
Na północnym Mazowszu (i nie tylko), w każdej wiosce, na każdym skrzyżowaniu dróg, dawniej polnych, stoją w słońcu i deszczu, w słocie i mrozie i jak mówi Urszula Janicka „(…) w konarach drzew, na kamiennych postumentach, pod daszkami z drewna, blachy, eternitu, przy ludzkich sadybach (…), upamiętniają zdarzenia radosne i smutne, ludzkie nadzieje, niedole, prośby”. Stoją samotnie wśród pól, lasów, łąk oraz ludzkich domostw milczący świadkowie przebrzmiałych dni. Stoją krzyże pokutne, krzyże misyjne, figurki, kapliczki… Skazane na samotność, nie emanują krzywdami, wręcz przeciwnie, przygarniają stroskanych i radosnych, biednych i bogatych, zdrowych i chorych, młodych i tych, co się wcześniej urodzili, pomagają swoim istnieniem przeżyć trudne chwile mieszkańcom okolicznych miejscowości, chwile, które by były bardziej boleśnie odbierane, gdyby doskwierały bez ich istnienia. Niekiedy ktoś postawi w krzywym wazonie pęczek kwiatów polnych, inny zapali znicz… I trwają, trwają mimo niepogód i burz. Ks. Jan Jakub Twardowski (01.06.1915 – 18.01.2006) pisał: „Jak często krzyż przypomina nam drogę. Widzimy krzyże przydrożne, na które jesienią spadają liście, zimą śnieg, wiosną ciepły deszcz. Latem rzucają cień. Krzyż jest drogowskazem. Możemy iść od krzyża do krzyża i jeszcze dalej. (…)”. „(…) Krzyż to takie szczęście, że wszystko inaczej.”
W swoich wędrówkach po północnym Mazowszu, śladami chrześcijańskiej kultury i tradycji, w dokumentowaniu krzyży i kapliczek przydrożnych, trafiałem na milczących świadków naszej historii, zapomniane, zaniedbane, na figurki, które już dzisiaj niewiele ludzi odwiedza, na krzyże, przy których pojawiają się światełka do nieba bardzo sporadycznie, tylko od wielkiego święta. Ale znajdowałem i takie, które właściciele gruntów, na których są posadowione, z wielkim pietyzmem doprowadzili do stanu pierwotnego, okoliczni mieszkańcy stawiają na postumentach świeże kwiaty, wstęgi i szarfy ozdabiają monumentalne kamienie. Do tych ostatnich należy zaliczyć krzyż przydrożny na granicy Łosewa. Krzyż przydrożny, obecnie pomalowany na kolor żółty, ufundowany został przez społeczność wsi Łosewo w 1899 r., a wzniesiony, prawdopodobnie, przez kamieniarza z Winnicy – Wieczorkiewicza, na gruntach Stanisława Ulatowskiego i nieznanej z imienia jego małżonki z domu Bloch (zginęła od wybuchu bomby podczas działań bojowych w 1945r.) Kolejne pokolenia Państwa Ulatowskich opiekują się rzeczonym krzyżem. Opiekowali się dziadkowie (Antoni i Kazimiera) i rodzice obecnego właściciela łosewskich gruntów – Marcina Ulatowskiego. Krzyż nosi ślady pocisków i odłamków 44 gwardyjskiej dywizji piechoty 65 Armii gen. Pawła Batowa. Działania bojowe 44. gwardyjskiej, na zachód od Piskorni Dużej, w dniu 14 stycznia 1945r., zostały opisane w artykule „Uszkodzony prze 44. Gwardyjską”, w Pułtuskiej Gazecie Powiatowej nr 44 (950) z dnia 31.10.2017 r.
Nazwa wsi Łosewo ewaluowała w kolejnych wiekach. W XIV wieku było to Losaowo, później Łosowo, następnie Łosiewo, żeby w XIX wieku przyjąć dzisiejszą nazwę – Łosewo.
Jak stare jest Łosewo? Tak stare jak większość okolicznych wsi. Zachowała się, przechowywana w Księdze II Akt Konsystorza Pułtuskiego kopia, pochodzącego z 9 września 1389 roku, dokumentu potwierdzającego przez biskupa płockiego Ścibora z Radzymina plebanowi Świętosławowi z Łęgu herbu Dołęga wcześniejsze nadania parafii w Dzierżeninie. I, w którym to, wymienia się takie wsie, jak nadal należące do niej: Karniewek (Karniewo), Pogorzelec (Pogorzelam), Strzyże (Strzesze) i Gzowo (Gzowo) oraz Wierzbicę (Wyrzbycza) i Pobyłkowo (Pobelkowo), czy znajdujące się po tej samej stronie Narwi: Błędostowo (Bandostowo) i Łosewo (Losowo), jak i zanarwiańskie Wojcieszki (Wyczeski), Zatory (Zatory), Drwały (Drvaly), czy Cupel (Czepyel). Z kolei w „Kronika parafii w latach 1239 – 1959 cz. I.” archiwum parafii pod wezwaniem św. Tomasza Apostoła w Dzierżeninie znajdujemy wzmiankę o tym, że w 1578 roku do parafii w Dzierżeninie należały następujące wsie: Łosewo, Obręb, Obrębek, Dzbanice, Karniewek – były to wsie szlacheckie. Kolejną wiadomość o parafii dzierżenińskiej znajdujemy z 1770 roku. Wtedy to, 21 grudnia, w uroczystość odpustową, zostało założone Bractwo Miłosierdzia, jednak w składzie parafii nie ma już Łosewa – należało już do parafii Pokrzywnica. Zachowała się również ciekawostka na temat samego Łosewa, mającego być centrum połączonych parafii Smogorzewo i Pokrzywnica. Otóż w 1852r., z powodu znacznego zniszczenia, część kościoła w Pokrzywnicy została rozebrana. Wówczas wierni z parafii Smogorzewo i Pokrzywnica korzystali z jednego kościoła. Ówczesny proboszcz parafii, ksiądz Antoni Dąbrowski (07.03.1845÷23.12.1923), zaproponował wybudowanie jednego kościoła w Łosewie, w równej odległości między Pokrzywnicą a Smogorzewem, z którego mogliby korzystać parafianie obu parafii. Pomysł ten nie przypadł do gustu parafianom obu miejscowości, w związku z czym pobudowano dwa, nowe, murowane kościoły: w 1880r. w Smogorzewie pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny i w 1881r. w Pokrzywnicy pw. Matki Boskiej Szkaplerznej (konsekrowany 21 września 1885r. przez bpa Henryka Piotra Kossowskiego herbu Dołęga (21.01.1828÷02.05.1903)).
Obecnie wieś liczy około 120 mieszkańców, w 1827 roku było ich (w folwarku i wsi) niewiele mniej, bo 112, mieszkających w 14 domach. W 1817r. właścicielem folwarku był mecenas Trybunału Płockiego – Majewski. Folwark liczył 810 mórg (morga nowopolska - 0,5598ha). Ostatnim właścicielem folwarku Łosewo był Rościszewski (wg. Tadeusza Gilla).
Jakieś 500m, w kierunku wschodnim, stoi krzyż przydrożny, we wsi Pomocnia, opisany w artykule „Krzyż na rozstaju dróg” (Pułtuska Gazeta powiatowa z dnia 27.06.2017, numer 26(932)). Ponieważ został wzniesiony mniej w tym samym czasie, co krzyż w Łosewie i w tym samym celu – jako krzyż graniczny gruntów wioski, przy drodze wiodącej do kościoła parafialnego, winien jestem Czytelnikowi (dzięki inspiracjom mojego mentora – redaktora Lecha Chybowskiego), uzupełnienie do obrzędów pogrzebowych w okolicach Pułtuska.
Otóż i suplement w tej materii: konającemu podaje się gromnicę do ręki a rodzina odmawia razem z nim modlitwy i pilnują aby wypowiedział słowa: „Jezus, Maria, Józefie! Załujcie duszy mojej!”. Gdy zgon nastąpił, wszyscy mieszkańcy wsi zbierali się przy ciele bez zaproszenia, żegnając się znakiem krzyża i modląc się. Umarłego myli, golili i ubierali w szaty na ostatnia drogę(mężczyznę) w: koszulę, kamizelkę, spodnie (jednak bez sukmany) oraz buty bez podkówek (żelaza i metali nie wolno chowa
do grobu – nie spróchnieją). Również bez medalików, nawet poświęconych, jedynie w skrzyżowane ręce wkładano papierowy obrazek z wizerunkiem świętego katolickiego. Kobiety oblekano w koszulę, gorset, spódnicę , fartuch, na głowę czepiec lub chustkę, na nogi – ciżemki lub pończochy. Dzieciom zakładano tylko koszulę i skarpetki niciane.
Pod koniec XIX wieku, do trumny zmarłego wkładano wióry i trociny – pozostałości z wykonawstwa trumny. Pod głowę zmarłego wkładano ziele piołunu. Zmarły do trumny wkładany był na trzeci dzień, od chwili śmierci. Gdy umierali rodzice, dzieci kłaniali się zgromadzonej społeczności wiejskiej i wymawiali słowa przeprosin: „Darujcie im i wybaczcie, co wam kiedy rodzice nasi w życiu swym zawinili”. Zwłoki były odprowadzane do pierwszego (od strony cmentarza i kościoła) krzyża przydrożnego, z pieśnią kościelną na ustach „Witaj Królowo Nieba”. Przechodząc koło figurki lub krzyża, poza wsią, kondukt pogrzebowy się zatrzymywał i otwierane było wieko, przedstawiciel rodziny wygłaszał sentencję „Dusa was prosi, abyście jej darowali i przebaczyli wszystko cem wam się zasłużyła, byście jej wele was winy i krzywdy wase, jakieście mogli od niej doznać, cy jej przebacycie, cy jej tego nie pamiętacie?” (słownictwo oryginalne; wele – względem). Uczestnicy pochówku odpowiadali „Nie pamiętamy jej w cem się nam źle zasłużyła ta dusa, nie mamy do niej żadnej złości. Niech śpi z Bogiem!”. Mniej zamożni, po poświeceniu ciała przed kościołem, nieśli ciało na cmentarz. Lepiej sytuowani, umieszczali ciało na katafalku i odprawiana była msza żałobna. Oskar Kolberg przytacza formułkę żałobną wdowy, po śmierci męża, nad jego trumną: ”O biednaż ja, biedna sierota, jakże ja osierociła”. Siano lub słomę, na której spoczywał zmarły, wynosiło się za gumno, na pole i się paliło.
Zdecydowanie inaczej wyglądały obrzędy pogrzebowe na Kurpiach Białych i Zielonych… Ale to już przy innej okazji…
Do tradycji moich artykułów o krzyżach i figurkach było, że wystosowywałem apel do społeczności lokalnych. W przypadku Łosewa wypada tylko powiedzieć: „Tak trzymać! Nie wyłączać!”.
Leszek Malinowski
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!