
Iquitos – miasto w północno-wschodniej części Peru, nad rzeką Amazonką, ok.600 tys. mieszkańców. Jest stolicą regionu Loreto i prowincji Maynas. Miasto w dżungli. Można tutaj przylecieć samolotem, można przypłynąć łodzią. Nie można dojechać samochodem, gdyż do Iquitos nie ma żadnych dróg. Miasto dla zuchwałych - jak powiedział Wojciech Cejrowski. Tam właśnie od 17 lat żyje i ewangelizuje ks. Zbigniew Stanisław Rembała. Księdza Zbigniewa poznaliśmy w gościnnych progach ks. Dariusza Multona, proboszcza parafii w Zambskach.
Ks. Zbigniew Stanisław Rembała pochodzi z Bielina, niedaleko Sokołowa Włościańskiego. Z księdzem Darkiem zna się od czasów seminarium. Teraz odwiedza go, podobnie jak rodzinę i przyjaciół, co 2 lata, kiedy to przylatuje do Polski. Na początku misji w Peru wykorzystywał cały dwumiesięczny urlop. Teraz, po miesiącu wraca, bo tęskni.
- Na misję do Peru, w ramach wolontariatu, zaprosił mnie kolega. Jednak zostawić wszystko, poukładane życie... to było trudne – mówi ks. Zbigniew. - W tym okresie prowadziłem zajęcia z młodzieżą. Jednym z tematów było powołanie. Właśnie na tych zajęciach ktoś znalazł i przeczytał tekst, mówiący o tym, że nie należy uciekać przez swoim powołaniem, brzmiał miej więcej tak „zaakceptować swoje powołanie, to zmienić swój dotychczasowy styl życia”. Wtedy zrozumiałem, że jestem gotów, że skoro tam potrzebni są księża, to ja zaakceptuję swoje powołanie. Nie oznacza to, że nie miałem obaw. Był rok 1994, kontrakt opiewał na 5 lat. Tuż przed wyjazdem udałem się do kościoła św. Wojciecha Ojców Dominikanów we Wrocławiu, aby prosić Błogosławionego Czesława (patrona rodziców – Czesławy i Czesława), by misja minęła szybko i spokojnie.
Najtrudniejszych jest pierwszych... 10 lat
Lima, w stosunku do europejskich stolic pozostaje w tyle o dziesięciolecia. W 1994 ten etap rozwoju był jeszcze niższy. Przepełnione autobusy, taksówki z dziurawym dachem i podłogą, w których trzeba trzymać drzwi, żeby nie wypaść, zaszokowały europejczyka. To kraj dysproporcji. Mała grupa bardzo bogatych, którzy mają wszystko, i pozostali, którzy nie mają prawie nic. Najgorzej jest w nizinnej, amazońskiej części kraju. Mimo równikowego klimatu, ziemia jest nieurodzajna. Patrząc na bujną przyrodę można pomyśleć, że jest się w raju. Ale to tylko chwila, złudzenie.
Duża cześć ludzi to analfabeci. Rok szkolny w Peru trwa od marca do grudnia, ale nauczyciele do indiańskich wiosek docierają w lipcu a wyjeżdżają już w październiku. Zresztą do szkoły posyłają tylko ci nieliczni rodzice, którzy sami do niej chodzili. Dodatkową barierą w edukacji jest obowiązek noszenia bardzo drogich mundurków.
- Ludzie też są zupełnie inni niż w Europie, trzeba ich pokochać, zaakceptować takich, jakimi są, a na to potrzeba czasu, otwartości i cierpliwości. W domach, na ulicach, w sklepach, wszędzie - panuje bałagan. Tak to wygląda na samym początku pobytu. Po jakimś czasie jednak można zauważyć, że ci ludzie tak naprawdę szanują porządek, cieszą się z tego, ale na plebani, u siebie niekoniecznie. Zresztą ten ich bałagan, jest taki ciepły, podobnie, jak oni sami. W autobusach wszyscy ze sobą rozmawiają. - Kiedy po dwóch latach przyjechałem na pierwszy urlop do Polski, dopiero zauważyłem tę różnicę. U nas wszyscy są eleganccy, ale chłodni. Autobusy z dokładnością punktualnie odjeżdżają z kolejnych przystanków. Tam odjeżdżają, kiedy wsiądzie ostatni, nawet bardzo spóźniony pasażer. I zatrzymują się wszędzie gdzie ktoś chce wsiąść lub wysiąść. To wszystko jest mniej zorganizowane, precyzyjne ale bardziej ludzkie.
- Przede wszystkim jednak, tych pierwszych kilka lat było dla mnie ogromną lekcją pokory. W innym kraju, z diametralnie odmienną kulturą. Gdzie nieustannie trzeba pytać o drogę, uważać, żeby czymś nie urazić, o co jest niezwykle łatwo, nie znając zwyczajów. Z kolei chcąc je uszanować, człowiek naraża się na efekty uboczne gościnności (dopóki organizm nie przywyknie), pijąc np. wodę z rzeki z dodatkiem cytryny. Jeden z księży schudł 20 kilo dość krótkim czasie. Mówiłem mu potem, że najtrudniejszych jest pierwszych 10 lat, a potem można się przyzwyczaić.
Niebezpiecznie, ale Pan Bóg posłał, to i czuwa!
Co jest najtrudniejsze w życiu w Iquitos? - Przeprawy rzeką - bo tylko tak można dostać się do wiosek rozległej parafii. I choroby, bez kontaktu z lekarzem, kiedy doświadcza się życzliwości miejscowych ludzi, leczących ziołami i okładami z liści. - Nie raz przeżyłem taką sytuację. Lekarz był wtedy gdzieś bardzo daleko. Żeby do niego dotrzeć trzeba było płynąć rzeką kilka dni albo tygodni. - Ale za to do Pana Boga było blisko. Myślałem sobie wtedy, Panie Boże, posłałeś, to czuwaj.
{jgxgal folder:=[images/stories/peru_rzeka] title:=[] cols:=[4]}
Mały człowiek w dużym domu
Ks. Zbigniew Rembała pracował w dwóch z peruwiańskich parafii przez 16 lat. Trzy lata temu w Iquitos wybudowano seminarium duchowne. Od roku jest jego rektorem. Po powrocie będzie kopał staw rybny, żeby wyżywić seminarzystów. I tu jest inaczej, niż w jego macierzystym seminarium.
- W Płocku samych profesorów było 30 - 40. W moim seminarium jestem sam, mały człowiek w wielkim domu. Pięciu studentów odbywa praktyki w parafiach, ja kształcę pozostałych dziesięciu, dzięki współpracy kilku proboszczów, którzy pełnią zarazem funkcje profesorów. Większość księży to obcokrajowcy. Malta, Australia, USA, Hiszpania, Polska. Siostry zakonne w większości pochodzą z rożnych rejonów Afryki – z Senegalu, Kongo; z Azji, z Europy, z całego świata. - Tworzymy kościół misyjny - taki, jaki powinien być – międzynarodowy, wielokulturowy, różnorodny.
{jgxgal folder:=[images/stories/peru_kaplica] title:=[] cols:=[4]}
Polska dusza w magicznym świecie
Rozmawiamy o południowej Ameryce. O kontynencie ogromnych kontrastów. Kontynencie niebotycznie wysokich Andów i amazońskiej dżungli. Kontynencie bogactwa wielkich nadmorskich miast, gdzie nieliczni mają wszystko i niewyobrażalnej biedy slumsów, gdzie ludzie nie mają nic. Kontynencie urzekającej przyrody, fantastycznych zabytków i krajobrazów zapierających dech w piersi.
Rozmawiamy o literaturze iberoamerykańskiej, realizmie magicznym, mistyce, czarach, rzeczywistości tak idealnie wymieszanej z fantazją.
Rozmawiamy także o polityce - rosnącej popularności lewicowej ideologii Hugo Chavez"a czy Evo Moralesa. W Peru właśnie wybory prezydenckie wygrał przedstawiciel „lewicowej fali” Ollanta Humala. 28 lipca obejmie urząd.
Ksiądz Zbigniew mówi z delikatnym akcentem. Czasami zdarza mu się użyć hiszpańskich słów. Kiedy w 1994 roku wylądował w Limie, nie potrafił w tym języku ani słowa – dziś jest dwujęzyczny. Gdy kopiujemy z jego pendriva zdjęcia zauważamy, że nazwy katalogów ma w języku hiszpańskim.
Jan Paweł II i żarówki Made in Poland
Pytamy co w dalekim Peru można kupić polskiego. - Oczywiście wódkę – pada odpowiedź. - Co ciekawe w Limie „Wyborowa” była tańsza niż w Polsce. Ale ostatnio podrożała – śmiejemy się, że to za sprawą polskich księży, którzy jak ją tam odkryli to zwiększył się popyt! Kiedyś poczułem się bardzo dumny jak kupiłem żarówki do naszej kaplicy. Gdy je zakładałem dojrzałem napis „made in Poland”.
Polska dla Peruwiańczyków to niemal nieznany kraj, gdzieś w dalekiej Europie. - Kiedy na samym początku mojego pobytu mówiłem, że jestem Polakiem natychmiast mówili o Bońku i Wałęsie. No i oczywiście o Janie Pawle II.
Polacy, choć nieliczni, zawsze byli widoczni w Peru. W XIX wieku Ernest Malinowski budował kolei transandyjską. Ta, położona, najwyżej na świecie linia kolejowa do dziś wzbudza podziw i jest uznawana za jeden z cudów świata. Każdego Polaka napawa duma, gdy słyszy od miejscowych, że to nasz rodak ją wybudował.
W bliższych nam czasach zasłynął Stan Tymiński – twórca pierwszej w południowej Ameryce telewizji kablowej.
Niewiara w zło nie chroni nas przez nim
„W Iquitos władza państwowa nie istnieje, więc nie istnieją tam komornicy. Jak zatem odzyskać dług? Wystarczy pójść do jednego z wielu specjalistów – czarowników, kupić specjalne ziarna, udać się do dłużnika i rozgryzając je powtarzać w myślach - masz mi zapłacić! Sprzedawca gwarantuje powodzenie, w tej, podobnie jak i w każdej innej sprawie” - dowiadujemy się z odcinka „Boso przez świat” W. Cejrowskiego, poświęconego Iquitos. - Tam na pierwszym miejscu są wierzenia – potwierdza ks. Zbigniew. Jeśli ktoś dowie się, że został rzucony na niego urok, przez trzy dni nie je, a potem umiera. - Kto nie może tego pojąć, niech nie pojmuje. Nasza praca misjonarska polega na tym, żeby wejść w ich kulturę, a nie wciskać ich w nasz świat. Musimy to uszanować.
Takie podejście misjonarzy owocuje ogromnym szacunkiem i zaufaniem miejscowych do katolickich księży. W Iquitos, jeśli szaman nie pomoże, wzywa się księdza. - Kiedyś zostałem wezwany do 25 – letniej kobiety, dotkniętej opętaniem. Szaman, który próbował jej pomóc, uciekł po tym, jak dziewczyna męskim głosem powiedziała mu co skrywa się w najczarniejszych zakamarkach jego duszy. Spowiadała się za niego. - Ponieważ nikt nie jest bez grzechu, bałem się tej wizyty. Nie mogłem jednak odmówić, wyspowiadałem się i pojechałem do chorej – opowiada ks. Zbigniew. - Kiedy modliłem się przy niej, dziewczyna, dotąd bardzo słaba, bezsilna, wstała podeszła bardzo blisko i wykrzyczała – nie bój się mnie! Dostałem gęsiej skorki. Wyprosiłem wszystkich z pomieszczenia i zacząłem z nią rozmawiać. Dziewczyna była opryskliwa, potem uwodziła mnie, rzucała się do stóp, całowała sandały. W końcu jednak wyspowiadała się i poprosiła o posiłek. Rodzice ucieszyli się, bo trzy dni nic nie jadła. Zdarzenie to skonsultowałem później z Marino Restrepo, światowej sławy mistykiem. Powiedział, że nie był to demon, ale jeden z duchów nieczystych. Wiedział, że się boję.
Trzeba być szalonym, żeby tam wyjechać – mówi na zakończenie naszej rozmowy, - otwartym i cierpliwym, żeby tam zostać. Po 17 latach urlop w Polsce jest wspaniały. Spotkania z rodziną, przyjaciółmi. Ale kiedy już się wszystkich odwiedzi, przegada parę nocy zaczyna powoli kiełkować w duszy tęsknota. Nasz rozmówca wydaje się być myślami już tam. Za kilka dni, pod koniec lipca wsiądzie do samolotu w Warszawie i przez Amsterdam, Panamę i Limę dotrze do swojego Iquitos.
Tęsknota z Polską, jak sam mówi, najsilniej powróci w Boże Narodzenie. Gdzieś pod palmami, w tropiku postara się poczuć choć przez chwilę jak w Polsce, jak w rodzinnym domu Bielinie nad Narwią, jak w drewnianym, parafialnym kościele w Lubielu. Mamy nadzieję, że w tej duchowej podróży na polską pasterkę pomogą kolędy z naszych płyt „Pułtusk kolęduje”. Ksiądz żegnając się z radością wziął cztery. Zapewnił, że będzie ich słuchał...
Do zobaczenia za dwa lata.
Kontakt z misjonarzem jest możliwy za pośrednictwem redakcji Pułtuskiej Gazety Powiatowej.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie