Reklama

Będą upadki, jeden za drugim? – Utargi spadły nawet o 90%! Tragiczna sytuacja przedsiębiorców na ul. Mickiewicza

24/04/2025 15:20

Czy firmy działające w Pułtusku przy ul. Mickiewicza przetrwają trwający tu remont? Czy będą ogłaszać upadłość jedna po drugiej? – Nie sądzę, żeby miasto podało nam rękę czy gmina, czy starostwo, czy ktokolwiek inny. Nie sądzę, żeby ktoś się na to zdobył, żeby coś dla nas zrobił. Resztkami sił ciągniemy na razie. Dochody są radykalnie niższe! – mówi jeden z przedsiębiorców prowadzący firmę przy ul. Mickiewicza. - Wie Pani, co jest smutne? – pyta kolejny – że na odcinku od planowanego ronda w dół do Daszyńskiego są lokalni przedsiębiorcy. Nie sieci, a lokalne firmy, które zostały zapomniane przez władze miasta. Nikogo los ludzi nie interesuje. Teraz już nie zarabiamy, teraz staramy się przetrwać, ile jeszcze wytrzymamy? – Ja dzisiaj byłem w banku o pożyczkę. Bo nie dam rady… – słyszymy w następnym sklepie. – Samych kosztów jest 30-40 tysięcy na miesiąc! Netto, PKO to są firmy, które mają kupę szmalu, a z tymi, którzy mają forsę, to się idzie i rozmawia, a kogo obchodzą tacy ludzie, jak ja czy inni tutaj? Uważam, że miasto nie dba o swoich obywateli. Życzyłbym sobie żeby raz z tygodniu jakaś decyzyjna osoba przeszła się po tej ulicy i zobaczyła, co się dzieje...

W ostatnim czasie często docierały do nas niepokojące sygnały o kłopotach przedsiębiorców prowadzących biznesy przy ulicy Mickiewicza. W czwartkowe przedpołudnie odwiedziłyśmy sprzedawców tej części miasta. Wyłonił się bardzo smutny, czasami wręcz tragiczny, obraz codzienności, z jaką muszą się obecnie zmagać. Czy przetrwają? Czy pomogą im władze miasta? Czego potrzebują?

Rzeczywistość firm na Mickiewicza

Proszę do nas wejść, pusto. I tak jest codziennie. Nie mamy klientów. Nie zarabiamy. A wszystkie opłaty musimy ponosić – mówi jeden z naszych rozmówców – przedsiębiorców prowadzący firmę przy ul. Mickiewicza – nie wszyscy bowiem chcą podawać swoje personalia. – Za małe miasto… mówią.

Nasza rzeczywistość jest taka, że utargi spadły o 40% – informuje kolejny właściciel sklepu. – Znikąd żadnej pomocy. Burmistrz mogłaby się domyśleć, że podatek od nieruchomości za ten rok mogłaby umorzyć. Bo nie wiem, jakie jeszcze ma możliwości w kwestii pomocy. Na Mickiewicza, jak widać – bałagan niesamowity! Ludzie nie mogą przechodzić. Nie ma żadnego nadzoru. Odchodząc z pracy powinni zostawić po sobie porządek. Ale tu nie ma z kim rozmawiać. Facet stał mi ciężarówką przed drzwiami sklepu przez cały dzień. Czekałem na niego ze dwie godziny, bo nie było go w samochodzie. Sytuacja zmusiła mnie do tego, że ze swoimi pracownikami zmieniliśmy umowy na takie na pół etatu. Dziewczyny się zgodziły. Wszystko po to aby utrzymać miejsca pracy. I jakoś próbujemy przetrwać.

– Nikt z prowadzących tu firmy nie wie ile jeszcze przetrwa, czy jest sens prowadzić w tym miejscu działalność. Wszystko jest odkopywane, następnie zakopywane, a później w tym samym miejscu ponownie odkopywane. I tak wkoło…Przychodzi tu tylko ten kto musi, kto nie ma już wyjścia. Jest źle. Bardzo ciężko dostać się w to miejsce. Każdy omija, macha ręką na sama myśl, że mógłby zrobić tu zakupy – słyszymy.

Słyszymy, że ktoś wpadł nogą do dziury…

…inni zniszczyli spodnie, buty, poobijali się. Do sklepów trudno dojechać z towarem. Ostatnio zakopał się samochód- bus i kilka osób pomagało go wyciągać. – Objeżdżał to niby rondo – opowiadają sklepikarze. – Wystarczy, że spadnie deszcz horror jest jeszcze większy. Bo kto do nas dojdzie? Nie ma chodników, zerwano kostkę…

Miasto” interesuje się losem przedsiębiorców?

Nikt się nie interesuje naszą sytuacją. Niektórzy ją lekceważą, bo remont być musi i koniec, a nikt nie patrzy na to, że nasza działalność też musi być prowadzona. Musimy przecież zapłacić rachunki, podatki, pensje, ZUS, energię. A utrzymanie chłodni, lodówek? Tego nie można ot tak wyłączyć. Nikt nie rozumie tego, że musimy prowadzić firmy, żeby żyć i utrzymać rodziny. Ceny rosną, a obroty są minimalne. Teraz już nie zarabiamy, teraz staramy się przetrwać, a ile można to wytrzymać? Nikogo los ludzi nie interesuje – mówi zrozpaczona przedsiębiorczyni.

Gdyby ktoś o nas myślał, to zrobiłby jakieś zebranie z nami. Miasto też by mogło, chociaż część jest miasta, część starostwa. Przecież my nie będziemy do każdego chodzić i żebrać. Ja nie jestem tu jedna. My wszyscy na ten ulicy zatrudniamy mnóstwo ludzi, ale chyba nikomu nie zależy, żeby ludzie mieli pracę. Uważam, że na taką inwestycję to powinien być program dla ludzi. Bo do kogo my mamy iść. Do Starosty? A on mi powie – Ty idź do gminy! Bo to jest gminy! Dobrze by było, żeby decydenci przejęli na przykład przez miesiąc czy dwa, jakieś opłaty, niechby nam ulżyli.

Cierpią lokalne firmy

Wie Pani, co jest smutne? – pyta jeden z naszych rozmówców – że na odcinku od planowanego ronda w dół, do Daszyńskiego są lokalni przedsiębiorcy. Nie sieci, a lokalne firmy, które zostały zapomniane przez władze miasta.

Trzeba jakoś żyć w tym bałaganie, ale nie wiem, jak to będzie. Jest ciężko, bo nie ma do nas dojścia, nie ma dojazdu. Nie ma nowych klientów. Wierni przychodzą, ale to nie wystarczy, żeby utrzymać firmę. Mamy połamane schodki, ale nawet ich nie reperujemy, bo nie wiemy co tu będzie się działo dalej… Najważniejsze, że drzewo ma zostać... Ekipa, która tu była, powiedziała, że ma szansę zostać i chociaż z tego się cieszymy – opowiada przedsiębiorczyni.

Nie sądzę, żeby miasto podało nam rękę. Czy gmina, czy starostwo, ktokolwiek inny. Nie sądzę, żeby ktoś się na to zdobył, żeby coś dla nas zrobił. Resztkami sił ciągniemy na razie – mówi nasza rozmówczyni.

W Kwiaciarni „Zakątek Wiewiórki”, niedaleko baru „U Niedźwiadków”, nie ma żywej duszy. Właścicielce zadajemy to samo pytanie, co wszystkim przedsiębiorcom.

Tak jak widać – jest ciężko – odpowiada. – Od dłuższego czasu zmagamy się tutaj przede wszystkim z miejscami parkingowymi. Klienci rezygnują, bo nie ma gdzie stanąć, dlatego już wszyscy mijają tę naszą okolicę. Liczymy teraz tylko na swoich znajomych, na tych, którzy nas wspierają. Ale mimo wszystko – podatki są stałe, ZUS-y są duże, do tego wynajem, prąd, który ostatnio mocno poszedł w górę. Dochody w okresie remontu ulicy spadły w kwiaciarni znacznie, bo o około 50%. Klienci nie zaglądają, rezygnują i przepraszają, bo nie ma jak dojechać. Z odbiorami zamówień też jest ciężko.

No i ten kurz. Musimy wystawiać kwiaty na zewnątrz, jeśli nie wystawimy nie jesteśmy widoczni. To jest ryzykowna branża. Jeśli kwiat się nie sprzeda, muszę go wyrzucić. Ubranie można przewiesić, przecenić, tutaj nie ma takich możliwości.

Pytamy też czy ktoś z lokalnych władz, czy radnych był, pytał, interesował się. – Nie było nikogo z władz, a żeby było ciekawiej, to my dowiedzieliśmy się o remoncie w trakcie realizacji. Cieszę się, że chociaż wy zainteresowaliście się nami – mówi florystka.

Nasza rozmówczyni chciałaby kupić chłodnię do kwiatów, ale przy obecnych cenach i obrotach jest to niemożliwe. Uważa, że przynajmniej podatek od nieruchomości mógłby być na czas remontu obniżony albo zawieszony w tym najgorszym okresie. Obecną sytuację porównuje do okresu pandemii, kiedy było naprawdę źle. – Jeśli to potrwa do października, to nie wiem, czy wytrwamy. Dla nas ten rok to jest takie być albo nie być – mówi na zakończenie.

Kierujemy się dalej do sklepu mięsnego „Lenarcik”. Tu panie mówią praktycznie to samo, co nasi poprzedni rozmówcy. – Klienci się skarżą, mówią, że nie można dojechać do nas, szczególnie, kiedy popada deszcz. Cała droga rozwalona, błoto, że nie ma nawet żadnych kładek, żeby dojść. Tu dochody spadły o około 30%.

Jest tragicznie – mówi właściciel Cukierni „Ptyś”. – Mamy połowę mniejszą sprzedaż. Klienci nie mogą dojść, szczególne jak spadnie deszcz.

Jak reagują na informację, że remont potrwa do września, października?

Ja nawet w te terminy wierzę. Ale nie wiem, jak/ czy do tego czasu wytrzymam, bo ZUS, prąd, pensje to są koszty, a zysków nie ma żadnych.

Staram się już nie denerwować, bo szkoda mojego zdrowia. Na początku było mi żal, bo człowiek starał się, a nie szło… i to nie z własnej winy. Najgorsze jest to, że my musimy utrzymać pracowników. Gdybym była sama to bym przeczekała. Bez pracownika nie pociągnie się firmy, bo wszystkiego sam nie zrobisz.

Niech przedsiębiorcy nie przesadzają i cieszą się z remontu… komentują niektórzy…

Powiem tak, dobrze że remontują, bo trzeba to zrobić. Mamy pecha, że akurat my trafiliśmy na taki czas. Teraz mogę już tylko powiedzieć – co los przyniesie, to będzie. Jeśli jednak przyjdzie czas, że zacznę dokładać do interesu, to go zamknę. Mówię to jawnie. Podobne zdane słyszałam już od kolegi… Ja mogę nie zarobić, ale muszę chociaż uzbierać na koszty, żeby nie mieć długów! Dla mnie byłoby lepiej przeczekać, ale trzeba zarobić na koszty pracownicze. Więc wygasić nie mogę. I to jest taka patowa sytuacja. Musiałabym mieć kilkadziesiąt tysięcy, żeby na kilka miesięcy firmę zamknąć. A zamknąć w tej chwili nie mogę, bo wiązałoby się to dla mnie z ogromnymi kosztami. A zamknąć w taki sposób, żeby to do piwnicy wrzucić towar, to mnie na to nie stać... Masakra co? Cieszę się, że zrobią ulicę, ale nam jest ciężko.

Podchodzi do nas kolejny sprzedawca mający biznes niedaleko planowanego ronda. – Oni naprawdę robią. Nie można mieć żalu, bo oni naprawdę pracują – mówi. A na pytanie jak żyje się teraz przedsiębiorcom odpowiada – Źle! Bardzo źle, gorzej niż źle. Dalej nie mogę mówić, bo mógłbym użyć nieodpowiednich słów do gazety.

Jak mówią zgodnie, w najgorszej sytuacji są przedsiębiorcy z ul. Mickiewicza w okolicy planowanego ronda. – My mamy najgorzej i jeszcze ta Pani, która sprzedaje na dole telefony, tam, gdzie kiedyś był fryzjer – dodają.

Docieramy zatem piaszczystą drogą, obok pracujących maszyn, do tego punktu usługowego, w którym sytuacja jest dramatyczna. Osoba prowadząca to miejsce mówi, że dochody spadły o 90%... – W ogóle ludzie nie przychodzą, możemy liczyć tylko na stałych klientów… aż nie chce się mówić...

Jakiekolwiek wsparcie ze strony miasta? Na jaką pomoc liczą przedsiębiorcy od władz miasta?

Nic mi na ten temat nie wiadomo żeby decydenci dowiadywali się co się dzieje w tej okolicy. Chociaż miasto nie musi przychodzić, żeby wiedzieć...

Nie wiem, jakie są możliwości miasta. Ale czy jakaś rekompensata, czy może odszkodowanie… Bo droga jest OK! Ja jestem za tym, żeby ją zrobić. Tylko dlaczego ja i jeszcze inni mamy za to płacić? Ja dzisiaj byłem w banku o pożyczkę. Bo nie dam rady… Samych kosztów jest 30-40 tysięcy na miesiąc! Rozmawiamy z ludźmi, może jakoś po świętach się zorganizujemy i zaczniemy działać! Źle to widzę, bo nie jesteśmy dla siebie przyjaciółmi. Netto, PKO to są firmy, które mają kupę szmalu, a z tymi, którzy mają forsę to się idzie i rozmawia. A tacy ludzie jak ja czy inni to kogo obchodzimy? Miasto dbając o swoich obywateli powinno nam tutaj pomóc. Życzyłbym sobie żeby raz z tygodniu jakaś decyzyjna osoba przeszła się po tej ulicy i zobaczyła co się dzieje. Uważam, że miasto nie dba o swoich obywateli – mówi właściciel sklepu.

Co jeśli nie dostanie Pan kredytu, co Pan zrobi, pytamy. – Niech Panie nawet nie żartują!

Zamknięcie biznesu? – To jest niemożliwe! Panie to sobie wyobrażają? Co z tym towarem, co z tym wszystkim miałbym zrobić? Gdyby to było takie proste, to bym to zamknął na pół roku i miał spokój. Ale nie mogę tego zrobić. Towar z lodówek zepsuje się po paru dniach. Uważam, że jeżeli miasto robi takie inwestycje powinno liczyć się z tym, że trzeba będzie jakoś pomóc, wyłożyć parę groszy od siebie. Przecież to nie są takie duże pieniądze, jeśli inwestycja warta jest powiedzmy 10-11 milionów, to gdyby miasto przeznaczyło 100 tysięcy, żeby uratować ten mały biznes…

Sprzedawca zwrócił się do pułtuskich decydentów – Zainteresujcie się, co się dzieje. I Starosta i Burmistrz. Nie wiem kto na kogo będzie zwalał winę. Bo niby droga jest powiatowa, więc Starosta za to odpowiada, a Burmistrz, jako Burmistrz... Mój syn mieszka poza Polską i powiedział mi – Tato! Gdyby to u nas było, wszyscy by już tam stali na dole i nie wpuścili maszyn. A u nas… Każdy przedsiębiorca zależny jest od urzędu. Jeżeli ja się za bardzo wychylę to za chwilę będą problemy i o to się rozchodzi! Także uważam, że...

miasto powinno pomóc, żebyśmy przetrwali…

Jak słyszymy od sprzedawcy, zły jest harmonogram robót. – Bo wjazd na ulice jest z jednej strony, ale najpierw będą robić z drugiej strony. Nie wiem, kto popełnił błąd, nie znam się na tym, ale można byłoby pomyśleć i zrobić tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Warto zwrócić uwagę, że dzięki małym sklepom istnieją też i małe firmy w naszym mieście.

Tego co dzieje się na ul. Mickiewicza nie można nazwać inaczej, jak tylko tragedią! – dodaje nasz rozmówca. – A ja boję się lata – dodaje sprzedawczyni – jak przyjdzie skwar i ruch jest mniejszy, nie wiem co będzie…

***

Przedsiębiorcy niemal błagają decydentów o pomoc, która pozwoli im dalej prowadzić firmy przy ul. Mickiewicza.

O sprawie wspomniał na XVII sesji Rady Miejskiej Michał Kisiel: – Aż się prosi, żeby górną część jak najszybciej oddać, bo tutaj jest problem naszych przedsiębiorców. Tam będą upadki, jeden za drugim, bo jednak nie ma dojazdu, to i nie ma sprzedaży. To jest raz – mówił M. Kisiel. – Dwa. Komunikacyjnie leżymy. Jak dojdzie ruch na Mazury, zablokuje się ta krajówka, to my w ogóle nie przejedziemy. Więc jeśli jest jakaś szansa interwencji, rozmowy na etapowanie tych prac…

Mateusz Miłoszewski wspomniał, że w rozmowach ze Starostą przewijały się październik lub wrzesień jako terminy zakończenia prac na całej długości ul. Mickiewicza.

A jak to będzie etapowane, to nie wiem, to też się wiąże z tym, że trochę to się przeciągnęło. Będą w tej drodze wszystkie urządzenia, nowa kanalizacja deszczowa, nowy wodociąg, kanalizacja sanitarna, więc wszystkie uzbrojenie drogi. Wiem, że Energa chciała się jeszcze włączyć, żeby skablować niektóre linie, gaz też coś analizował. Więc to spowodowało też troszkę, że ta inwestycja starostwu się przeciągnęła, ale termin mają dużo dłuższy, planują, żeby do października, a może i we wrześniu tę inwestycję zakończyć. A jak oni to etapują to nie jestem w stanie powiedzieć – poinformował Mateusz Miłoszewski.

Dodał, że przedsiębiorców wspiera prywatnie. – Mogę powiedzieć tylko tyle, że solidarnie zakupy tam robiłem i chodzę z jednej strony ulicy na drugą i kupuję u tych przedsiębiorców. Więc ich tyle od siebie prywatnie wspieram.

Na szczęście pieszo tam jeszcze da się przejść – spointował podczas sesji M. Kisiel.

 

Przeszłyśmy całą ulicę Mickiewicza… Owszem. „Da się”. „Da się” osobom sprawnym. Osoby na wózkach, mające problem z poruszaniem, o kulach, mamy z dziećmi w wózkach mają z tym ogromne problemy.

Czy sytuacją przedsiębiorców z ul. Mickiewicza zainteresują się władze miasta? Czy udzielą im pomocy? Czekamy na działania!

 

Autorki - Anna Jadaś, Anna Morawska

 

Serdecznie dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł. Na portalu Pultusk24.pl każdego dnia piszemy o najważniejszych wydarzeniach Pułtuska, powiatu pułtuskiego, Mazowsza a czasami Polski i świata. Bądź na bieżąco! Obserwuj Pultusk24.pl w Wiadomościach Google. Odwiedź nas także na Facebooku, Instagramie bądź YouTubie.

Tekst Ci się podobał? Niech przeczytają go inni – udostępnij na FB, wyślij link znajomym.

Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Byłeś świadkiem ważnego wydarzenia. Chcesz abyśmy w jakieś sprawie przeprowadzili dziennikarskie śledztwo. Skontaktuj się z nami, pisząc maila na adres: redakcja.pgp@pultusk24.pl

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 24/04/2025 15:43
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do