Reklama

Ordynacja większościowa i proporcjonalna w wyborach samorządowych - jak działa? Metoda dHondta i podział mandatów.

04/04/2024 17:27

7 kwietnia będziemy wybierać wójtów (burmistrzów), radnych gminnych (miejskich), powiatowych oraz sejmiku województwa. Rytualnie postawimy krzyżyk na swoim kandydacie i wrzucimy kartę do przeźroczystej urny. Co się jednak stanie z tymi kartami? W jaki sposób zdecydujemy o przyszłości naszej gminy, powiatu, województwa?

Ordynacja większościowa dla wójtów i małych gmin

Najprostszymi wyborami są te do rady gminy liczącej mniej niż 20 tys. mieszkańców. Gmina jest wtedy podzielona na tyle okręgów, ilu radnych jej przysługuje (tj. 15). Wówczas w każdym okręgu mieszkańcy głosują na jednego kandydata, a zwycięża ten, który otrzymał największą liczbę głosów. Ci zwycięzcy są reprezentantami okręgów liczących co najmniej jedno sołectwo, bądź w maleńkich miasteczkach – poszczególne grupy ulic.

Wójtów (burmistrzów, prezydentów miast, ale i Prezydenta wybiera się podobnie, jednak okręg wyborczy obejmuje obszar jego jurysdykcji (całą gminę). Wójt musi też zdobyć większość bezwzględną, tzn. więcej niż wszyscy pozostali kandydaci ujęci razem. Jeżeli to się nie uda, wówczas odbywa się druga tura, do której wchodzi dwóch kandydatów z najwyższymi wynikami, a wyborcy wybierają między obydwoma.

Warto zaznaczyć, że starostowie i marszałkowie województw nie są wybierani w wyborach bezpośrednich, a dopiero przez radnych powiatu bądź sejmiku.

Ordynacja proporcjonalna dla większych gmin, powiatów i województw

W pozostałych jednostkach samorządu terytorialnego wybory odbywają się w okręgach wyborczych, którym przypisano odpowiednią liczbę mandatów do zdobycia. Tak np. gmina Pułtusk jest podzielona na 3 okręgi wyborcze po 7 mandatów, a Powiat Pułtuski na 4 okręgi, z których trzy obejmują po dwie gminy „suburbikarne” z 3 mandatami w każdym, a jeden - samą gminę Pułtusk z 8 mandatami. Wielkość i liczba mandatów w każdym z tych okręgów została wyznaczona tak, aby odpowiadały mniej więcej liczebności ich mieszkańców (nie wyborców).

W tych wyborach (ordynacja proporcjonalna) istotne są listy kandydatów danego komitetu wyborczego. Głosujemy na konkretnych kandydatów zgrupowanych w ramach list (lista obejmuje kandydatów jednego komitetu w jednym okręgu wyborczym). Głosy kandydatów z danej listy sumuje się, a wynik ten jest podstawą do podziału mandatów w okręgu.

Jak zatem wyznaczyć właściwy podział mandatów? W Polsce ustawowo przyjęliśmy metodę d’Hondta.

1. W pierwszej kolejności zapisujemy wyniki list

2. Następnie dzielimy je przez kolejne liczby naturalne od 2, aż do liczby mandatów, jakie przysługują danemu okręgowi wyborczemu.

3. Następnie zaznaczamy tyle największych kolejnych wyników, ile mandatów przysługuje w danym okręgu.

4. Liczymy, ile mandatów przypadło poszczególnym listom, wg liczby najlepszych wyników.

5. Określamy, kto został wybrany wg najwyższych wyników kandydatów z danej listy.

Spróbujmy to policzyć. W poniższej tabeli posłużymy się wynikami z 2018 r. do rady powiatu.

 

W tabeli określiliśmy wyniki list oraz ich ilorazy z kolejnymi liczbami naturalnymi. Wszystkie te liczby uwzględniamy w liczeniu. Tak, spośród 8 najwyższych wyników dla PiS i PSL przypadło po 3, natomiast Lewicy i PNM po 1.

Dlaczego d’Hondt?

W okręgach jednomandatowych nie ma problemu z określeniem zwycięzcy, bo jest nim ten, który otrzymał najwięcej głosów. Sprawa komplikuje się jednak w sytuacji, kiedy jest więcej mandatów do zdobycia.

Weźmy okręg z 3 mandatami. Możemy przyjąć, że mandaty obejmuje trzech kandydatów z najwyższymi wynikami. W takiej sytuacji może się okazać, że osoba z najlepszym wynikiem zdobyła ponad 3 razy więcej głosów, niż dwóch pozostałych kandydatów, jednak przez to dysponuje zaledwie 1/3 mandatów, a inny kandydat o zbliżonym profilu ideowo-politycznym, a nawet towarzyskim, osiągnął 4 wynik i przez to znajdzie się poza radą.

Teoretycznie wyborcy mogli taktycznie skoordynować swoje głosy, by co drugi głosował na drugiego kandydata. Praktycznie jest to jednak niemożliwe. Dlatego pojawiła się myśl o grupowaniu kandydatów w ramach list wyborczych, za czym stoi przekonanie, że różne osoby reprezentują ten sam światopogląd, a ten jest ważniejszy, niż sympatia do danej osoby.

W myśl tego kierunku koncepcyjnego należy podzielić dostępne mandaty proporcjonalnie między listy, które otrzymały największe poparcie, a po tym zdobyte mandaty przyznać tym, którzy mają najlepsze wyniki na danej liście.

Jak to zatem precyzyjnie określić?

Moim skromnym zdaniem najuczciwszej odpowiedzi dostarczył prof. Victor d’Hondt, flamandzki prawnik i matematyk. W myśl jego metody sprawdzamy, jakie średnie poparcie mieliby przedstawiciele listy w przeliczeniu na mandaty, a to dopasowujemy do średniej pozostałych list.

Odnosząc się do wyżej wskazanego przykładu widzimy, że trzech wybranych radnych PiS ma i tak wyższą średnią siłę, niż jeden radny SLD czy PFS, przez co to PiS-owi (w tym przypadku należy się 3 mandaty przed kolejnym dla mniejszych. Do tego właśnie sprowadza się metoda d’Hondta!

D’Hondt – TAK! Wypaczenia – NIE!

Obiegowa opinia mówi, że d’Hondt premiuje większe partie. To rażąca półprawda, a winna nie jest metoda, co jej zastosowanie. Metoda to jest niebywale sprawiedliwa, jednak procenty głosów mogą oddawać proporcję mandatów dopiero przy większej skali, np. przy 460 mandatach. Tak, tylu posłów liczy polski Sejm, jednak i tu premiowane są wielkie stronnictwa. Dlaczegóż to?

Polska jest podzielona na 41 okręgów wyborczych, z których najmniejszy liczy 7 mandatów (Częstochowa), a największy 20 (Warszawa), więc proporcjonalność jest znacznie ograniczona. Ta ograniczona proporcja jest następnie multiplikowana na pozostałe okręgi, co pododuje wrażenie o rzekomym premiowaniu dużych partii.

Są jednak wybory, gdzie metoda jest stosowana w czysty sposób. Są to wybory do Parlamentu Europejskiego. W tym przypadku w pierwszej kolejności mandaty dzieli się między komitety wyborcze wg ich wyników w skali kraju, a zdobyte w ten sposób mandaty przez dany komitet dzieli się następnie między okręgi wyborcze wg wyników list tego komitetu.

Ten wariant jest mi bliższy, ponieważ bardziej jesteśmy przywiązani do podziałów aksjologicznych (wzgl. partyjnych), niż do więzi terytorialnych. Któż czuje się emocjonalnie związany z okręgiem sejmowym nr 18 (siedlecko-ostrołęckim), płocko-ciechanowskim do sejmiku, albo winnicko-pokrzywnickim do rady powiatu? Linie podziału mentalnego biegną jednak na liniach prawica – lewica, kapitalizm – socjalizm, nacjonalizm – kosmopolityzm, PiS – PO itd. Większą stratą jest dla nas brak swej reprezentacji ideowej w Sejmie, niż brak przedstawiciela swojego powiatu czy nawet okręgu wyborczego. Dlatego wolałbym przenieść model „euro-wyborów” na pozostałe rodzaje wyborów.

Wojciech Zrayko

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do