
W tłusty czwartek się swawoli, później czasem brzuszek boli – jak pisał Władysław Broniewski w wierszu Tłusty Czwartek i trudno nie zgodzić się z poetą, tym bardziej, że tego dnia grzechem jest nie nagrzeszyć i nie zjeść pysznego, pachnącego, drożdżowego smakołyku (albo lepiej kilku). Jak wyglądają przygotowania do Tłustego Czwartku? Zapraszamy do lektury i obejrzenia zdjęć z wizyty w Piekarni Białczak.
Skąd się wziął Tłusty Czwartek?
Zwyczaj jedzenia pączków sięga jeszcze z czasów pogańskich. Jedzeniem tłustych potraw świętowano odejście zimy i nadejście wiosny. Pączki jednak różniły się od tych jedzonych dzisiaj - wyrabiane były z ciasta chlebowego i nadziewane słoniną. Zwyczaj jedzenia pączków w wersji słodkiej pojawił się w Polsce w XVI wieku i najprawdopodobniej był to wpływ kuchni arabskiej.
Tłusty Czwartek obecnie
Tłusty Czwartek przypada na ostatni czwartek karnawału i ostatni czwartek przed Wielkim Postem (Środą Popielcową). Jest więc dniem ruchomym, ponieważ jego data zależy od daty Wielkanocy.
Tego dnia porzucamy na chwilę noworoczne postanowienia, diety i pozwalamy sobie na kaloryczne szaleństwo. Choć dziś znanych jest mnóstwo przepisów na pączki w wersji fit, większość z nas woli wybrać wersję tradycyjną – polaną lukrem albo posypaną cukrem pudrem, z owocowym nadzieniem, ze skórką pomarańczy…
Pączki z Piekarni Białczak
Myliłby się ktoś, kto uważa, że Tłusty Czwartek w piekarni to jednodniowa akcja. Aby dowiedzieć się wszystkiego o tym, jak i kiedy powstają pączki, udaliśmy się do Piekarni Białczak, dzięki uprzejmości właściciela Sławomira Białaczka. W piekarni byliśmy w środowy wieczór. Już w godzinach popołudniowych produkcja pączków szła pełną parą, ale przygotowania trwały od kilku dni.
Od poniedziałku pilnujemy, żeby opakowania i kartony były wcześniej zakupione, ze względu na ograniczenia magazynowe. Surowce natomiast kupujemy w ostatniej chwili. Dzień wcześniej od rana sprawdzamy sprzęt, jak nadziewarka czy patelnie
- mówi właściciel piekarni.
Nie są to jednak takie patelnie jak w domu. Na tych z piekarni mieści się aż 60 początków! Zanim jednak na nią trafią, najpierw w specjalnej maszynie powstaje ciasto, które następnie wkładane jest do drugiej maszyny formującej z ciasta kuleczki. Te rosną sobie spokojnie, a kiedy urosną smaży się je na złocisty kolor z obydwu stron. O ile wcześniej pracownicy byli potrzebni do obsługi maszyn, tu w stu procentach potrzebny jest już człowiek, podobnie jak do pozostałych etapów produkcji. W naszym przypadku byli to panowie: Kacper, Mateusz (ZSZ im J. Ruszkowskiego w Pułtusku) i Krytian (ZS im. B. Prusa) – uczniowie kierunków gastronomicznych. Pączki ręcznie są zdejmowane z patelni, a następnie nadziewane owocową marmoladą, przy pomocy specjalnej nadziewarki. Potem trafiają do lukrowej polewy, na którą trafia kandyzowana skórka pomarańczy. Część posypywana jest cukrem pudrem.
W tegorocznej akcji pączek w Piekarni Białczak pracowało po sześć osób na dwóch zmianach. O północy ze środy na czwartek pączki się tak rozrosły ("rozpoączkowały" wręcz), że trzeba było użyć rezerwowej patelni! Wszystko po to, abyśmy w czwartkowy poranek mogli degustować świeżutkie, pachnące pączki, niekoniecznie w liczbie pojedynczej, bo jak mówią ludowe przesądy – im zjesz więcej pączków, tym więcej szczęścia spotka Cię w całym roku!
Ostatecznie cała akcja w Piekarni Białczak zakończyła się sukcesem i w czwartek rano na sklepowe półki trafiło około 10 tysięcy pączków, które w tym roku kosztują 2,90 zł. A tym, którzy mocno wezmą sobie do serca ludowe porzekadło i zjedzą dużo pączków, dedykujemy nasz KONKURS, w którym do wygrania jest miesięczny karnet na siłownię dla pary z trenerem personalnym.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie