
Koło Gospodyń Wiejskich w Klaskach – Czerwone Korale na piedestale swoich działań stawia tradycje i obrzędy dawnej wsi. Dzięki nim znamy swoją tożsamość, możemy korzystać z mądrości ludowych wypracowanych przez wiele pokoleń oraz zdobywamy wiedzę na temat życia w dawnych czasach. Nasi przodkowie z pieczołowitością dbali, aby obyczaje i cenne wartości były przekazywane z pokolenia na pokolenie, dlatego koralowe gospodynie, odwiedzając przedszkola i szkoły przekazują nie tylko informacje o obrzędowości dawnej wsi, ale przede wszystkim chronią ją od zapomnienia. Naszym źródłem wiedzy są starsze gospodynie, ale także czerpiemy cenną wiedzę z literatury fachowej regionu, korzystamy też z zasobów Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego, odwiedzamy skanseny i podczas takich wypraw dowiadujemy się wielu ciekawostek.
Wielkanoc należy do świąt cyklu wiosennego, którego termin wyznacza Środa Popielcowa. Jest najwcześniej ustanowionym i najuroczyściej obchodzonym świętem dla nas chrześcijan.
W pierwszych wiekach Wielkanoc nazywana była Paschą. W 325 roku Sobór Nicejski ustanowił termin obchodów Wielkanocy między 22 marca a 25 kwietnia. I tak jest po dziś dzień.
W kulturze ludowej z okresem tym łączyły się liczne zwyczaje i obrzędy kościelne, a także tradycje domowe, i rolnicze. Bo życie na wsi toczyło się według pór roku, to one były miernikiem czasu i wyznaczały rytm życia i pracy. Okres ten dominował w rożne zwyczaje, które miały na celu ochronę domowników, zwierząt, a nawet pól uprawnych przed złymi mocami i klęskami.
Rytuały religijne przybierały często magiczny charakter. Po trudnym czasie drugiej wojny, potem PRL–u wiele z nich zanikło lub uległo przekształceniu. Wpływ na tę zmianę miał wzrost świadomości mieszkańców, którzy z biegiem lat przestali wierzyć w zabobony i stali się wobec nich bardziej krytyczni. Do dzisiaj zachowały się tylko nieliczne, stanowiąc już relikty tradycyjnej religijności powiązanej z wierzeniami i obrzędami.
ŚRODA POPIELCOWA
Wstępem do obchodów Wielkanocy jest Środa Popielcowa. Od tego dnia rozpoczyna się trwający czterdzieści dni Wielki Post (licząc tylko dni powszednie). Sam dzień obfituje zarówno w obrzędy poważne jak i wesołe. Wierni obowiązkowo udawali się na nabożeństwo, podczas którego kapłan posypywał ich głowy popiołem, pochodzącym ze spalonych palm. Obrzęd ten miał przypominać o kruchości i przemijaniu ludzkiego życia. W Środę Popielcową obowiązywał ścisły post. Ludzie spożywali tylko suchy chleb i wodę, a starsi – pili tylko wodę. Gospodynie szorowały garnki po karnawale, aby przed Wielkim Postem pozbyć się z nich tłuszczu. Szorowały je popiołem drzewnym, bądź wygotowywały ich w wodzie z ługiem. Mimo iż Popielec stanowił kres zapustnych zabaw, trwały one jeszcze przez cały dzień. Na mazowieckich wsiach bardzo popularne było więc rozbijanie wypełnionych popiołem glinianych garnków w sieniach sąsiadów lub wzajemne okładanie się młodzieży pończochami wypełnionymi popiołem. Na Mazowszu wschodnim chłopcy przypinali dziewczętom na plecach tzw. „kloce” lub „stempy”– niewielkie szmaciane lalki lub wystrugane kawałki drewna, a nawet łapy kurze, głowy śledzi czy skorupy jaj. Wieczorem chodzili po wsi i „bili” dziewczęta lub siebie nawzajem powrósłami wykonanymi z siana lub słomy. Wszystkie te obrzędy dla panien i kawalerów stanowiły rodzaj kary za to, że w zapusty nie stanęli na ślubnym kobiercu. W Środę Popielcową zrywano też gałązki wierzby, malin lub porzeczek i wstawiano do wody, aby zakwitły na Niedzielę Palmową. A ta z kolei była początkiem obchodów bezpośrednio związanych z Wielkanocą.
NIEDZIELA PALMOWA
Niedziela Palmowa była nazywana też Wierzbną lub Kwietną. Niezależnie od regionu, najważniejszym elementem palmy była zielona gałązka. W połowie XIX w. zielone gałązki zaczęto ozdabiać kwiatkami wykonanymi z bibułki lub krepiny. Wygląd palmy różnił się w zależności od regionu Polski, a w przypadku historycznego Mazowsza, nawet w samym regionie. Na Mazowszu północno-zachodnim składnikami palm były: trzcina wodna, borówki, bazie wierzbowe, a także drobne bibułkowe kwiatki w jasnych kolorach (biały, błękitny, bladoróżowy). Na wschodnim Mazowszu palma składała się z wierzbowych witek, przybranych zielonymi gałązkami borówek, barwinku, widłaku, oleandra i kolorowych kwiatków z bibułki. Na Kurpiach po II wojnie światowej zaczęto wykonywać palmy długie liczące półtora i więcej metrów. Wysokość palmy tłumaczono tym, że im wyższą się uwije, tym wyższe urosną dzieci. Po poświęceniu w kościele palma nabierała magicznej mocy i służyła człowiekowi przez cały rok. Wierzono, że uderzenie palmą osoby tuż po wyjściu z kościoła, zapewni jej zdrowie i pomyślność. Zjedzenie wierzbowych kotek miało chronić gardło przed chorobami. Dymem z palmy okadzano również osoby chore. Stawiane w oknach, miały chronić dom przed uderzeniami pioruna. Palm nie wolno było wyrzucać. Palono je w piecu chlebowym, aby zapewnić sobie dobre wypieki lub przeznaczano do spalenia na popiół, którym posypywano głowy w Środę Popielcową. Z czasem składniki palm zaczęto modyfikować: na przykład barwinek zastąpiono bukszpanem, zrezygnowano z widłaka (pod ścisłą ochroną) oraz trzciny wodnej. Po powrocie z kościoła gospodarze z palmami obchodzili gospodarstwo. Następnie umieszczali je w różnych miejscach. Wkładali za ramy świętych obrazów lub wieszali skrzyżowane pod obrazami. Niektórzy jedną z poświęconych palm umieszczali za krokwią na strychu, inni zakopywali w rogach pola, jeszcze inni umieszczali w oborze za belką stropową. Wysokie kurpiowskie palmy stawiano w kątach izb. Z Niedzielą Palmową łączył się jeszcze jeden zwyczaj nazywany „palmowaniem”. Praktykowano go na wschodnim Mazowszu. Wczesnym rankiem młodzi kawalerowie udawali się do domów wybranych panien. Wpuszczeni przez osoby wtajemniczone np. dziadków ściągali z nich kołdrę i smagali po nogach rózgami wierzbowymi wypowiadając słowa: „Palma bije, nie ja bije, wielki dzień, za tydzień”, niekiedy jeszcze dodając: ubierajsie, umywajsie ,do kościoła wybierajsie.”
WIELKI TYDZIEŃ
I tak rozpoczynał się Wielki Tydzień. Stanowił on czas przedświątecznych przygotowań i tak też jest po dzień dzisiejszy. Na wsi, obok religijnych postów dawało się zauważyć radość z wiosennego odradzania się przyrody. Ludzie także dążyli do odnowy, zarówno w sferze materialnej, jak i duchowej: kończono wiosenne porządki, upiększano wnętrza chałup nowymi ozdobami, malowano jaja, przygotowywano potrawy świąteczne. Na wsi powszechnie sprzątano obejścia, ogródki, a podwórza wysypywano piaskiem. Gospodynie prały, wymieniały pościel na świąteczną. Starano się, by wszystko było czyste i świeże. Porządki należało zakończyć najpóźniej w Wielki Wtorek. Izbom nadawano odświętny charakter, dekorując je rozmaitymi ozdobami. Pod sufitami zawieszano pająki – ozdoby przestrzenne.
W wielką sobotę czczono obrzęd „Surowa kara dla śledzia”. Polegał on na karaniu śledzia za siedem postnych tygodni, wiązano go na długim powrozie (sznurku), do którego cienką nicią był przyczepiony śledź i wieszano go na suchej wierzbie, by potem okładać go rózgą, za to, że przez siedem niedziel morzył żołądki.
Dużo starań wkładano w przygotowanie świątecznego jedzenia. Na każdym stole musiało znaleźć się mięso. Aby zaspokoić apetyt na kiełbasy, kaszanki, szynki czy pasztety, urządzano świniobicie. Gospodynie piekły makowce, strucle oraz drożdżowe baby wielkanocne, które ozdabiały lukrem. Pieczono też biały chleb, ponieważ na co dzień, nawet w bogatych domach, spożywano głównie razowy. Jedzenia przygotowywano bardzo dużo, nie tylko ze względu na dużą liczebność rodziny. Musiało go wystarczyć także dla niespodziewanych gości, biedaków, a także plebana i organisty odwiedzających domy parafian oraz także dynguśników – chłopców i dziewcząt chodzących po dyngusie w Poniedziałek Wielkanocny. Ludzie w tamtych czasach byli bardzo gościnni. Malowano duże ilości jaj. Jajko było i jest do dzisiaj nieodłącznym atrybutem Świąt Wielkanocnych. Od najdawniejszych czasów czczono je jako praźródło życia, symbol wszelkiego początku, siły, rozrodczości, zdrowia, szczęścia. W wierzeniach ludu ze względu na swoją życiodajną moc, posiadało właściwości magiczne. W polskiej tradycji ludowej barwione lub zdobione jajka poświęcone w Wielką Sobotę miały zastosowanie w wiosennych obrzędach związanych z wegetacją roślin, uprawą ziemi, zamążpójściem, hodowlą zwierząt, a także w medycynie ludowej. Skorupki jaj rzucano pod drzewka owocowe, by chroniły je przed szkodnikami; zakopywano na polach i w ogródkach, aby zapewnić dobre plony, dodawano do paszy kurom, by się dobrze niosły.
Zwyczajowo w Wielkanoc matki chrzestne obdarowywały pisankami swoich chodzących po dyngusie chrześniaków. W Poniedziałek Wielkanocny dziewczęta dawały chłopcom pisanki, chcąc wykupić się od dalszego oblewania. Podarowane kawalerom były dowodem sympatii, a często też miłości. Podczas śniadania rezurekcyjnego jajkiem wzajemnie się dzielono, życząc sobie jak najlepszego zdrowia i pomyślności. W Wielką Sobotę święcono pokarmy oraz ogień i wodę. Poświecenie ognia i wody odbywało się na cmentarzach przykościelnych. Ogień rozpalano ze starych krzyży i cierni (gałązki głogu lub tarniny). Płonący ogień święcił ksiądz. Żarzącą się gałązką zapalał następnie paschał – dużą świecę symbolizującą światło prawdy. Przyniesione do domu kawałki nadpalonych gałązek gospodarze zatykali w węgły budynku, by chroniły dom przed ogniem. Wodę nabierali do specjalnych flaszeczek i po powrocie kropili nią dom, zagrodę, inwentarz i domowników. Przechowywana w domu, służyła również przy różnych okazjach, jak narodziny dziecka, pierwszy siew czy kolęda.
Święcenie pokarmów odbywało się w dworach i w wyznaczonych chałupach. Na początku XIX w. święcono wszystko, co przygotowane było do zjedzenia podczas świąt. Święconym musieli najeść się wszyscy domownicy, stąd i jego ciężar był pokaźny. Z upływem lat ilość noszonego do poświęcenia jadła malała, a na początku XX w. mieściła się w koszyku, drewnianej niecce. Zawsze jednak starano się dbać o jakość i wygląd pokarmów. Najważniejsze w święconym były jajka, chleb, sól, biały ser, korzeń chrzanu na pamiątkę męki Chrystusa, masło, kiełbasa lub kawałek mięsa. Pokarmy układano na białych, lnianych serwetach. Dzisiejsze święconki są jedynie symbolem tych pierwotnych.
WIELKANOC
Święto Zmartwychwstania Pańskiego rozpoczyna rezurekcja – uroczysta msza święta odprawiana o świcie w Wielką Niedzielę. Uczestniczyli w niej obowiązkowo wszyscy wierni, nawet z najbardziej odległych wsi. Do dzisiaj wszyscy uczestnicy nabożeństwa śpiewają pieśń „Wesoły nam dzień dziś nastał…” Po zakończonej mszy gospodarze, którzy przyjeżdżali na mszę wozami lub furmankami, urządzali tzw. wyścigi furmanek. Starali się jak najprędzej wrócić do domu wierząc, że ten, który jako pierwszy dotrze do domu, będzie miał najlepsze zbiory zboża i udane żniwa, będzie się też cieszył dobrym zdrowiem.
Największą domową uroczystość stanowiło śniadanie wielkanocne. Dla wielu mieszkańców wsi była to jedyna w roku okazja, by najeść się do syta, a czasem i jedna w roku, kiedy mogli spróbować mięsa i kiełbasy. Rozpoczynano je od podzielenia się jajkiem oraz składania sobie życzeń zdrowia i pomyślności. Po podzieleniu się jajkiem, ale jeszcze przed rozpoczęciem uczty powszechnie zalecano zjedzenie chrzanu na pamiątkę cierpień Chrystusa. Zabieg ten miał także zapobiec bólom brzucha, zębów, katarom i kaszlowi. Obowiązkowo na stole wielkanocnym musiał znaleźć się baranek. Ustawiano go na łączce z młodego owsa.
ŚMIGUS-DYNGUS
Nazwa śmigus-dyngus stanowi dzisiaj połączenie dwóch zwyczajów: śmigusa, polegającego na śmiganiu, uderzaniu się zielonymi gałązkami lub oblewaniu wodą oraz dyngusa – chodzenia „po wykupie”. W Poniedziałek Wielkanocny na mazowieckich wsiach panowała ogólna wrzawa. Od wczesnego ranka rozbrzmiewały krzyki i śmiech, szczególnie młodych panien obficie oblewanych wodą przez kawalerów. Na Mazowszu obrzęd ten nazywano „oblewanką” lub śmigusem, a w wioskach pod Pułtuskiem, o kimś, kto został oblany wodą w lany poniedziałek, mówiono, że dostał obleja. Pomimo dokuczliwości jego następstw, był przyzwolonym przez wiejską społeczność rodzajem zalotów i świadczył o zainteresowaniu panną męskiego grona. Zbyt czyste i suche ubranie świadczyło o braku powodzenia. Kawalerowie bardzo gorliwie wypełniali ten „obowiązek”, używając drewnianych wiader i garnków. Ładniejsze panny zaciągano nawet do stawu lub zanurzano w korycie do pojenia zwierząt. Mniej urodziwe, acz przedsiębiorcze panny, same się oblewały i mokre wychodziły na drogę. W południe wodą oblewała się już cała wieś, bez względu na płeć i wiek. Przyzwolenie na tak obfite oblewanie wodą wynikało z jej wyjątkowej w tym czasie mocy oczyszczającej. Od przymusowej kąpieli panny mogły się wykupić obdarowując upatrzonych kawalerów własnoręcznie wykonanymi pisankami. Mali chłopcy natomiast dzień rozpoczynali od chodzenia po wykupie. Obiegali domy z koszykiem, zaczynając od matek chrzestnych, gdyż oprócz pisanek, ciasta czy kiełbasy mogli liczyć na drobne pieniądze. Po południu domy zaczynały nawiedzać całe grupy chłopców i dziewcząt chodzące po „dyngusie”. Wygłaszali gospodarzom oracje, śpiewali pieśni i składali życzenia.
W niektórych wsiach podpułtuskich „po wykupie” chodziły grupy chłopców wiozących na małym wózku kogutka. Wykonywano go z dyni lub drewna, oblepiano kogucimi piórami i przytwierdzano do deski. Wokół niego umieszczano drewniane figurki, które obracały się podczas jazdy. Kogut symbolizował męskość, urodę, płodność, a grupy te nazywano kurcarzami. Kurcarze rozpoczynali obchód od dworu lub zamożniejszego gospodarza, następnie odwiedzali chaty, składając życzenia lub śpiewając zalotne przyśpiewki. Na odchodne oblewali panny, które po wyjściu za mąż mogły spodziewać się licznego potomstwa. Chodzenie po dyngusie kończyli w karczmie, gdzie trwonili wszystkie otrzymane pieniądze. Cały ten obrzęd miał służyć kojarzeniu par. Na Mazowszu w lany poniedziałek także dziewczęta miały przyzwolenie na obchodzenie wsi. Na tę okazję stroiły zieloną gałąź sosny albo świerku, ozdabiając ją barwnymi wstążkami, zdobionymi wydmuszkami jajek, jabłkami czy koralikami. Przed każdym domem śpiewały pieśni o wiośnie, plonach i Nowym Lecie, za co otrzymywały wielkanocne smakołyki. W czasie śpiewu jedna z dziewcząt obracała gałąź raz w jedną, raz w drugą stronę. I tak nuciły:
Nas gaik zielony,
pięknie ustrojony,
po wsi sobie chodzi,
tak-ci mu się godzi…
Z Wielkanocą łączyły się jeszcze inne zabawy. N wschodnim Mazowszu do II wojny światowej bardzo popularne były huśtawki wielkanocne. W Wielką Sobotę po południu chłopcy rozpoczynali budowę wysokich huśtawek z długich, liczących 6-8 m sosnowych drągów. Miały one różne lokalne nazwy: wozawki, huźdawki, wiuchawki. Na huśtawkach bujała się na stojąco głównie dorastająca młodzież. Wiązało się z tym wierzenie, że kto podczas świąt pohuśtał się na wozawce, tego przez cały rok nie będzie bolała głowa. Wozawki stały na głównym placu wsi do „przewodów”. Potem je rozbierano, a pieniądze ze sprzedaży drewna przeznaczano na zorganizowanie zabawy. Rozgrywano również zawody w palanta lub „w kręga”. W grze w kręga uczestniczyły dwie drużyny składające się z silniejszych i zręczniejszych chłopców. Do gry potrzebne były: masywny krąg ucięty z pnia drzewa (wielkości dużego płaskiego talerza), około metrowej długości drewniane kołki oraz wytyczone boisko. Gra polegała na ciskaniu lub toczeniu kręgu w stronę przeciwników. Ci z kolei zatrzymywali krąg drewnianym kołkiem i z miejsca, w którym upadł, oddawali rzut. Wygrywała drużyna, która cisnęła lub przetoczyła krąg poza pole przeciwników, przegrani ponosili karę. Najmłodsze dzieci najchętniej grały w jajka. Najpierw jeden z chłopców wyzywał swego rówieśnika: „…No to idziem na wybitki…”, a gdy ten wypróbowawszy na zębach twardość jajek, zgadzał się, wystawiał ukryte w garści jajko noskiem ku górze i w ten nosek również noskiem jajka uderzał drugi partner. Jeśli jeden z nosków pękł, gracz rozbite jajko odwracał drugim końcem, jeśli zaś i tym razem pękło – oddawał rozbite jajko zwycięzcy. Śmiało można stwierdzić, iż Poniedziałek Wielkanocny był najweselszym dniem w całym roku.
Święta Wielkiej Nocy są przykładem wzajemnego przenikania się religii oraz obyczajów domowych i rolniczych. Wielkanoc to najważniejsze święto chrześcijan, dokonało się bowiem zapowiadane zbawienie rodzaju ludzkiego i pojednanie Boga z ludźmi.
Koło Gospodyń Wiejskich w Klaskach Czerwone Korale
Literatura :
Ambroziewicz T.,” Rok obrzędowy na Mazowszu”, „Kultura Ludowa Mazowsza i Podlasia. Studia i materiały”, Warszawa 1996.
Czerwiński T., „Wielkanoc na Mazowszu”, Sierpc 1998.
Dworakowski S., „Kultura społeczna ludu wiejskiego na Mazowszu nad Narwią”, Białystok 1964
Gloger Z., „Skarbczyk. Zabawy, żarty, gry i przypowieści”, Łomża 2011
Rumiński R., „Wielkanoc na Mazowszu”, Sierpc 2012
Samsel M., „Niedziela Palmowa w Łysych jako przejaw religijności ludowej i tożsamości regionalnej mieszkańców Kurpiowskiej Puszczy Zielonej”, „Mazowsze”.
R. Rumiński, „Wielkanoc na Mazowszu”, Sierpc 2012
O. Kolberg, „Dzieła wszystkie”, „Mazowsze”
Ł. Gołębiowski, „Lud Polski, jego zwyczaje, zabobony”, Warszawa 1830
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie