
„Około godziny 19:00 wieczorem na południowym zachodzie pojawił się meteor, który w bardzo krótkim czasie stał się tak jasny, że trudny do zniesienia przez oczy. Przelot trwał około 4-5 sekund".
Meteor chwilę po pojawieniu się miał zielononiebieski kolor, a zgasł na północnym wschodzie ciemnokrwistą czerwienią. W miejscu przelotu pojawiła się biała, zygzakowata chmura, która została rozproszona przez zachodni wiatr. Zjawisko było widoczne na bardzo dużej przestrzeni, m.in. z Gdańska, Poznania, Krakowa, Pragi, Grodna, Wiednia oraz Kowna. Według naocznych świadków meteor pozostawił za sobą bladą smugę, a z samego ogona miały pryskać „iskry”. Tak przeraził ludzi, że niektóre z kobiet stojących na ulicy poupadały na ziemię, a w domach dochodziło do podobnych wypadków”. (Marek Żbik, Meteory i meteoryty, Wydanie I, Warszawa: PWN, 2020.
Według Kurjera Warszawskiego nr 38 z 17 lutego, kilka osób uderzyło głową w słup, jedna staruszka skręciła prawą nogę, a troje dzieci zraniło nogi.
Dziś mija 157 lat od tego wydarzenia. Meteoryt, przez który „kilka osób uderzyło głową w słup, jedna staruszka skręciła prawą nogę, a troję dzieci zraniło nogi” został nazwany meteorytem pułtuskim, ale bolid, spadając, rozpadł się na obszarze 127 km² na północny wschód od Pułtuska. Zjawisko opisywane jest jako najliczniejszy deszcz meteorytów kamiennych na świecie.
Największy fragment meteorytu, ważący ponad 9 kg, znajduje się w Natural History Museum w Londynie, ale mniejsze odłamki możecie zobaczyć w Muzeum Regionalnym w Pułtusku.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie