
Niecierpliwi czytelnicy dwóch pierwszych powieści kryminalnych Andrzeja Kwiatkowskiego doczekali się trzeciej części „trylogii” pod tytułem „Heroina”.
Niektórzy liczyli zapewne, że poszukiwania zbrodniarza będą działy się wreszcie w Pułtusku, inni mieli być może nadzieję, że do akcji znów wkroczy wzorowy policjant Marek Grabowski, jeszcze inni zastanawiali się kto tym razem i jakiego przestępstwa się dopuści. I wszyscy zostali przez autora – nie jest to absolutnie zarzut – zaskoczeni. Bo sprawnym policjantem prowadzącym śledztwo jest świeżutki absolwent, prymus!, szkoły policyjnej, bo akcja dzieje się nie w powiatowej mieścinie, ale w siedzibie województwa, bo policja szuka zaginionej osoby po pewnym czasie, nie wiadomo więc czy rzeczywiście doszło do przestępstwa...
Powiedzmy otwarcie, że autor – z całym podziwem i szacunkiem dla niego – trochę czytelników oszukał. Mimo że przebieg śledztwa angażuje zainteresowanie czytelnika, że wszelkie realia są starannie przedstawione, że działalność zaginionej osoby jest dokładnie opisana, a „galeria” ewentualnych sprawców dość szeroka, „Heroina” nie jest tzw. kryminałem.
Jest powieścią psychologiczną, z wątkiem kryminalnym. Wielostronną wiwisekcją zjawiska występującego obecnie nagminnie w naszym życiu społecznym i zawodowym. Zjawiska, które zajmuje wiele miejsca w tzw. programach interwencyjnych wszelakich stacji telewizyjnych, wypełnia najróżniejsze fora internetowe i social media, jest też często dyskutowane w kręgach rodzinnych.
… jakim zimnym draniem musiała być kadrowa i jak bezwzględnie, a wyrafinowanie, potrafiła prowadzić własną grę pozorów w taki sposób, by nikt z nich zawczasu nie dostrzegł w tym niebezpieczeństwa, czy nawet cienia manipulacji, i by wkrótce potem mogła interesownie przywłaszczyć sobie profity spływające z owego szubrawstwa. A był to tak naprawdę początek jej wyczynów... Tak oto autor charakteryzuje zaginioną postać.
I dalej: ...wszystko, co robiła, miało na celu jednych ludzi odpowiednio podpuścić, a innych umiejętnie zastraszyć. (…) Okazała się demiurgiem spisków jej niezbędnych do serwowania nieuczciwych zagrywek. I tak... kojarzyła kogo trzeba, z kim trzeba. Wyrabiała niektórym tak zwane „plecy”. Ma się rozumieć, że chodziło o doraźne protekcje. Potrafiła kreować układy w myśl prawidła „ręka rękę myje”. (…) A przy tym przecież niszczyła wszystko, co w ludziach było naprawdę dobre...
Trzecia powieść Andrzeja Kwiatkowskiego jest więc – moim zdaniem – tym, co w telewizyjnych reklamach, zachęcając do kupna, określa się: dwa w jednym. Jest instrukcją i podręcznikiem. Dla szefów lub osobników mających choć odrobinę władzy to doskonały szczegółowy instruktaż jak niszczyć, upokarzać i gnoić współpracowników, podwładnych i innych od siebie zależnych, a dla drugiej strony, czyli od osobników od kogokolwiek zależnych – podręcznik jak chronić swe życie przed niszczeniem, upokarzaniem i gnojeniem.
Zakończmy tę króciutką prezentację jeszcze jednym cytatem:
„Wiadomo... żądza władzy to jedno, a utrzymanie pod kontrolą całego systemu swojego władztwa wymaga szczególnego usprawnienia. Inaczej nie udałoby się go zachować. Można być merytoryczną miernotą, ale przy tym biegłym zamordystą. I to wystarczy. Z tego biorą się i diaboliczne podszepty, i podżeganie do konfliktów, i stosowanie przynęt, i zastawianie pułapek. A wszystko to razem wzięte to przecież metody z repertuaru społecznego szkodnictwa! Kimże jest więc ktoś, kto działa w taki sposób?” Życzę przyjemnej lektury.
Lech Chybowski
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie