
...Karczma stała na końcu wsi, za plebanią, na początku topolowej drogi. Ludzi było mało co, muzyka czasem pobrzękiwała, ale nikt nie tańcował jeszcze... – Półkwaterek, ino krzepkiej! – zarządził wreszcie. Jankiel nalewał w milczeniu i lewą rękę wyciągnął po pieniądze. – W szkło? –zapytał zgarnawszy do opałki zaśniedziałe miedziaki. – Juści, że nie w but!... (Reymont). ...Austeria stała na skraju miasta, przy dulibskim szlaku, wiodącym na Skole, na Karpaty, w pustkowiu prawie, daleko dość od szkoły i bóżnicy... Dziś izba austerii była pełna. Zaszli, żeby odpocząć i nabrać sił przed dalszą ucieczką. (Stryjkowski).
Żywot mój ostatnio spowalnia; czytam więc wszystko z opóźnieniem i dlatego dopiero teraz dotarłem do arcyciekawego tekstu dr Krzysztofa Wiśniewskiego zamieszczonego w lipcowym numerze miesięcznika „Mówią wieki”. W czasach, kiedy wiejskie restauracje i bary prowadzone przez gminne spółdzielnie poginęły, zastąpione przez „folklor gastronomiczny”: lokale np. „Bida”, „Baba Jaga”, „Bałkańska dusza”, „Pod strzechą”, „Cuda wianki”, „U ceprów”, kiedy najbliższe restauracje (poza Domem Polonii) znajdują się w Kleszewie, Lipie, Chrzanowie i pod Wierzbicą, miło – nie tylko miłośnikom historii – poczytać o „Karczmach, gospodach i austeriach na mazowieckiej wsi w XVIII wieku”. Bo sporo tam ciekawostek.
Ciekawe pochodzenie ma słowo „karczma”. Prawdopodobnie „ma związek z tym, że powstawały w miejscu wykarczowanych drzew i krzaków”. Ale ciekawsze jest to, że karczmy pełniły rolę dzisiejszych sklepów i bazarów. Sprzedawano i kupowano tam właściwie wszelkiego rodzaju towary, także pochodzące z kradzieży. Dlatego często zalecano, by takich „podejrzanych” rzeczy nie kupować. A bywało, że i sam karczmarz – jak ujmuje Krzysztof Wiśniewski – „należał do półświatka. Zdarzali się wśród nich paserzy, członkowie band rozbójniczych, a nawet mordujący swoich gości. Na szczęście nie były o wydarzenia codzienne. „W wieku XVIII coraz częściej karczmy „puszczano w dzierżawę Żydom, którzy w kolejnym stuleciu zdobyli niemal monopolistyczną pozycję na Mazowszu. Na przykład (…) w parafii Przewodowo było dziewięć wiosek, z czego w sześciu Żydzi prowadzili karczmy, a w parafii Szwelice na 12 wsi w ośmiu znajdowały się karczmy dzierżawione przez wyznawców judaizmu”.
Karczmy dzielono na wjezdne i niewjezdne. Pierwsze, „zajezdne, zwane też gospodami, gościńcami, zajazdami, a od drugiej połowy XVIII wieku także oberżami, były przystosowane (przynajmniej w teorii) do przyjmowania i ugoszczenia podróżnych. Największe i najlepsze (…) zwano austeriami”.
Zabawa w karczmie. Rys. Piotr Norblin
Drugie „były zwykle miejscami wyszynku, często ulokowanymi w adaptowanych do tego celu chłopskich chatach”. Jak w Borsukach nad Narwią, gdzie – jak przekazał nam jakiś bywalec sprzed lat – „na tę karczmę obrócona jest chałupa kurpiowska odkupiona po zmarłym Kurpiu za złotych kilkanaście. W tej sionka mała, izba o dwóch okienkach niewielkich, kominek i piec lepiony, pułap i podłoga z dylów odartych, w sionce kominek na stożynach lepionych, przy sieni chlewek na kształt komórki do piwa i gorzałki stawiania”.
W tym miejscu warto przypomnieć fragmenty „karczemnego” opisu z narodowej epopei. Nieco przydługi, ale urokliwy:
Dwie chyliły się kraczmy po dwóch stronach drogi,
Oknami wzajem sobie grożące jak wrogi:
Stara należy z prawa do zamku dziedzica,
Nową na złość zamkowi postawił Soplica. (…)
Nowa karczma nie była ciekawa z pozoru,
Stara wedle dawnego zbudowana wzoru,
Który był wymyślony przez tyryjskich cieśli,
a potem go Żydowie po świecie roznieśli. (…)
Karczma z przodu jak korab, z tyłu jak świątynia,
Korab, istna Noego czworogranna skrzynia,
Znany dziś pod prostackim nazwiskiem stodoły (…)
Dach z dranic i ze słomy, śpiczasty, zadarty,
Pogięty jako kołpak żydowski podarty.
Ze szczytu wytryskują krużganku krawędzie,
Oparte na drewnianym licznych kolumn rzędzie;
Kolumny, co jest wielkie architektów dziwo,
Trwałe, chociaż wpół zgniłe i stawione krzywo...
I tak dalej... Kto chce więcej, znajdzie w księdze IV „Pana Tadeusza”.
Karczmy były, na ogół, ciasne i słabo wyposażone. „Jeśli spojrzymy na karczmy funkcjonujące w dobrach biskupów płockich położonych na wschód od Narwi w 1773 roku – pisze Krzysztof Wiśniewski – to przekonamy się, że karczmy wjezdne stanowiły ponad 60 proc. wszystkich. Jednak aż 54,3 proc. z nich składało się jedynie z jednej izby i z jednej komory karczmarza. A więc bez wydzielonego miejsca do noclegu dla gości”.
Ale najciekawsze, a właściwie najważniejsze w tekście Krzysztofa Wiśniewskiego jest przypomnienie, że już od średniowiecza karczmy stawały się miejscami życia społecznego wsi, w której funkcjonowały. Zacytujmy: „Jeśli karczmę posiadał pleban, to – jak pisze Józef Burszta – w niej skupiało się życie parafialne, odbywały się nawet obrządki kościelne: dziekani jeszcze w XV wieku odprawiają sądy kościelne (…) nawet śluby małżeńskie w karczmach księża błogosławią. W XVIII wieku takie sytuacje należały już do przeszłości, ale w karczmach nadal odbywały się imprezy związane z chrztami, zmówinami, zaręczynami, weselami i pogrzebami (konsolacje).”
No i pora na aspekt gospodarczy „karczemnej” działalności: opłacało się mieć ją w swej miejscowości, na swoim terenie. Ten „interes przede wszystkim opłacał się właścicielom gruntów, którzy byli jednocześnie producentami piwa i gorzałki” – zauważa autor. – „Pszenica i jęczmień przerobione na piwo dawały zysk większy nawet o 100 proc. aniżeli sprzedane w postaci ziaren, a przetworzone na wódkę żyto jeszcze więcej”. W ciągu sześciu miesięcy na przełomie 1780 i 1781 roku karczma benedyktynów w Mokowie koło Dobrzynia, na wyszynku piwa z własnego browaru, zarobiła 200 proc. A sprzedawano w niej dziennie – średnio – ok. 30 litrów piwa i ok. 2,3 litra gorzałki. Z „Inwentarza dóbr zanarwianych” biskupstwa płockiego z 1773 roku wynika, że na 81 wsi karczmy znajdowały się w 52 (ale w sześciu po dwie) – łącznie było ich 58”.
W karczmach nie tylko dyskutowano, tańcowano i świętowano, ale i pito. Dużo. Jak pisze autor „szczególnie przeszkadzało to w niedziele i święta duchowieństwu”. I podaje przykład z terenów niezbyt od nas odległych. „W Zielonej w powiecie ciechanowskim w odległości 15 kroków od kościoła stały trzy karczmy oblegane w niedziele i święta. Ich właścicielami byli trzej szlachcice, posesorzy tej wsi, a arendarzami Żydzi. Proboszcz usiłował wymóc na właścicielach ograniczenie sprzedaży alkoholu przynajmniej podczas mszy i nabożeństw, ci jednak odpowiadali, że byłoby to ze szkodą dla ich dochodu, ale i ze złamaniem praw Żydów do szynkowania w święta katolickie. Sam proboszcz też miał zresztą karczmę, ale poza wsią parafialną”.
Zainteresowanych innymi „karczemnymi” wieściami sprzed lat odsyłam artykułu w lipcowym wydaniu miesięcznika „Mówią wieki”. A czytać najlepiej w odpowiedniej atmosferze. Np. siedząc przy golonce i piwie w „Magdalence” na Rynku, można poczuć się prawdziwym kontynuatorem konsumpcyjno-kulturalno-obyczajowych tradycji przodków.
Lech Chybowski
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie