Reklama

Unde malum... W 86. rocznicę deportacji ludności żydowskiej z Pułtuska

Dziś przy pomniku poświęconym społeczności żydowskiej, u zbiegu ulic Kotlarskiej z Al. Polonii, z inicjatywy polonistki i społeczniczki Wandy Konieckiej-Pienkos, odbyła się uroczystość upamiętnienia wydarzeń sprzed 86 lat, kiedy to ludność żydowska zamieszkująca Pułtusk została wypędzona z domów i deportowana.

Zaproszenie inicjatorki przyjęli przedstawiciele samorządów powiatowego i gminnego – Członek Zarządu Powiatu Pułtuskiego Robert Czyżewski, Kierownik Wydziału Promocji w Urzędzie Miejskim w Pułtusku Paulina Dąbkowska, Dyrektor Muzeum Regionalnego w Pułtusku Andrzej Popowicz, przedstawiciel społeczności żydowskiej Gil Stein, którego rodzina podzieliła los deportowanych z Pułtuska. Przyszli również uczniowie i nauczyciele pułtuskich szkół – Publicznej Szkoły Podstawowej nr 2, Liceum Ogólnokształcącego im. Piotra Skargi, Zespołu Szkół Zawodowych im. Jana Ruszkowskiego oraz Zespołu Szkół im. Bolesława Prusa.

Bardzo się cieszę, ponieważ wydaje mi się, że coraz więcej nas tu przybywa pod ten pomnik, aby uczcić pamięć tej części społeczności Pułtuska, która z nami była integralnie związana przez co najmniej 200 lat – powiedziała Wanda Koniecka-Pienkos.

Do zebranej społeczności list skierowała przewodnicząca Pułtusk w Izraelu Zafrira Malovany Shmukler, której rodzina żyła w Pułtusku:

„Ważne jest dla mnie, aby powiedzieć, że wdzięczność i uznanie są dla mnie wartością nadrzędną. Nie jest dziś oczywiste, że uczniowie idą na grób w wypędzonych z domu w Pułtusku przez nazistowskich Niemców 26 września 1939 roku, aby uczcić ich pamięć, zapalić znicze i złożyć wieńce. Prawdopodobniejsi wiecie, że do wybuchu II wojny światowej w Pułtusku mieszkało około 7 tysięcy Żydów, co stanowiło znaczną liczbę w stosunku do ogólnej liczby mieszkańców miasta. Wszyscy żyli w dobrym sąsiedztwie i w dobrej przyjaźni. Uczyli się w szkołach powszechnych, niektórzy w szkołach ortodoksyjnych. Pracowali na wspólnych zajęciach, kupowali od siebie w sklepach. Dzieci bawiły się ze sobą we wszystkie dziecięce gry, od gry w piłkę po gry uliczne, zimą jeździły na łyżwach, wiosłowali i pływali razem po Narwi. Mieszkali nawet w tych samych domach. (…) I to wszystko, to wszystko skończyło się jednego dnia – 26 września 1939 roku. 86 lat temu żydowscy mieszkańcy miasta obchodzili święto Sukkot (pol. Święto Szałasów/Namiotów, przyp. red.), podczas którego przez siedem dni siedzieli przed domem, upamiętniając dni wędrówki Żydów przez pustynię do ziemi Izraela. Niemcy weszli i zabrali wszystkich Żydów do parku obok zamku. Nikt nie miał czasu, żeby zabrać ze sobą ubrania, torby. Zostali poprowadzeni przez stary drewniany most na Narwi, gdzie część z nich została wrzucona do rzeki, część zamordowana, część zdołała uciec.

W poruszającym geście, w którym przedstawiciele miasta i powiatu, nauczyciele i uczniowie składacie nam dzisiaj, ilustrujecie wartość pamięci i upamiętnienia Żydów z Pułtuska. Stojąc tutaj, przy pomniku, mówicie, że nie zapomnieliście o waszych żydowskich sąsiadach, i zawsze będziecie o nich opamiętać (…)”.

Wanda Kopniecka-Pienkos z myślą o młodzieży przywołała historię rodziny Lichtenstein, którą utrwaliły jej uczennice w 2002 roku. – Los tej rodziny jest podobny do historii wielu wypędzonych rodzin i może być symboliczny.

„Rodzina Lichtenstein żyła tutaj, bardzo niedaleko, na dzisiejszej ulicy Słowackiego nr 2 – jest to ostatnia kamienica kończąca tę mierzeję rynku, po drugiej stronie już tylko biblioteka, a naprzeciwko fontanna. Dziś mieści się tam sala zabaw dla dzieci.

Była to rodzina zajmująca się handlem – na dole piętrowego domu znajdował się sklepik, w którym pracowali dziadkowie Lichtenstein. Ich syn Jankiel mieszkał na pierwszym piętrze z trójką swoich dzieci. Utrzymywali się ze sklepu oraz produkcji kaszy. Ich życie przebiegało poczciwie i spokojnie – do września '39 roku, kiedy Pułtuska wkroczyli Niemcy. Pułtuscy żydzi byli chyba jednymi z piskliwszych, deportowanymi tak błyskawicznie po zajęciu polskich miast. Inne deportacje odbywały się co najmniej około rok później. Wyrzuceni brutalnie ze swojego domu, poprowadzeni na rynek naszego miasta, w miejsce, gdzie dziś jest się fontanna. Znajdowały się tam duże zbite stoły ze skrzyżowanymi nogami i tam, wszytko co posiadali, cokolwiek udało się im wziąć z domów, musieli oddać Niemcom, byli rewidowani i dokładnie sprawdzani. Z rynku zostali poprowadzeni do parku, a następnie na most (dzisiejszą kładkę), który wówczas był mostem do Wyszkowa. Dziadkowie Lichtenstein byli słabi, zniedołężniali. Niemcy brutalnie zrzucili ich z tego mostu w nurt Narwi... Ich dzieci i wnukowie byli tego świadkami...

Kolejny dramat rozegrał się na popławskich łąkach, gdzie Niemcy urządzili sobie zabawę – wykopali wielki rów i kazali przez niego przeskakiwać. Komu nie udało się przeskoczyć, tego na miejscu zabijano. I tak się stało z ojcem i matką Lichtensteinów. Nie wiadomo co stało się z dwójką dzieci, bo wojnę przeżył tylko mały wówczas, dziewięcioletni Abraham. Chłopiec był świadkiem okrutnej śmierci dziadków i rodziców... Zgubił się w tłumie wygnańców, odłączył się od rodzeństwa. Udało mi się uciec drogą w kierunku Obrytego. Dotarł do wsi, gdzie schronienia udzielili mu chłopi. Później, jak wieku pułtuskich Żydów, którzy udali się w kierunku Obrytego, przedostał się na ziemie okupywane przez sowietów po 17 września 1939 roku. Okres wojny przeżył w ośrodkach opiekuńczych na ternie Związku Radzieckiego, gdzie też warunki nie były łatwe. Po wojnie przedostał się do Izraela, założył rodzinę. Żona urodziła mu dwóch wspaniałych synów.

W 2000 roku odwiedził Polskę. Przyjechał do Pułtuska, aby odwiedzić miasto i rodzinny dom. Oprowadzany był przez pana Jarząbka. Wędrując po Pułtusku, rozpoznawał wiele ulic i domów. Kiedy weszli na kładkę prowadzącą na Popławy, Abraham przypomniał sobie chwilę, kiedy na zawsze rozstał się z najbliższymi, oparł się o barierkę mostu, a z jego oczu popłynęły łzy...”.

Dzisiaj, pod tym pomnikiem pytamy, jak nieludzki może być człowiek, skąd zło? Wybitny polski poeta Tadeusz Różewicz odpowiada na to pytanie w wierszu „Unde malum” (skąd zło). „Jak to skąd / z człowieka / zawsze z człowieka / i tylko z człowieka” – podsumowała przypominane dziś historie Wanda Koniecka-Pieńkos. Cytujemy w całości, ten jakże aktualny dziś wiersz:

Unde malum?

Skąd się bierze zło?

jak to skąd

z człowieka

zawsze z człowieka

i tylko z człowieka

 

człowiek jest wypadkiem

przy pracy

natury

jest

błędem

 

jeśli rodzaj ludzki

wyczesze się

własnoręcznie

z fauny i flory

ziemia odzyska

swój blask i urok

natura swą czystość

i nie-winność

 

żadne stworzenie poza

człowiekiem

nie posługuje się słowem

które może być narzędziem

zbrodni

słowem które kłamie

kaleczy zaraza

 

zło nie bierze się z braku

ani z nicości

zło bierze się z człowieka

i tylko z człowieka

 

jesteśmy w myśli – jak powiada Kant –

a tym samym odtąd w bycie

inni niż czysta natura

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo pultusk24.pl




Reklama
Wróć do