Reklama

O muzyce, klarnetach i jubileuszu...

08/06/2010 11:37

Pułtuska Gazeta Powiatowa rozmawia z Bogdanem Mroziewiczem, prezesem Miejskiej Młodzieżowej Orkiestry Dętej Ochotniczej Straży Pożarnej

 

Skąd w „orkiestrach dętych jakaś siła”?

Stąd, jak myślę, że muzyka orkiestr dętych jest żywa, nie wymaga żadnego nagłośnienia i kolumn, w odróżnieniu od tej, którą słuchamy z płyt, wspomaganej elektroniką. Jest to muzyka płynąca bardzo od serca, odzwierciedlająca i przekazująca emocje i uczucia. Przynajmniej ja to zawsze tak odbierałem, gdy grałem. Może brzmi to zbyt filozoficznie, ale jest to przygoda człowieka i instrumentu. Pamiętam, kiedy prawie 40 lat temu  profesor Roman Chomik ściągnął nas do starej straży na ul. Staszica i dostaliśmy instrumenty to czuliśmy się tak, jak byśmy dostali od życia coś wyjątkowego. To była wspaniała przygoda. W tamtych czasach otrzymanie instrumentu kojarzyło się z czymś bardzo doniosłym, wielkim. Dla mnie to była radość życia. Pieściłem ten instrument, nigdy nie upuściłem, interesowała mnie tylko gra. Teraz w dobie elektroniki, komputerów, internetu, kiedy jesteśmy nasyceni tym, co daje nam cywilizacja może ta sprawa schodzi na drugi plan. Ale są jaskółki... 

No właśnie, orkiestra liczy sobie 110 lat i powinna być bardzo stateczna i poważna, a tym czasem roi się w niej od młodych ludzi, ba coraz więcej w niej dzieci i to z niższych klas podstawówki...

Orkiestra odmłodniała dlatego, że innej drogi nie ma. W dzieciach i młodzieży jest ogromna siła. Zaproponowaliśmy, by wyjść z instrumentami do dzieci. I teraz w Pułtusku możemy zaobserwować ciekawe zjawisko i piękną przygodę jaka dzieje się za udziałem dwóch kapelmistrzów...

Dariusza Lusy...

I Andrzeja Kalinowskiego. To oni chodzą do przedszkoli i tam objaśniają jak działają instrumenty, grają na nich i okazuje się, że są to najpiękniejsze lekcje dla dzieci. I to ma przełożenie właśnie na młodnienie orkiestry. Ale chcielibyśmy żeby muzykowaniem zajmowali się dziadkowie, ojcowie i synowie, córki i wnuczęta  Jeszcze nie tak dawno były wśród grających osoby  które miały po 70, 80 lat. Wspomnę tu Franciszka Wiśniewskiego czy Stefana Cisaka. Było wiele grających rodzin. Chociażby, nieskromnie przypomnę, moją   rodzinę, kiedy to w najlepszym okresie grała piątka Mroziewiczów. Były też inne rodziny, gdzie grał ojciec i syn, czy ojciec i córka... 

Wywiad w całości można przeczytać w aktualnym numerze Pułtuskiej Gazety Powiatowej.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do