Reklama

Jubileusz „Tradycji Teatralnych Pułtuska”

06/10/2024 09:00

Aniśmy się obejrzeli, a w Pułtusku znowu świętujemy jubileusz. My, czyli pułtuscy fani amatorskiego teatru i pracowita załoga MCKiS-u. Fani zadowoleni, bo przyzwyczaili się do jesiennego pławienia się w rozkoszach sztuki teatralnej. Załoga może nieco mniej, bo zorganizowanie przeglądu teatralnego wymaga zawsze kilku miesięcy tolerowania kaprysów zamiejscowych i lokalnych artystów, drukowania plakatów i folderów, kombinowania dekoracji i kostiumów, błagania sponsorów itp., itd. Ale znosiła to z godnością i służyła wszelką pomocą, gdy tylko uczestnicy konkursów tego potrzebowali. Za co, jako uczestnik i widz, serdecznie dziękuję. Także w imieniu scenicznych kolegów ze sceny.

W tym roku – dla podkreślenia rangi imprezy – wystąpiły (i wystąpią ponownie od środy 2 października) tylko teatry zaproszone przez organizatorów. I przeniosły nas w świat wielkich artystów, do magazynu jakiejś firmy produkującej nie wiadomo co i po co, w nieco zdegenerowane towarzystwo angielskiego hajlajfu, do pokoju przesłuchań czechosłowackiej bezpieki i na salony mieszczańskiej hipokryzji początku ubiegłego wieku. Piękny wachlarz.

Na początek był Teatr „OSTATNI DZWONEK” z Pułtuska z „Degrengoladą” Pavla Kohouta w reżyserii Lecha Chybowskiego i Pawła Grzywacza.

„...większość moich dramatów jest polityczna, odnosi się wprost do osobistych przeżyć, także doświadczeń politycznych.” – tak mówił o swej twórczości autor, czeski dysydent. „Jak byłem młody chciałem zostać aktorem, ale miałem dwie zasadnicze wady: bardzo złą pamięć i strasznie się czerwieniłem na scenie, więc mogłem grać tylko człowieka ze wsi. A ponieważ strasznie kochałem teatr, próbowałem wejść do niego innymi drzwiami, jako dramaturg i reżyser”.

I jako dramaturg – zmuszony do emigracji – pokazał w „Degrengoladzie” jeden z elementów procesu niszczenia czeskiej inteligencji, twórców, dysydentów przez służbę bezpieczeństwa. Przesłuchanie skonstruowane niemal jak widowisko: „przyjaźni” – ubecy rzekomo dzielący się osobistymi wyznaniami, kawusie, papieroski, fałszowane „dowody” i „kompromitujące” zdjęcia, namawianie do współpracy, kolejne „egzaminy na prawo jazdy...”. „Pułtuscy bezpieczniacy” – Paweł Grzywacz, Damian Wielgo i Michał Żuk – sprawdzili się w tej roli, starając się groźbami i prośbami, krzykami i fałszowanym współczuciem, oszukaną troską i wściekłością, zmusić literata Wańka – Artur Bednarek – do ujawnienia autorów pewnego dokumentu. Ale ten, choć, pardon, słabeuszowaty inteligent, nie „poszedł na współpracę”. Nawet pod groźbą „skandalu moralno-erotycznego”. Co więcej – skompromitował funkcjonariuszy, odkrywając ich tożsamość. Nieco wcześniej trafnie – niemal bez słów – wyraziła swój stosunek do nich „cywilna pracownica resortu” Sylwia Grzesiak. Przez scenę przemknął też Lech Chybowski, jako wysłużony funkcjonariusz, równie hałaśliwy jak młodsi koledzy.

Następnego dnia Teatr HURRAGRAM z Nowego Dworu Mazowieckiego przeniósł widzów w inny czas i inne miejsce. Reżyser Marcin Turek i sześć aktorek pokazało sztukę „Przemiany” na podstawie utworu Janusza Tartyłły „Dzień na dziś i na jutro”, którego premiera odbyła się 6 marca 1987 w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku. Autor, człowiek teatru, artysta, reżyserował wtedy tę sztukę.

Rzecz jest o tym, co chyba najbardziej interesuje nas w innych – o tajemnicach naszych osobowości, charakterów, postępowań. Dlaczego postępujemy tak, a nie inaczej, z czego bierze się nasz smutek, a co jest źródłem radości, z czego rodzi się nasza złość na czyjeś zadowolenie i zazdrość ich powodzenia, dlaczego wrzeszczymy na innych, nie tolerując, gdy oni wrzeszczą na nas... To też sztuka o potrzebie miłości, poszanowania, piękna; o poznawaniu samego siebie. I jest niejako paradoksem, że uzmysławiają nam to... magazynierki. Uzmysławiają, gadając, jak to w robocie, o wszystkim, co na myśl przyjdzie. W dniu, który zaczął się jak zwykle, a skończył – jak rzadko. W dniu, w którym wpadło do głowy, nie wiadomo dlaczego, by „robić” teatr...

I zrobiły zachwycający spektakl. Świetnie zagrany i wspaniale wyreżyserowany. Byłoby nieuczciwym wyróżnienie którejś z pań, a więc w kolejności z afisza: Agnieszka Bielecka (Klocura), Katarzyna Kowalczyk (Stepla), Agnieszka Magier (Worszaj), Katarzyna Rogulska-Ciura (Niemirja), Grażyna Rostkowska (Traskja) i Marzena Wandachowicz (Ciepielta). Wszystkie magazynierki znakomicie odczytały i zrealizowały reżyserskie pomysły Marcina Turka i wytrzymały narzucone przez niego tempo. W pamięć zapadają sceny „tańca ze szczotkami”, budowy zamku i wypadku.

Kolejnego wieczoru przez Teatr „POD DĘBEM” z Pułtuska zostaliśmy wplątani w kryminalną aferę rodem z „tradycyjnej” Anglii. Kilkadziesiąt lat temu historyk literatury prof. Jerzy Ziomek napisał: „Nie wiadomo, czy literatura zrodziła teatr, czy teatr literaturę. Wiadomo natomiast, że obie strony nie potrafią dłużej żyć bez siebie”. Konstatacja ta, słuszna czy nie, jak ulał pasuje do spektaklu leśników. Bo w latach 50-tych ub. wieku angielska królowa kryminału napisała sztukę „Pajęcza sieć”. W roku 1954 Charles Osborne przerobił ją na powieść. Teraz Wojciech Szydłowski, świetny aktor, adaptował „Pajęczynę” dla... kolegów z pracy. Ci zrobili z niej „kryminał w zupełnie starym stylu”. Scenografia (Szydłowski) bez zarzutu, reżyseria (Adam Gadomski) sprawna, akcja toczy się zrozumiale dla widza, zgrabnie poprowadzona, zagadka wciągająca, postaci narysowane starannie, rozwiązanie zaskakujące.

A dobrych aktorów nietrudno u leśników znaleźć. Prowokacyjna i z wybujałą fantazją Anna Sokalska (Klarysa), rozkojarzona i zabawna Anna Jeż (panna Pike), omylni koneserzy porto Józef Dyga (sir Delahaye) i Adam Gadomski (Hugo Birch), prawdziwie dyplomatyczny Andrzej Michalik (Henry), dystyngowana, ale kłamliwa służąca Elżbieta Gierek (pani Elgin), głodna, może dlatego cicha Zosia Kubicz (Emma), ciągnięty po podłodze łotr Marek Bartołd (Costello), angielska policja jak zwykle skrupulatna i powolna Agnieszka Łempicka (Inspektor) i Krzysztof Kubicz (Posterunkowy), no i rozkoszny bawidamek Michał Orłowski (Jeremy).

Ale żeby nie rozpoznać jakie porto się pije? Przecież to nie nasze białe wódki – żubrówka, żołądkowa gorzka, krupnik i jarzębiak – które mają identyczny smak...

W sobotę stał się w Pułtusku cud. Dokonali tego aktorzy Teatru „ROZMYTY KONTRAST” z Ciechanowa pokazując współczesną sztukę, napisaną... 120 lat temu. Okazuje się, że nasze hipokryzje, oszukaństwa, plotkarstwa, zazdrości, miłostki, żądze posiadania wszystkiego, co posiąść się da – pozostały niezmienne. Charakter homo sapiens jest twardy, jak skała. Mamy tylko szybsze możliwości kontaktów międzyludzkich i rozprzestrzeniania informacji, prawdziwych i fałszywych. Pokazali to uwspółcześniając „Lekkomyślną siostrę” Włodzimierza Perzyńskiego, nadając jej tytuł „Najlepiej na zdjęciach”. Nieco historii. Sztuka podobno powstała dzięki tzw. różnicy klas. Podczas pobytu na wywczasach, gdzieś nad Zbruczem, szczere awanse zakochanego Perzyńskiego, co tu kryć, biedaka, odrzuciła młoda kobieta, jak mówiono wtedy, ziemianka. Nieszczęśnik cierpiał przez rok, potem napisał sztukę, od razu dobrze przyjętą przez widzów. Ale minęło lat 20 i Antoni Słonimski w recenzji przedstawienia w Teatrze Polskim w stolicy pisał: „Komedia Perzyńskiego należy emocjonalnie do minionej epoki i jest dzisiaj bezsilna i niewymowna. Dostrzegam w niej nawet braki i niedociągnięcia psychologiczne.” Minęło sto lat i miłośnicy teatru z Ciechanowa udowodnili, że Perzyński jest aktualny. W naszych rodzinach nie ma już „czarnych owiec”, bo wybielają je pieniądze, które – powtórzmy za Rzymianami – nie mają zapachu. A gdyby nawet miały, to można je wyprać.

Cud pt. „Najlepiej na zdjęciach” wspaniale wyreżyserowała Małgorzata Dzilińska (przypomnę – nagrodzona za to samo w zeszłym roku). Dołożyli się do cudu rewelacyjną grą: w roli Heleny – Agnieszka Baranowska (przypomnę „Łotrzyce” z 2020), w roli Marii – Alicja Nowakowska, Patryk Zembrzuski jako Henryk, Mateusz Wawer jako Janek, Michał Wiktorowicz jako Władysław i Gabriel Żbikowski jako Olszewski. No i Małgorzata Dzilińska, która jako Ada nie była gorsza od swych aktorów. Prawdziwych amatorów, bo dla pięciorga z nich nasza scena była miejscem debiutu.

Swoją recenzję Słonimski zakończył tak: „Wykonanie „Lekkomyślnej siostry” było na ogół poprawne. Ćwiklińska (Helena – lch) miała parę świetnych momentów, podobnie Zelwerowicz (Henryk – lch) i Lenczewski (Olszewski – lch)”. Ja skończę tak: Wykonanie „Najlepiej na zdjęciach” było w całości więcej niż poprawne. Było zachwycające.

Miał pięć lat, gdy zastąpił chorą matkę na scenie, miał dziesięć, gdy zaczął pracować. Znał życie od najgorszych stron. Kupiłem dwie wiązki narcyzów i wziąłem się do rozkładania ich na pensowe bukieciki, wróciłem do domu z pięcioma szylingami... byłem chłopcem na posyłki w mydlarni... posługaczem u doktorów... chłopcem do posług w szykownym domu... pracowałem u sprzedawców gazet i książek... przez jeden dzień byłem dmuchaczem szkła – wspominał w autobiografii.

Widowiskiem Anny Salamon „Autentyczność Chaplina”, w reżyserii i scenografii autorki, zakończyła tegoroczny konkurs Warsztatowa grupa teatralna ATM ARTYSTA z Warszawy.

Autorka i siedem bardzo sprawnych aktorek pokazały spektakl fascynujący, ale trudny, czarno-biały i smutny. Taki był Chaplin, taka była twórczość najwybitniejszego aktora i reżysera kina niemego. . „Nie musiałem czytać książek, by wiedzieć, że osnową życia jest konflikt i ból – też z autobiografii – całe moje błaznowanie było instynktownie na tym oparte. Dzięki humorowi zmienne koleje życia mniej nas przytłaczają. Pobudza on nasze poczucie proporcji i objawia nam, że w wyolbrzymianiu powagi czai się niedorzeczność”.

Dokładnie to pokazały – Małgorzata Browarska-Popiołek, Magdalena Kaliniak-Wójcik, Małgorzata Krysiak, Katarzyna Małek, Magdalena Stępczyńska, Magdalena Winter i Katarzyna Żabka – autentyczne, roztańczone, rozśpiewane, rytmiczne, zgrane, przebierające się po kilka razy i świetnie realizujące wizję autorki. Doskonale dobrana, momentami wstrząsająca muzyka, zdjęcia podbudowujące nastrój i jeszcze „teatr cieni” angażujący uwagę w momentach technicznych przerw.

Zakończenie konkursu godne jubileuszu. Zdanie jurorów będzie znane już niedługo – 25 października.

Lech Chybowski

ZDJĘCIA Z KAŻDEGO SPEKTAKLU:

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do