
Nasz lokalny Tygodnik Pułtuski szczyci się w swoim artykule z dnia 5 lipca br., że tak skutecznie działał, poprzez pisma i petycje kierowane do różnych instytucji związanych z ustalanie przepisów na wodach śródlądowych, że od 12 lipca br. na Narwi obowiązuje dla wszystkich jednostek pływających prędkość do 15 kilometrów na godzinę. Jak można szczycić się działaniami, które w konsekwencji prowadzą do radykalnego ograniczenia rekreacji na wodzie. Przecież dla Pułtuska Narew to niemal jedyna atrakcja.
Mieszkańcy od wieków korzystali z dobrodziejstwa przepływającej rzeki. Do miasta przypływają turyści, którzy wydają tu swoje pieniądze, a rzeka żyje. Takich turystów już nie zobaczymy, bo z Zalewu Zegrzyńskiego do Pułtuska przy tych ograniczeniach będą musieli na podróż przeznaczyć 3 godziny w jedną stronę. A co z naszymi mieszkańcami? Aktualnie mamy w mieście trzy dobrze prosperujące porty, w których cumuje większość łodzi motorowych, dla których poruszanie się z prędkością poniżej 15 km/h nie pozwala na w pełni rekreacyjne ich wykorzystanie i powoduje narażanie silników na liczne awarie.
Niektórzy mieszkańcy, mając pewność, że na Narwi mogą rozwijać większe prędkości, zakupili swoje łodzie za olbrzymie kwoty, czasem przekraczające 200 000 zł. Kto pokryje im koszty, skoro z dnia na dzień ich jednostki skazane zostały na postój w portach? Czy to było celem działań Urzędu Żeglugi Śródlądowej oraz przyklaskującej mu Redakcji Tygodnika Pułtuskiego? Zasłanianie się bezpieczeństwem na wodzie to czysta demagogia. Czy ktoś przeanalizował dane statystyczne o wypadkach na Narwi z udziałem łodzi motorowych? Czy wypowiadała się na ten temat policja? Czy wreszcie nie można było wprowadzić ograniczeń prędkości na konkretnych odcinkach rzeki? Te pytania pozostają bez odpowiedzi.
Najgorsze w tym jest jedno, że urzędnik – Dyrektor Urzędu Żeglugi Śródlądowej podjął decyzję tak drastycznego ograniczenia żeglugi na Narwi i innych rzekach bez jakichkolwiek konsultacji społecznych. O zamiarze ograniczenia prędkości na wodzie nic nie wiedziała Policja, lokalne stacje WOPR, organizacje skupiające wodniaków czy wreszcie samorządy miast i gmin, przez które przepływają te rzeki. To wyrazisty przykład ignorancji legislacyjnej tego urzędu. Wydawało się nam, że bezpowrotnie minął okres pisania prawa na kolanie i uchwalanie go w czasie nocnych posiedzeń parlamentu i rano uzyskiwanie podpisu głowy państwa. Czyżby w niższych instytucjach państwowych te standardy pozostały niezmienione i dalej były stosowane. Mogę powiedzieć jedno – jest mi po prostu wstyd.
Uważam, że tylko szeroki lobbing w tej sprawie spowoduje, że ktoś się opamięta i doprowadzi do zmiany tego drakońskiego prawa.
Sławomir Kazimierczak
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
I bardzo dobrze zrobili, bo miejsce dresolotów o mocach silników idących w setki KM jest na morzu! Teraz nowe ruskie jak to zwykł był mawiać szanowany działacz żeglarski z Giżycka albo będą musieli sprzedać swoje arcykosztowne zabaweczki, albo pływać jak przyzwoici ludzie, nie piętrząc rujnujących brzegi fal, i nie rozdzierając flaków przebywającym nad wodą przeraźliwym rykiem. Przy okazji może zrobi się luźnej w porcie i nie będę miał problemu ze znalezieniem miejsca gdy jak co roku przypłynę z Warszawy swoim "Leśnym Dziadkiem" który gdy tylko jest to możliwe - porusza się za pomocą żagli.
Panie Kazimierczak (nie zwracam się per "Kolego" ponieważ za wodniaka pana nie uważam i uważał nie będę, bez względu na to jak wielkim i kosztownym dresolotem rozbijał się pan dotąd po Narwi i chciałby się rozbijać nadal): niech się pan o policję i Pułtuskie WOPR niepotrzebnie nie troszczy. Ich ograniczenie szybkości podczas akcji dotyczyć nie będzie, czy to będzie chodziło o ratowanie ludzkiego życia, czy to o zhaltowanie niesubordynowanego amatora zatruwania normalnym ludziom wypoczynku nad wodą rykiem wolnego wydechu i rujnującymi brzegi falami. I mam nadzieję że po Narwi przyjdzie kolej i na jeziora.
Bardzo pouczający artykuł. Dzięki niemu kajakarze, żeglarze, wędkarze, plażowicze a także wszystkie inne osoby lubiące wypoczywać nad wodą mają całkowitą już pewność że ci co sami siebie określali mianem "braci motorowodniackiej" za rekreację uważają rozbijanie się po wodzie ile fabryka dała, nie bacząc na to że w ten sposób pozbawiają prawa do rekreacji wszystkich pozostałych wymienionych wcześniej. Płynięcie z umiarkowaną prędkością, nie wzbudzającą niszczycielskich i niebezpiecznych zwłaszcza dla kajakarzy fal, któremu nie towarzyszy rozdzierający flaki ryk setek koni mechanicznych, nierzadko potęgowanych przez nadwodny wydech nie jest dla tej grupy bardziej atrakcyjne niż stanie w portach, jak to sam autor potwierdził, zapowiadając ze w razie utrzymania ograniczeń prędkości przyjdzie mu trzymać kosztowną i uciążliwą dla innych zabaweczkę w porcie. I złorzeczy jaka to wielka tragedia się stała że z Pułtuska do takiego np. Serocka przyjdzie się telepać blisko 3 godziny zamiast śmignąć w kilkanaście minut, nie musząc przejmować się korkami i wypadkami na DK61 jak to by było gdyby do tego celu wybrać samochód. A może autor i jego koledzy naprawdę myślą że tłumy mieszkańców Pułtuska przychodzą nad Narew specjalnie po to aby podziwiać prujący powierzchnię wody przedłużacz ego autora, wględnie skutery wodne kręcące wokół siebie bączki a gdy im się to uniemożliwi - Narew stanie się martwa i ludzie przychodzić nad jej brzegi przestaną? Tylko czy powyższe stanowisko podziela także jego macierzysty Pułtuski Klub Wodniaków? Naprawdę skupia on już tylko podobnych jemu? Gdybym sam należał do tego klubu - byłobym mi za takiego za przeproszeniem członka po prostu wstyd.
Odpowiedzi na pytanie postawione na końcu poprzedniego komentarza udzielił sam rzecznik tego czegoś co ma czelność mienić się Pułtuskim Klubem Wodniaków: "– Wprowadzenie tego ograniczenia spowoduje śmierć turystyki na terenie Pułtuska i okolic. Niestety turystyka jest takim obszarem, z którego Pułtusk bardzo dużo czerpie. Ludzie, którzy przyjeżdżają z Zalewu Zegrzyńskiego zostawiają dużo pieniążków. Zahamowanie turystyki wodnej spowoduje zarastanie rzeki, co spowoduje, że ta rzeka przestanie istnieć – ocenił Adam Knochowski, rzecznik Pułtuskiego Klubu Wodniaków." Panie Knochowski, jesteś pan hipokrytą czy kompletnym ignorantem? Aż do końca PRL nie było praktycznie na Narwi szybkich motorówek (klub który posiadał jedną motorówkę napędzaną sowieckim Wichrem o mocy zaledwie 30KM miał wtedy powód do dumy) a jednak rzeka przez tyleset lat nie zarosła. Zielska rosnące w wodzie nie wycinają motorówki swoimi śrubami tylko zjadają ryby i ptactwo wodne, w tym łabędzie. A bandyterka rozbijająca się po akwenach motorówami projektowanymi na amerykańskie wody przybrzeżne zabija i płoszy jedno i drugie! Teraz już wiem że tzw. Pułtuski Klub Wodniaków niczym nie różni się od zgrai dresiarzy umawiających się w knajpie na nocne palenie gum na miejskich ulicach.