
Nie ma chyba pułtuszczanina, który by nie znał, choćby z widzenia redaktora Józefa Śniegockiego. Z mikrofonem w ręku i operatorem tuż obok, dziennikarsko „obsłużył” setki pułtuskich wydarzeń – od wielkich jubileuszy, świąt aż po skromne wystawy czy inne wydarzenia. 25 marca 204 roku z wielkim smutkiem przyjęliśmy wiadomość, że już Go więcej nie zobaczymy... Msza Św. pogrzebowa odbyła się w pułtuskiej bazylice, a pochówek na cmentarzu św. Krzyża, 27 marca. O Zmarłym, w serdecznych, ciepłych, bardzo wzruszających i osobistych słowach opowiedział ks. Wiesław Kosek. Warto, aby zapoznali się z nimi nasi Czytelnicy.
Droga Pani Anno, żono śp. Józefa!
Drogie Dzieci: Agato z mężem, Robercie z żoną!
Kochane wnuki: Jakubie z żoną i synem Teodorem, Katarzyno z mężem, Magdaleno, Anno i Mario!
Drogi bracie Zdzisławie i siostro Joanno z rodzinami!
Dostojny Księże Kanoniku, nasz proboszczu! Wielebni Księża Goście!
Zacni przyjaciele: Janie, Wojciechu, Ireneuszu, Kazimierzu, Januszu, Andrzeju, Grzegorzu, Jarosławie (…), Beato, Krystyno, Doroto, Ewo (…). Litania imion, litania przyjaciół p. Józefa, bo tak nas nazywał, nie ma końca. Wszyscy więc czujmy się uhonorowani, powitani i zaproszeni do wysłuchania refleksji.
Chrystus i Jego Ewangelia od dwóch tysięcy lat są w świecie znakiem sprzeciwu. To filozof Hegel, a za nim Nietzsche, a potem Marks, Engels, Lenin, Stalin i cała gromada ideologów, zapewniali, że Bóg umarł, a więc żyjcie tak, jak wam wygodnie. Przykazania Boże nie mają bowiem już żadnego znaczenia. Fiodora Dostojewskiego pisał: „jeśli Boga nie ma, to wszystko mi wolno”. Mimo że weszliśmy już w trzecie tysiąclecie ery chrześcijańskiej, to jednak nadal, tak jak dwa tysiące lat temu i przez trwające wieki, Chrystus pozostaje znakiem sprzeciwu i drzazgą w oku dla tych wszystkich sił, które chcą budować nowy świat, nową Europę, nową Polskę, nową szkołę, nową rodzinę bez Boga i bez Jego przykazań. Nie wierzmy tym słowom, ponieważ są kłamliwe, ponieważ Bóg nie umarł. Bóg istnieje żywy, prawdziwy, miłosierny, ale i sprawiedliwy.
Zaglądamy do kart Pisma Świętego i czytamy: „Każdy kto żyje i wierzy we mnie, choćby umarł żyć będzie na wieki”. Św. Paweł w liście do Koryntian przekonuje: „Nie chcemy, bracia, waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili, jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim”.
Proklamując tajemnicę Chrystusowego zmartwychwstania, ten gorliwy Apostoł woła z triumfem i ze swoistą ironią: „Śmierci, gdzież jest twój oścień? Gdzież jest twoje zwycięstwo?”. Święty Paweł jest przekonany, że śmierć poniosła ostateczną klęskę. Dzięki Chrystusowemu Zmartwychwstaniu, nigdy już nie unicestwi człowieka na wieki.
Zmartwychwstały Chrystus jest niepodważalną gwarancją zmartwychwstania każdego z nas. Pusty grób Chrystusa, po Jego zmartwychwstaniu, oznacza pusty grób każdego z nas, każdego z naszych bliskich, którzy umarli. Oznacza pusty grób każdego człowieka, jaki kiedykolwiek żył, żyje i będzie żył. Nikt bowiem z ludzi nie pozostanie na zawsze w grobie. Każdy kiedyś zmartwychwstanie. Wszystkie ludzkie groby w pewnym momencie staną się puste. Wszyscy zmarli wstaną do życia wiecznego w chwale i nieopisanym szczęściu lub, być może, niestety, do życia wiecznego w rozpaczy i męce.
Nam, słabym ludziom, na których czyha tysiące zagrożeń, którzy doświadczamy kruchości ludzkiego (i nie tylko ludzkiego) istnienia, trudno jest nakłonić umysł do przyjęcia prawdy, że obecny nasz stan jest stanem przemijającym, ale także przejściowym. Przejściem do życia wiecznego. Życie nie kończy się w momencie cielesnej śmierci. Naszym celem ostatecznym nie jest grób i rozkład materii. Kiedy zmysły i umysł nas zawodzą, to pamiętajmy, że ważniejszym od nich jest Słowo Boga, który nigdy nie kłamie i nigdy się nie myli, a On mówi: „Każdy kto żyje i wierzy we Mnie choćby i umarł żyć będzie na wiek”.
Zmartwychwstanie Chrystusa nadało sens istnieniu całego wszechświata, nadało sens ludzkiemu życiu, nadało sens naszym cierpieniom, naszym trudom, naszym zmaganiom się ze złem, naszym wszelkim tragediom osobistym i społecznym, naszemu poświęcaniu się dla innych, naszemu wybaczaniu krzywd i wszystkiemu, co uczyniliśmy i co uczynimy. Nic z dobra, które wykonaliśmy, a więc żadna dobra myśl, żadne dobre słowo, żaden dobry czyn, nie pójdą na marne. Nie zginą.
Niech te myśl towarzyszą nam, gdy myślimy o śmierci i pogrzebie naszego brata Józefa Śniegockiego. Niech towarzyszą nam, gdy myślimy o śmierci naszych bliskich, o naszym końcu ziemskiego pielgrzymowania. Wiara czyni z nas ludzi nadziei.
Krótka nota biograficzna śp. Józefa Śniegockiego
Przyszedł na świat w Pułtusku 11 marca 1940 roku. Jego rodzice to Aleksandra i Jerzy Śniegoccy. Dorastał w towarzystwie dwóch braci: Stanisława i Zdzisława i jednej siostry – Joanny. Uczęszczał do Liceum Ogólnokształcącego im. Piotra Skargi w Pułtusku. W trakcie edukacji przeniósł się do Liceum im. Narcyzy Żmichowskiej w Warszawie, gdzie zdał maturę. Ukończył studia na Wydziale Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.
W zawodzie dziennikarza pracował od 1959 roku. Jako czynny dziennikarz współpracował z Polskim Radiem, był współorganizatorem „Głosu Mazowsza”, „Sygnałów dnia” i „Lata z radiem”.
Był także współpracownikiem Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego oraz jednym z organizatorów Telewizyjnego Kuriera Mazowieckiego. Współpracował też z Pułtuską Gazetą Powiatową i portalem internetowym pultusk24.pl. Przez lata był rzecznikiem prasowym Zjednoczonego Przemysłu Lotniczego PZL w Warszawie, współpracował z Wyższą Szkołą Humanistyczną, a następnie Akademią Humanistyczną w Pułtusku. Dodatkowo, był również jednym z inicjatorów założenia muzeum w wieży Ratuszowej, które aktualnie funkcjonuje jako Muzeum Regionalne.
Wszyscy wiedzieliśmy go często z kamerą i mikrofonem. Nie zdziwiła nas informacja podana wczoraj w TVP Info o jego śmierci. Jeden z redaktorów telewizyjnych napisał do syna Roberta: „Dostałem tragiczną informację o Twoim Tacie. Moje kondolencje (…), skończyła się pewna EPOKA, bo KSIĄŻE MAZOWSZA, KURPII I PODLASIA był tylko jeden. Dziękuję Bogu, że mogłem poznać i pracować z Twoim Tatą”.
Z racji na jego szerokie znajomości, łatwość nawiązywania kontaktu, przyjazny stosunek do ludzi, rejestrowanie większości wydarzeń lokalnych, środowisko dziennikarskie obdarzyło go tytułem: Książę Mazowsza. W tym jego Księstwie najważniejszą rolę odgrywał Pułtusk. Z dziada i pradziada pułtuszczanin, kochał swoje miasto nadnarwiańskie i ludzi w nim żyjących. Swoją pracą nas rozsławiał. Dzięki jego reporterskiej pracy, o Pułtusku słyszała Polska i świat. Polacy dowiadywali się o wszystkich ważnych imprezach kulturalnych, ekonomicznych, społecznych, naukowych, a także religijnych naszego Grodu, np. Dni Patrona Miasta, procesje Bożego Ciała, Pastorałki Pułtuskie. Nigdy nie brakowało go na uroczystościach patriotycznych organizowanych w naszym mieście. Uwieczniał okiem kamery konserwację przepięknych, zabytkowych pomników na cmentarzu świętokrzyskim, uroczystości szkolne, ważne wydarzenia w Domu Polonii i imprezy na miejskim stadionie.
Oczkiem w jego głowie była nasza świątynia. Cenił i kochał naszą bazylikę. Przygotowaliśmy wspólnie kilkanaście materiałów telewizyjnych ilustrujących bogactwo naszego kościoła i przywracanie jego pierwotnej świetności. Cieszył się, że może pomóc. O jego wysokim profesjonalizmie świadczy m.in. fakt, że otrzymał akredytację do obsługi medialnej wizyt Ojca Świętego Jana Pawła II w Polsce.
Swojej pracy był oddany do końca. W ostatnich latach, mimo iż podupadł na zdrowiu, nie przestał być wierny swojej pasji. Widzieliśmy go często podpierającego się jedną ręką laseczką, a w drugiej trzymającego kamerę lub mikrofon. Jak potrafił, ile mu sił starczało, na ile kondycja zdrowotna mu pozwalała, nagrywał i uwieczniał ważne wydarzenia dla przyszłych pokoleń. Sam mawiał, że musi być na posterunku. Niekiedy za tę pracę był wynagradzany jakimś groszem, ale najczęściej robił to za darmo. Część swoich prac bezpłatnie przekazał pułtuskim portalom internetowym. Jego zasługi w krzewieniu wiedzy o naszym mieście, o jego pięknie, o organizowanych wydarzeniach, o wspaniałych ludziach, są nie do przecenienia. Mam nadzieję, że z wraz z upływem czasu, wszyscy bardziej docenimy jego pracę i ogromne zasługi dla Pułtuska.
Śp. Józef Śniegocki
Jeżeli przeciwieństwem mizantropii jest filantropia, to On był filantropem, społecznikiem kochającym ludzi. On widział w nas przyjaciół. Wyczuwał, że każdemu potrzebne jest dobre słowo. Warto więc do każdego się uśmiechnąć, zainteresować się jego sytuacją życiową, pocieszyć, a jak konieczność – to pomóc. Sam tego wielokrotnie doświadczałem. Niekiedy przesadnie mnie tytułował wyrażając swoją gotowość do pracy, czy informując o jakiejś realizacji filmowej. Dzwonił do mnie i mówił: „Ekscelencjo! Melduję, że zadanie zostało wykonane!”. Prezentował sobą wysoką klasę i ogromną kulturę osobistą. Kto z nas nie usłyszał od niego krzepiącego słowa? Lubił nas nazywać przyjaciółmi, pochwalić osiągnięcia, dostrzec umiejętności i zdolności, a w przypadku pań: urodę, piękny strój, makijaż i walory umysłowe. Ile to razy panowie słyszeli: dobry kolego, przyjacielu, a panie: wspaniale złotka i perełeczki, królowo (choćby panie z PGP). Panie Józefie nie można Ciebie nie lubić!
Życie rodzinne śp. Józefa Śniegockiego
Młody Józef miał szczęście poznać w latach szkolny, a konkretnie licealnych, Anię Stańczak – pochodzącą z parafii Szwelice. Licealna miłość, utwierdzona sakramentem małżeństwa w kolegiacie pułtuskiej i błogosławieństwem ówczesnego proboszcza, ks. inf. Anastazego Rutkowskiego, przetrwała dziesiątki lat, zgodnie ze złożoną przed Bogiem przysięgą, do końca życia jednego ze współmałżonków. W sierpniu małżonkowie obchodziliby 60. rocznicę swojego ślubu. Owocem ich miłości jest dwoje dzieci: Agata i Robert. Swoją pracowitością i przedsiębiorczością starali się zapewnić wykształcenie i dostatnie życie swoim dzieciom. Uczyli je miłości rodzinnej, pobożności, pracowitości i szacunku dla drugiego człowieka. Józef, swoją żonę, dzieci i wnuki, kochał ponad życie. Cieszył się nimi ogromnie. W szpitalu, gdy otoczyliśmy jego łoże boleści, patrząc na obecnych uśmiechał się i mówił do mnie: Księże infułacie! To moja najukochańsza rodzina! Wszyscy darzymy się uczuciem miłości, ale teraz najbardziej kochamy Teodorka (Teodorek – to prawnuczek państwa Śniegockich).Wszyscy, to poza dziećmi: zięć Tomasz, synowa Agnieszka i wnuki: Jakub ze współmałżonką Agnieszką, Katarzyna z mężem Damianem, Magdalena (której talentem malarskim dziadek się chwalił), Ania, Marta i wspomniany Teodor. Najlepiej o tych relacjach rodzinnych świadczą wspomnienia najbliższych:
Pani Anna o mężu:
„Jestem wdzięczna mojemu mężowi za to, że stworzyliśmy wspaniałą rodzinę. Mój kochany Józio był dla mnie bardzo ciepły, czuły i troskliwy. Zawsze znajdywał dla mnie czas, mimo aktywnego życia zawodowego i wielu obowiązków. W jesieni życia tego czasu dla siebie mieliśmy więcej i choć wiadomo – że w małżeństwie bywały trudniejsze momenty, do tego mąż zmagał się z wieloma chorobami, przeszedł liczne operacje, to mimo wszystko Józio zawsze pozostawał optymistą, był bardzo silnym i radosnym człowiekiem”.
Córka Agata:
„Odkąd pamiętam, tata nazywał mnie księżniczką i nie zmieniło się to nawet w moim późniejszym, dorosłym życiu. Za tym „tytułem” szły również czyny – odprowadzał mnie do przedszkola, zabierał na wydarzenia, które prowadził, często podróżowaliśmy we dwoje – niezależnie czy miałam 7, czy 47 lat. Pokazywał mi uroki różnych zakątków Europy, był moim ogromnym oparciem. W najcięższych momentach był ze mną i zawsze mogłam na niego liczyć”.
Syn Robert:
Ojciec był dla mnie największą podporą, mentorem i drogowskazem w życiu – zarówno prywatnym jak i zawodowym. To On zaszczepił we mnie pasję do pracy w telewizji – choć wolał żebym został dziennikarzem tak jak on, ja natomiast wybrałem pracę z kamerą. Dzięki obranej przeze mnie ścieżce zawodowej miałem ogromne szczęście wielokrotnie współpracować z własnym ojcem i uzupełniać się w pracy. Pozwoliło mi to spojrzeć na mojego tatę z innej perspektywy – nie tylko jako kochającego rodzica, ale też profesjonalisty, który jednak zawsze dbał o każdego z zespołu i chciał dla swoich współpracowników jak najlepiej.
Wnuk Kuba:
„Dziadek był najbardziej przebojową osobą jaką znałem. Miał w sobie ogromne pokłady odwagi i siły do życia. Był dla mnie świetnym wzorem, od którego miałem zaszczyt uczyć się bycia dobrym mężem, ojcem i człowiekiem”.
Wnuczki – Kasia, Madzia, Marysia, Ania:
„Miałyśmy to szczęście, że trafił nam się wyjątkowy dziadek. Taki, który kochał wnuczki ponad życie, nieustannie nas komplementował (aż nie chciało się w to wierzyć), uwielbiał spędzać z nimi czas (choć nie w godzinie transmisji wiadomości, czy ulubionych programów telewizyjnych), rozmawiać i okazywać czułość. I choć czasem miałyśmy dosyć „dawania buziaczków”, to dziś oddałybyśmy wszystko za jeszcze jednego całusa, czy puszczenie oczka”.
Parafrazując znane słowa księdza profesora Pasierba, można powiedzieć, że ludzie odchodząc zabierają ze sobą to, kim byli. To jest najbardziej smutny moment we wspomnieniach o tych, którzy odeszli. Wierząc bowiem w drugi wymiar istnienia człowieka, który nie pozwala wszystkiego widzieć w płaszczyźnie bezsensu, mamy jednocześnie świadomość, że wraz z odchodzącym człowiekiem coś tracimy. Tej straty nie da się niczym uzupełnić, zstąpić, ponieważ każdy człowiek jest niepowtarzalny – drugiego takiego nie będzie. Nie ma drugiej takiej żony, męża, drugiej takiej matki, ojca, babci, dziadka, pradziadka. Odchodzą, zabierając ze sobą to, kim byli. Dlatego jest nam tak trudno. Dlatego Wam jest tak trudno. Pamiętacie jego kochające serce w pełni oddane żonie, dzieciom, wnukom, prawnukowi; pracę i troskę o to, byście byli dobrymi i szczęśliwymi ludźmi, by was ludzie nie skrzywdzili. Dla prawdziwego męża i ojca bezpieczeństwo i dobro żony, dzieci i wnuków jest priorytetem przez cale ziemskie życie. Wiecie, co tracicie wraz z odejściem męża, ojca, dziadka? Doskonale wiecie – bezinteresowną miłość. Moim zdaniem nikt nie kocha tak bezinteresowni jak rodzice i dziadkowie.
Nie wszystko jednak przemija wraz z odchodzącym człowiekiem. Jeśli przyjąć za Janem Pawłem II, że w tym wszystkim, co robi człowiek, pozostawia on cząstkę siebie, mamy świadomość, że człowiek pozostaje z nami w swym dorobku – w tym co stworzył. Twórczość jest istotnym elementem ludzkiej egzystencji. Bycie człowiekiem nie jest tylko przemijaniem. Życie człowieka jest tworzeniem, w którym człowiek pozostawia siebie. Starajmy się pamiętać o dziełach, które tworzył Pan Józef, o których mówiłem wcześniej. On jest w nich obecny. Nie zabrał ich ze sobą do trumny.
W 1984 roku odważny reżyser gruziński nakręcił film zatytułowany Pokajanie (Pokuta). Po kilku latach odlegiwania na pułkach, Edward Schewardnadze wyraził zgodą na wyświetlanie go w kinach. Film pokazuje transformację ludzi, którzy służyli utrwalaniu komunizmu i cierpienie tych, którzy myśleli inaczej, prześladowanie często wyimaginowanych wrogów. Zachęcam do obejrzenia tego filmu na you toube. Na potrzeby tego kazania przedstawię tylko ostatnią sekwencję tego filmu.
W małym miasteczku komuniści postanowili zniszczyć cerkiew poświęconą Matce Bożej. Paradoks. Zachęcał do tego człowiek – kompletny analfabeta, który głosił z uporem, jego zdaniem naukowy pogląd (mocno to akcentował), że człowiek pochodzi od małpy, a chrześcijanie pogłębiają w społeczeństwie ciemnotę. Niestety, przepiękna cerkiew, pochodząca z VI wieku, została wysadzona w powietrze. W jej miejsce zbudowano okazałą willę dla notabli. Po wielu latach przyjeżdża z syberyjskiego wygnania do tego miasteczka stara kobieta. Jako młoda dziewczyna został zesłana na Sybir. Zapamiętała, że jako dziecko przychodziła w tym miasteczku ze swoją mamą do cerkwi, aby się modlić. Pamiętała tylko, że do świątyni prowadziła prosta, główna droga. Na jej końcu była zbudowana cerkiew. Niestety, świątyni nie mogła odnaleźć. Postanowiła więc zapukać do bramy pięknej willi i zapytać. Przez okno wyjrzała młoda kobieta, która zapytała:
- O co chodzi?
- Czy ta droga prowadzi do cerkwi Matki Boskiej?
- Nie. To ulica Borna, ona nie prowadzi do cerkwi.
- Nie. To po co tu jest? Po co w ogóle droga, która nie wiedzie do świątyni?
Po co w ogóle droga, która nie wiedzie do świątyni? Nie wiedzie do Boga? Dokąd wiodła bogata w wydarzenia, niezwykle twórcza droga życia śp. Józefa Śniegockiego? Ja znam ją od trzydziestu lat. Nie jest moim celem wynoszenie kogokolwiek na piedestał. Jedynym Sędzią jest Pan Bóg. Pragnę tylko zaświadczyć o tym, co widziałem i słyszałem. Proszę nie przyjmować moich słów jako wyrocznię, ale proszę także uwzględnić, że w tej dziedzinie dane mi było poznać może odrobinę więcej, niż wielu osobom uczestniczącym w pogrzebie śp. Józefa. Często widziałem p. Redaktora w naszej bazylice na Mszy Świętej niedzielnej i podczas wszystkich uroczystość religijnych i patriotycznych. Wiem, że na wyjazdach służbowych szukał kościoła, by spełnić chrześcijański obowiązek uczestniczenia w Eucharystii. Widziałem go często klękającego do spowiedzi i przyjmującego Komunię Świętą. Pan Bóg do wielu uroków życia dopuszczał w jego życiu także oczyszczający krzyż i cierpienie. Śp. Józef przeżył w swoim życiu, aż trudno to sobie wyobrazić, osiemnaście operacji. Ostatnie z nich, wymiana stawów biodrowych, przyniosły bolesne komplikacje. Starał się dźwigać swój krzyż godnie. Mówił, że jest ciężko, ale się przeciw Panu Bogu nie buntował. Przeciwnie, te krzyże szeroko otwierały mu oczy, zbliżały do cierpiącego i dającego moc Chrystusa. Przez wiele lat choroby za swój obowiązek uznawał uczestnictwo w transmitowanej przez telewizję Mszy Świętej, codzienne odmawianie różańca, wysłuchiwanie Apelu Jasnogórskiego, każdego dnia odmawianie nowenny do swojego patrona – św. Józefa, regularne modlenie się Koronką do Miłosierdzia Bożego. Nie sądzicie, moi Drodzy, że on tym zadziwia nas i zawstydza równocześnie. Ogromną satysfakcję i radość miał, gdy w oddawaniu czci Panu Bogu towarzyszyła mu jego żona. Pani Anna starała się swojego męża w jego oczekiwaniach nie zawodzić.
Na chwilę przed jego śmiercią, byłem u niego w szpitalu. Wyspowiadałem go, udzieliłem Komunii Świętej i sakramentu namaszczenia chorych. Do końca zachował pełną świadomość i trzeźwość umysłu. Zastanawiałem się, co powiedzieć mu na koniec naszych ziemskich spotkań. Podziękowałem mu za wszystko, powiedziałem, jak go postrzegałem. On również wypowiedział do mnie wiele myśli. Nie chcę ich ujawniać. Niech zostaną słodką tajemnicą jego i mojego serca. Powiem tylko, że warto być księdzem, choćby dla takich spotkań z parafianami.
Nasz Przyjaciel Józef ruszył, by pokonać ostatni odcinek drogi swojego życia. Nie szedł po omacku, nie była to droga donikąd, prowadziła do oczekującego go, pełnego miłości Boga, bo po co droga, która nie wiodłaby do Boga?
Drodzy najbliżsi zmarłemu Józefowi! Drodzy Przyjaciele!
Otrzyjcie już łzy płaczący,
Żale z sera wyzujcie.
Wszyscy w Chrystusa wierzący
Weselcie się, radujcie.
Pieśń, która za chwile, w czasie wielkanocnym, będzie rozbrzmiewać we wszystkich świątyniach w Polsce, wskazuje nam na konieczność określonego postępowania w trudnych przeżyciach, do nich należy pożegnanie z bliskimi, kochanymi, czy bezinteresownie wspierającymi nas ludźmi. Ona każe nam otrzeć łzę, wyzuć z serca żal. Śpiewamy tę pieśń po upływie dni wielkopostnych, po zakończeniu czasu naszego wpatrywania się w krzyż Chrystusa, który On dźwigał na Golgotę. Przypomina nam bolesne i dramatyczne wydarzenia z życia naszego Pana, Jego Mękę i Śmierć. Jezus podjął ogrom cierpienia, aby wysłużyć nam największy dar – Zbawienie. Uczynił to dlatego, że nas kocha. W Jego miłości nie liczy się nasz wygląd, wiek, kolor skóry. Wielu świętych wyrażało przekonanie, że im większa miłość, tym liczniejsze życiowe krzyże: „Kogo Pan miłuje, tego doświadcza”.
Stając przed krzyżem, choćby zbudowanym w naszej bazylice jako zwieńczenie dekoracji grobu Pańskiego, patrzymy na tę Miłość wzgardzoną, ukrzyżowaną i tę, która zwycięża, zmartwychwstaje, aby jeszcze bardziej kochać. Ten, który doznał wzgardy, hańby, poniósł męczeńską śmierć, najlepiej rozumie i kocha tych, którzy dźwigają krzyż starości, choroby, samotność, pogrzebów. Dlatego trzeba otrzeć łzę, wyzuć z serc wszelkie żale i ufnie przytulić się do kochającego Serca Zmartwychwstałego Chrystusa. Ono kocha bardziej niż się domyślamy. Dzisiaj do tego kochającego Serca Chrystusa przytula się nasza brat Józef Śniegocki. Przytulmy się i my obolali, osamotnieni, cierpiący. Znajdziemy w Nim pokrzepienie. Amen.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie