w wieku 16-19 lat, pozostające bez środków do życia. One też były głównie klientkami „bab”, które zajmowały się spędzaniem płodów.

„Express Mazowiecki” opisuje spotkanie pewnego przybysza z Otwocka z pułtuską „panienką”: „Zapoznał się pan Srulek z panną Stasią. Było ciepło, pogodnie i ciemno. Chodzili tak sobie, chodzili, no i czego to nie można domyśleć się w taki ciepły, pogodny a ciemny wieczór? Poszli sobie na trawkę – odpocząć. Pan Srulek… pobiegł potem na posterunek z krzykiem i skargą. Bo i jakże? Zginęło mu 20 zł i ktoś go uderzył po karku. Sprowadzona tamże Stasia okazała się policji znaną i tamże zapisaną panną. Przyznała się, ale objaśniła, że taka była umowa. Srulek z Otwocka zaskarżył Stasię do Sądu”.

W pierwszej połowie lat trzydziestych w Pułtusku w Pułtusku panowała prawdziwa epidemia chorób wenerycznych. W 1933 roku jedną z takich chorób zdiagnozowano u dwóch żołnierzy 13 pp, którzy wybrali się „na panienki”. W związku z tym prasa pisała: „Ostrzegamy, że w mieście jest dużo tego nieszczęścia – jak nigdy nie było”. W następnych miesiącach „Express Mazowiecki” apelował, by nie wstydzić się tych przypadłości i udawać się natychmiast do lekarza. Przypominano, że celowe zarażanie innych osób jest karalne.

Zadziwiające jak wiele zawodów miłosnych kończyło się w owym okresie samobójstwem, głównie młodych dziewcząt. Najczęściej wypijały one „buteleczkę esencji octowej” lub też skakały z jednego z pułtuskich mostów (szczególnie upodobano sobie most Benedyktyński). Jednak najsłynniejszym samobójcą-nieudacznikiem i swego rodzaju rekordzistą był niejaki Aleksander Marcinkiewicz, żołnierz 13 pp, który za wszelką cenę postanowił opuścić wojsko, nawet za cenę swego życia. Rozpoczęło się od obcięcia sobie palca, następnie wypił butelkę „esencji octowej”, lecz po płukaniu żołądka przywrócono go do życia. Wówczas nieustępliwy wojak porżnął sobie nożem brzuch, gdy to nie pomogło, rzucił się na bagnet, wreszcie powiesił się. Za każdym razem odratowany, nadal się nie poddawał. Gdy zostało mu już tylko 3 miesiące do końca służby wojskowej, na poligonie na Popławach postrzelił się z karabinu w prawe płuco. „Pewnie i z tego się wyleczy” – podsumowała pułtuska prasa.

W 1936 roku „Pułtuski Kurier Codzienny 5 gr.” podkreślał, że niemal codziennie na ulicach miasta dochodzi do burd i ekscesów wywołanych przez pijanych obywateli Pułtuska. W przedwojennej gwarze człowieka pijanego określano słowem „mokry”, lekko pijany, podcięty był to człowiek „pod muchą”, natomiast mocno pijany to człowiek „pod gazem”. Wesoło i nie zawsze bezpiecznie bywało w pułtuskich knajpach. Np. w październiku 1932 roku „dwie przedstawicielki płci nadobnej E. R. i M. Z. bawiły się w piwiarni p. Lindberga – Rynek 25 frywolną rozmową i zbyt wysokiem…podnoszeniem sukien. (no, no, żeby tak piwo rozbierało!) Spisano im za to protokół”.

W marcu 1931 roku „wesoły młodzieniec p. C.K., nabrawszy »gazu« w wesołem też towarzystwie w piwiarni u Karasia, nakręcił pathefon i ruszył z muzyką na miasto. Że to była godzina 23 (noc), więc zaszedł pod czułą opiekę na posterunek Policji Państwowej. Na posterunku troszkę odpoczął i oddany został żandarmerji wojskowej, bo to był plutonowy”. W listopadzie 1932 roku rozpętała się burda w piwiarni Stanisława Wojtczaka, pobito właściciela, a przy okazji zrabowano mu wszystkie kiełbaski z bufetu. Nawet w najbardziej luksusowej i elitarnej (oprócz „Royala” na rogu Senatorskiej i Kotlarskiej) restauracji w mieście „Victorii” na Placu Teatralnym, która posiadała dla gości osobne gabinety można było zarobić po głowie. Taki los stał się udziałem profesora gimnazjum z Mławy, pana M., którego miejscowe, dobrze sytuowane towarzystwo zaprosiło do jednego z gabinetów, po czym w wyniku kłótni „nakładło po mordzie”.

Zresztą gorąca krew Pułtuszczaków i bez wspomagania alkoholem zagrzewała do bójek i awantur. W 1930 roku „szedł sobie p. Zygmunt Wyszyński, pracownik w komendzie Policji Państwowej ubrany po cywilnemu w towarzystwie p. Rutkowskiego i Reszke Władysława, obecnie w szkole podchorążych. Nie podobało się to Cienkowskiemu Aleksandrowi i Wacławowi Perguł, ale co się nie podobało i dlaczego niewiadomo. Wiemy natomiast na podstawie zeznań świadków pp J. i R., że Cienkowski, obecnie ułan 11 pułku w Ciechanowie, karany niejednokrotnie, napadł na p. Wyszyńskiego i laską poranił mu głowę, a Perguł mu pomagał”.

W tym samym numerze donoszono o córce, która pobiła i mało co nie udusiła własnej matki na ul. Kotlarskiej. Mimo, że tłumaczyła się, że zaledwie „trąciła” matkę, sąd skazał ją na 6 miesięcy więzienia. Redakcja podsumowała: „Będzie wiedziała Janinka i jej podobne córeczki, że matki nie tylko bić i dusić, ale i »trącać« nie wolno”. W 1932 roku niejaka pani Marcinkowska pobiła 17-letnią córkę pana Wapniarza, za to, że ta... weszła do jej łódki wyprać skarpetki. Nie dość na tym, niestrudzona niewiasta udała się do mieszkania państwa Wapniarzy przy ulicy Panny Marii 9 i pobiła tam jeszcze matkę dziewczynki, a nawet ojca Jankiela Wapniarza. Do kuriozów należy zaliczyć wyczyn pewnego właściciela kamienicy na ul. Kościuszki, który pobił 14-letniego chłopca za to, że ten zdał do następnego oddziału, a jego syn niestety pozostał na drugi rok w tej samej klasie.

Dochodziło również do poważniejszych przestępstw: gwałtów i zabójstw. W okresie międzywojennym wiele osób posiadało broń palną. Czasem konflikty rozwiązywano z jej pomocą. Do zabójstw i zranień dochodziło na głównych ulicach miasta, na rynku, na Placu Teatralnym. Np. w styczniu 1934 roku policjant zatrzymał nieznajomego mężczyznę w celu sprawdzenia dokumentów, ten strzelił mu w głowę, zabijając na miejscu. Bandytę policja dopadła pod Gnojnem, gdzie po walce i wymianie strzałów zabójca popełnił samobójstwo. W dniu 6 lutego 1936 roku Jan Świętochowski na rynku strzelał do Jana Włoczkowskiegop i Walentego Kalinowskiego. Na szczęście ranił tylko jednego z nich.

Istniał także świat przestępczy zawodowych bandytów i złodziei. Ich to obserwował w akcji w Bożonarodzeniowy wieczór 1930 roku Fortunat Napierkowski: „Widziałem też wieczorem jak jednemu przyjezdnemu »kapelusznikowi« otrzepali nasze chłopaki jesionkę, nawet i leżał coś dwa razy, no ale się tak serdecznie bawili i prędko, że nawet nikt nie widział, choć to było na teatralnym placu”. W tymże roku kasiarze obrobili sklep na rynku, ukradli 800 zł i kilka brauningów. W styczniu 1932 roku wykryto szajkę złodziei (około 20 osób) odpowiedzialną za szereg włamań do sklepów w Przasnyszu i Makowie Mazowieckim. Ich melina znajdowała się na ul. Glinki 1 w Pułtusku. Strach przed miejscowymi przestępcami sprawiał, że niekiedy podczas procesów sądowych świadkowie zmieniali zeznania i każdy z nich twierdził, że „nic nie widział” – tak było np. podczas sprawy pułtuskich cwaniaczków sądzonych za pobicie policjanta. Kwitło też kłusownictwo, przede wszystkim łowienie ryb za pomocą granatów. Ludzie odmawiali składania zeznań, nie wiadomo też było skąd pochodzą granaty.

Zdarzali się i szantażyści, na szczęcie nie bardzo rozgarnięci. W 1931 roku dwaj mężczyźni napisali do doktora Wasiewicza list, w którym grozili mu wysadzeniem w powietrze domu, o ile pod mostkiem przy cmentarzu ewangelickim nie zostawi sumy 200 zł. Obu złapała policja, gdy usiłowali odebrać pieniądze.

Od pokusy szybkiego dorobienia się nie były wolne i miejskie elity. W 1928 roku „Polska Zbrojna” opisywała aferę w pułtuskim magistracie, której głównym bohaterem był sekretarz Zygmunt Paprocki i jego zastępca Stanisław Jambor. „Znaleziono u nich szereg tytułów wykonawczych z lat 1924-1927, na podstawie których ściągali należności, pieniądze zaś ginęły w niewytłumaczony sposób. Przywłaszczali sobie także sumy ściągane za placowe, pieniądze wpływające na Skarb Pracy Oświatowo-Kulturalnej oraz podatki z kin. W księgach notowali fikcyjne wpływy tych podatków, notując np., że pewnego dnia kino sprzedało biletów za... 1 zł. 50 gr.”. Obaj trafili do więzienia.

W 1936 roku ogłoszono upadłość Banku Spółdzielczego Przemysłowców Pułtuskich założonego jeszcze w 1884 roku. Przyczyną tego były kradzieże i malwersacje, jakich dopuściła się część jego udziałowców.

Największą jednak plagą miasta było pospolite chuligaństwo. Po ulicach grasowały stada wyrostków, które malowały przechodniom ubrania kredą i wapnem, rysując krzyże i krechy. Na ulicy Staszica działała banda, która z przejeżdżających wozów ściągała „drzewo i co się da”. W 1932 roku handlujący skarżyli się, że można zostać... osikanym z wieży ratuszowej. Na plaży miejskiej (wówczas na tzw. Gajku, czyli za mostem Obrońców Pułtuska) pijane wyrostki wrzucały dziewczęta do wody, zdarzały się kradzieże. Skarżono się również na kapiących się nago chłopców, głównie żydowskich.

Ze wspomnień dawnych uczniów znamy idylliczny obraz dziewcząt i chłopców, spacerujących na Trzeciaku (czyli ul. 3 Maja), czasem trzymających się za ręce, nierzadko pogrążonych w poważnych rozmowach. Z relacji prasowych wyłania się nieco inny obraz. Skarżono się na brak kultury młodzieży, zwłaszcza na jej wulgarny język. Niebezpiecznie było w bramie przy ul. 3 Maja 5, gdzie znajdowało się kino „Bajka” i gdzie przed wejściem łobuzeria niewybrednymi słowy zaczepiała dziewczęta. Najwięcej spacerowiczów na ul. 3 Maja gromadziło się około godziny 21. Dawały się wówczas słyszeć rozmowy „w gwarze ulicznej o bardzo intymnych kwestiach fizjologicznych. Te bardzo drastyczne rozmówki młodzieńców (jak to się to teraz mówi – robociarzy) mogłyby może być prowadzone – bodaj w jakim ustronnym chlewie. Tu one są prowadzone głośno, jakby dla popisu […] Teraz już daje się słyszeć od kobiet starszych, bardzo poważnych, takie słowa, któremi jeszcze ich matka udusiłaby się. Dzieci powtarzają te ohydne i inne wulgarne słowa w domu”.

Zaniepokojenie starszych wzbudzał także język używany przez młodzież szkolną. W 1932 roku zanotowano taki dialog między gimnazjalistami:
- „Masz fajkę?
- Skąd, ostatniego snopa odwaliłem wczoraj.
- No to trzymaj się. Idę wtrajać. – Po odejściu tego kolegi:
- Naciąłem go. Mam dwie fajki”.

Spacer po Pułtusku mógł się także zakończyć innymi nieprzyjemnościami. Dziurawe i pełne dołów ulice (łącznie z reprezentacyjnym Trzeciakiem) sprawiały, że mimo ograniczenia prędkości samochodów do zaledwie 10 km/h (którym to zakazem i tak wielu kierowców w ogóle się nie przejmowało), przy deszczowej pogodzie auta  ochlapywały niemiłosiernie przechodniów. Trudno zresztą było nie zostać ochlapanym skoro ul. Traugutta opisywano w następujący sposób: „Postawili słupy do oświetlenia i rozbijają o nie głowy […] Bo potłukli lampy elektryczne, jakkolwiek wiszą one wysoko. To jest ul. Odważnych. Nocną a błotną porą idący tą ulicą zawija nogawice, stawia kołnierz (żeby mu błoto nie strzykało w uszy) i brnie odważnie naprzód”. Mimo niewielkiej liczby samochodów w mieście dość często dochodziło do wypadków z ich udziałem. Częściowo było to spowodowane nieprzestrzeganiem przepisów ruchu drogowego (np. nagminnie jeżdżono lewą stroną drogi – dotyczyło to głównie wozów i furmanek), częściowo stanem technicznym pojazdów. Np. 7 stycznia 1931 roku „o godzinie 22 na ul. Warszawskiej 70 autobus linii Warszawa-Mława wskutek rozłączenia się kierownicy i śliskiej drogi wpadł na hamulcach na wyżej wymieniony dom”. Ofiar na szczęście nie było. Jak zawsze w grę wchodził także alkohol. 3 listopada 1931 roku „szofer karety Ford, prawdopodobnie nietrzeźwy” zabił na ul. Piłsudskiego żołnierza na rowerze.

Na zakończenie wspomnę o wydarzeniu, które trwogą napełniło wielu z mieszkańców miasta, zaczynających już podejrzewać, że nastał czas plag egipskich. W dniu 10 czerwca 1933 roku około godziny 16 nad miasto nadleciała gigantyczna chmara ważek (wielu sądziło, że to szarańcza) o długości 2 km i szerokości 1 km. Przelot trwał około 10 minut. Być może było to ostrzeżenie, by nie forsować bzdurnych koncepcji, jak np. tej z 1935 roku, zakładającej zerwanie bruku na rynku i posianie tam trawy.

Krzysztof Wiśniewski

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do