W świątecznym wydaniu PGP - z 19 kwietnia 2011 roku opublikowaliśmy tekst na naszych, pułtuskich koszarach. W tym samym tygodniu na facebooku powstał Społeczny Komitet Ratowania Koszar ... a w zasadzie tego z nich pozostało. Twórcą komitetu jest Mirosław Lewandowski - nowy szef miejskich struktur SLD. Na facebooku pisze: Budynki koszar w Pułtusku są w opłakanym stanie. Zabytek ten, który tak bardzo związany jest z Pułtuskiem ginie na naszych oczach. Dotychczasowe działania nie przynoszą realnych i wymiernych rezultatów, które zapobiegną dalszej dewastacji. Nie pozostaje nic innego jak wspólnie, apolitycznie zacząć działać razem aby ratować budynki pułtuskich koszar. W tej chwili nie ma znaczenia jak doszło do tego, że są one w takim stanie. WAŻNE ABY CAŁĄ ENERGIĘ SKIEROWAĆ NA RATOWANIE tego co pozostało. Zapraszam więc wszystkich , którzy myślą podobnie i są gotowi służyć pomocą. Wierzę, że ta grupa działając wspólnie i w nakierowana na jeden cel osiągnie sukces i uda się uratować ten zabytek tak bardzo związany z historią NASZEGO MIASTA. Ciesząc się, że ktoś - oprócz mediów - interesuje się koszarami przytaczamy nasz artykuł: To nie Prima Aprilis – koszary zmieniły właściciela W 2009 roku właściciel terenu po byłej jednostce wojskowej przedstawił w branżowym czasopiśmie deweloperskim ambitny plan inwestycyjny, zakładający powstanie osiedla, połączonego z kompleksem rekreacyjno - handlowym. Plany te mieszkańcy przyjęli z przymrużeniem oka. Niesłusznie, już w kwietniu tego roku właściciel terenu „zainwestował” - w banerek z napisem „teren prywatny, wstęp wzbroniony”... Kiedy w Pryma Aprilis opublikowaliśmy na pultusk24.pl informację, że nasze samorządy dogadały się w sprawie koszar i wspólnie rozwiązały ten palący problem – rozdzwoniły się nasze telefony. Oprócz takich, które świadczyły o udanym primaaprilisowym żarcie, były i mniej zabawne. Otóż wielu z Państwa – mieszkańcom Pułtuska koszary leżą na sercu, wielu uważa za skandal i powód do wstydu, iż taki obiekt, w serca niemal Pułtuska popadł w ruinę. Pułtuskie koszary powstały pod koniec XIX wieku i aż do początku XXI wieku mieszkało w nich wojsko – najpierw carskie a potem polskie. W 2004 roku wymaszerowali z nich ostatni żołnierze. Przez jakiś czas koszary były do kupienia – sprzedawała je Agencja Mienia Wojskowego. I znalazł się kupiec. Wydawać by się mogło, że teren szybko zyska nowe oblicze i służyć będzie – tym razem cywilom. Niestety – stało się inaczej. Od wielu lat koszary niszczeją - w tempie i w sposób zastraszający. Wyrwano z korzeniami z nich wszystko co warte i niewarte wyrwania. Wszelkiego rodzaju elementy metalowe mające jakąkolwiek wartość na skupie złomu dawno już się tam znalazły. Oczywiście szkody poczynione w koszarach spowodowane są przez naszych mieszkańców, którzy zorientowali się, że można trochę zarobić na dewastowaniu niepilnowanego obiektu. Ale nie ulega wątpliwości, że właściciel koszar w minimalnym stopniu nie wypełnia obowiązków, jakie ciążą na nim z racji faktu, że koszary są zabytkiem. Nawet stwierdzenie, iż działa wręcz na szkodę, nie będzie nadużyciem. Wszyscy pamiętamy sprawę wycinki drzew, za którą właściciel otrzymał słoną karę. Cóż z tego, jeśli złożył doniesienie na Policję, że drzewa zostały wycięte - bez jego wiedzy... Od tego czasu drzwi koszar stały otworem przed każdym. Z terenu znikały kolejne drzewa, szyby z okien, futryny, drzwi. Jesienią 2009 roku, decyzją burmistrza udało się ocalić jedynie pamiątkową tablicę przymocowaną do jednego z budynków. W kwietniu 2010 roku na wniosek Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków rozpoczęła się procedura wywłaszczenia terenu. Światełko w tunelu zgasło szybko, kiedy okazało się, że jest to nierealne, z uwagi na koszty. Wywłaszczając teren, należałoby jego właścicielowi wypłacić odszkodowanie wysokości wartości rynkowej nieruchomości, co w tym przypadku znacznie przewyższało cenę zakupu. Ponadto grunty po przeprowadzeniu procedury wywłaszczeniowej nie mogłyby być przeznaczone na dowolny cel, jedynie spożytkowane na potrzeby turystyki, kultury i oświaty. Samorządów na taki wydatek po prostu nie stać. Kolejnym rażącym zaniedbaniem żyrardowskiego przedsiębiorcy było - nazwijmy to - brak dbałości o teren wokół jednostki. W porze letniej resztki ogrodzenia porastały dwumetrowe chaszcze, jesienią i zimą (zwłaszcza od strony ul. Wojska Polskiego) teren śmiało mógłby pretendować do miana wysypiska. Nie pomagały żadne kary i mandaty. Ostatnio jednak coś się zmieniło, właściciel poczynił pewne „inwestycje”. W ubiegłym tygodniu wokół terenu pojawiła się ekipa sprzątająca. Z trawnika sprzątnięto śmieci, na ogrodzeniu zawisł wspomniany baner zakazujący wstępu, luki w bramach owinięto taśmą, a drzwi wejściowe zastąpiły deski. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, zmian tych dokonała nowa właścicielka, którą została... żona dotychczasowego posiadacza terenu. Obecna właścicielka spuścizny po 13 Pułku Piechoty, choć połowicznie, ale dość szybko uporała się przynajmniej z częścią zaniedbań. Trudno jednak tryskać optymizmem i sugerować Czytelnikom, że jest to początek wielkich zmian. Chyba, że kobieta jest jak z przysłowia, „gdzie diabeł nie może...”
Obserwuj nas na Google News
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Komentarze opinie