
Okazuje się, że mieszkańcy ulicy Szkolnej życie zawdzięczają suczce Soni, którą opiekowali się Pani Agnieszka i Pan Przemysław. W momencie kiedy wybuchł pożar Sonia zaczęła walkę o swoich opiekunów. Udało jej się ocalić nie tylko właścicieli, ale także pozostałych mieszkańców. Niestety sama spłonęła w pożarze.
- Sonia zaczęła nas budzić, piszczeć, lizać, skakać po nas, chodzić. Myślałem, że chce się bawić, zwykle tak robi, więc zacząłem ją odpędzać. Niestety ona chciała nas obudzić, abyśmy się ratowali. - opowiada właściciel suczki. - Sonię przygarnęliśmy około 5 lat temu, znaleźliśmy ją w lesie. - dodaje. - Jeszcze ją wołałem, żeby wybiegła z mieszkania. Nie mogłem tam wejść, bo było czarno od dymu. Zresztą nie pozwolono mi. Wołałem ją, piszczała. W pewnym momencie przestała. - dodaje ze smutkiem właściciel Soni, Pan Przemysław. Przyznaje również, że Sonia zawsze była taka, że się bała, może dlatego została w mieszkaniu...
Mama Pana Przemysława, Pani Agnieszka, opiekowała się także dwoma kotami, które też niestety spłonęły w pożarze. - Koty pochowały się za łóżkiem, niestety spaliły się. - relacjonuje rodzina poszkodowanych.
W poniedziałkowym pożarze w kamienicy przy ul. Szkolnej ucierpiało wiele rodzin. Ta ogromna tragedia jest jeszcze bardziej dotkliwa z uwagi na okres zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. Poszkodowane rodziny otrzymują pomoc, zarówno od władz miejskich, jak i od ludzi prywatnych, wciąż jednak brakuje im podstawowych produktów. Poniżej przypominamy nasz apel o pomoc pogorzelcom.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!