
Tragedia zawsze przychodzi niespodziewanie. Rodzina Z. we wsi Pękowo gmina Gzy, też jej się nie spodziewała. Dzień 6 lutego 2010 roku był, jak każdy inny. Małżonkowie Marianna lat 46 i Marek lat 50, wykonywali od rana codzienne prace gospodarskie. Ona krzątała się w domu, on poszedł do stodoły naprawiać ciągnik. W swoim pokoju 84. letnia babcia Janina, też zaczynała dzień. Ostatni dzień... .
Jedenastokilogramowa butla z gazem połączona gumowym wężykiem z kuchenką, to obrazek w każdym niemal domu polskiej wsi. Tak też było u państwa Z. Taką butlę z gazem przywiózł ze sklepu w Grominie 26. letni syn Rafał. Ojciec miał ją podłączyć, więc pojechał po chleb. Gdy wrócił, domu nie było. Właściciel domu Marek Z. podłączył butlę do wężyka sprawdził, jak mówi, szczelność połączenia i poszedł do stodoły. Setki razy wykonywał tę czynność, więc o jakimś błędzie nie może być mowy. W 10 może 15 minut potem, opowiada gospodyni, posłyszałam bardzo głośne, furkoczące syczenie z pomieszczenia poza kuchnią, w którym stała butla. Zdałam sobie sprawę, że dzieje się coś bardzo złego. Przerażona wybiegłam z domu na schody i z płaczem zaczęłam wołać męża. Mąż pędem pokonał podwórze krzycząc na mnie, że jak zwykle przesadzam. Przez otwarte drzwi, wbiegł do domu i wtedy nastąpił wybuch.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie